W polskim systemie prawnym znajduje się coraz więcej przepisów prawa, które napisane są niestarannie, w sposób nazbyt ogólny, tak, iż stają się podstawą dwóch skrajnie różnych opinii prawnych, tak samo dobrze jednak uargumentowanych. Efekt jest taki, że to ostatecznie sąd, w węższym lub szerszym składzie, dokonując subsumcji określonego stanu faktycznego pod konkretną normę, podejmuje jednocześnie ostateczną interpretację przepisu i daje jego wykładnię. Cóż jednak z tego, skoro wyroki sądu nie stanowią precedensu na wzór brytyjskiego common law i kolejne sądy mogą dokonać innej, skrajnie różnej interpretacji?
Ochrona praw nabytych obejmuje również tzw. ekspektatywy, czyli sytuacje gwarancji nabycia określonego prawa po spełnieniu określonych warunków – np. prawo do emerytury. TK stwierdził, że ochrona ekspektatyw jest jednak nieco słabsza od ochrony praw już nabytych i ogranicza się do ekspektatyw już maksymalnie ukształtowanych, czyli takich sytuacji, w których spełniono wszystkie zasadnicze przesłanki ustawowe nabycia określonego prawa. Taka regulacja ma zasadnicze znaczenie w przypadku prawa z zakresu ubezpieczeń społecznych.
Norma prawna stanowiona jest przez prawodawcę po to, by zrealizować konkretny cel przed nią stawiany. Tym samym norma ta zawiera środek, bądź zespół środków, przy pomocy których cel ten jest realizowany. I tu pojawia się kolejny wymóg wobec państwa prawa: cel zakładany przez prawodawcę może być osiągany tylko przy pomocy adekwatnych (proporcjonalnych) do niego środków przewidzianych w stanowionej przez niego normie prawnej.
Zgodnie z zasadą proporcjonalności (miarkowania) konieczne jest zatem zachowanie właściwej relacji między założonym celem działania, a zastosowanymi dla realizacji tego celu środkami. Wybrane do zastosowania środki muszą pozostawać w rozsądnej relacji do zamierzeń, ustawodawca ma zatem obowiązek zastosowania możliwie najłagodniejszego środka, niezbędnego do realizacji obranego, konkretnego celu. Adekwatnie do tego brzmi teza, zgodnie z którą w państwie prawa cel nie uświęca środków, celowość powinna być podporządkowana słuszności, zaś racja stanu racji prawa[3].
W polskiej konstytucji wymóg proporcjonalności, poza jego bezpośrednim wynikaniem z wyartykułowanej w art. 2 konstytucji zasady państwa prawa, zapisany został w szczególności w art. 31 ust. 3. Zgodnie z ustanowioną tam normą ingerencje ustawodawcy w sferę wolności jednostki są dopuszczalne jedynie w takim zakresie, w jakim jest to niezbędne dla ochrony bezpieczeństwa lub porządku publicznego, ochrony środowiska, zdrowia lub moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób.
Kolejną zasadą przyzwoitej legislacji jest ustanowienie odpowiedniego okresu vacatio legis, czyli czasu „spoczywania” prawa, okresu dostosowawczego koniecznego przy wprowadzaniu w życie nowych rozwiązań prawnych. W stosunku do ustawy okres ten wynosi co do zasady 14 dni. Przepisy ustawowe, jak i orzecznictwo TK dopuszczają jednak możliwość skrócenia tego 14-dniowego okresu, ale tylko w wyjątkowych przypadkach, tzn. tylko wtedy, gdy przemawiają za tym bardzo istotne okoliczności, lub gdy istota nowych przepisów jest taka, że nie wymagają one takiego okresu dostosowawczego. Ten wyjątek nie obejmuje jednak przypadków, w których nowe przepisy prawne kierowane są przede wszystkim do obywateli. Zawsze w takiej sytuacji wymagane jest odpowiednie, co najmniej 14-dniowe vacatio legis. TK stwierdził także, że w przypadku gdy nowe przepisy dotyczą podatków, działalności gospodarczej, czy też innej ważnej dla obywateli dziedziny, okres dwutygodniowy może okazać się zbyt krótki. Wtedy obowiązkiem ustawodawcy jest ustanowienie odpowiednio dłuższego okresu dostosowawczego. Zbyt krótkie vacatio legis będzie więc pogwałceniem zasad praworządności, a tym samym może stanowić podstawę do stwierdzenia sprzeczności aktu normatywnego z konstytucyjną zasadą państwa prawa.
Omnipotencja złego prawa
Brak respektu dla powyższych zasad przyzwoitej legislacji – zwłaszcza zaś dla określoności prawa i jego proporcjonalności – prowadzi do legislacyjnego bałaganu. Na to nakłada się europejska „moda” totalnej reglamentacji prawnej. Posłowie, miast zajmować się racjonalną nowelizacją podstawowych aktów prawnych, takich jak choćby przywoływane na wstępie prawo wyborcze, zajmują się w sejmowej komisji do spraw Unii Europejskiej np. „projektem rozporządzenia Rady ujednolicającym ustawodawstwo państw członkowskich w zakresie siedzeń w ciągnikach kołowych rolniczych lub leśnych”… To nie żart, tak naprawdę jest.
W ten sposób dochodzi do tego, iż sejm staje się fabryką prawnych bubli, ogrom przepisów generuje bowiem ich kiepską jakość. I tak powstaje błędne koło – przepisy są złe, więc się je szybko i często „poprawia”, efektem są kolejne wadliwe regulacje itd. I tak w 2010 r. sejm uchwalił 232 ustawy, z czego 179 to nowelizacje. Daje to łącznie 18 tys. stron aktów prawnych (licząc w tym także rozporządzenia i umowy międzynarodowe). Czy na pewno potrzeba nam tego aż tyle? Patrząc na sprawy, którymi zajmuje się sejm i sposób ich regulowania, można śmiało odpowiedzieć, że nie.
Przemysław Czarnek - Doktor nauk prawnych, adiunkt w Katedrze Prawa Konstytucyjnego KUL, wykładowca Instytutu Edukacji Narodowej.
[3] Najgłośniejszym bodaj orzeczeniem TK, w którym niespełnienie właśnie wymogu proporcjonalności prawa jako postulatu formalnego państwa prawa stało się podstawą do stwierdzenia niekonstytucyjności konkretnej ustawy, jest orzeczenie z dnia 28 V 1997 r. (K 26/96) w sprawie zgodności z ustawą zasadniczą nowelizacji ustawy antyaborcyjnej z dnia 30 VIII 1996 r. Zasadniczym rozwiązaniem przyjętym w tej nowelizacji było wprowadzenie czwartej możliwości dokonywania zabiegu aborcji. Do obowiązujących wówczas i obecnie trzech przypadków legalnej aborcji – gdy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu kobiety ciężarnej, gdy jest ona wynikiem czynu zabronionego, albo gdy dziecko w łonie matki jest nieuleczalnie chore – dodano możliwość przeprowadzenia aborcji z tzw. względów społecznych. Kobieta ciężarna, znajdująca się w ciężkich warunkach życiowych lub trudnej sytuacji materialnej, zgodnie z tą regulacją, po spełnieniu wskazanych tam warunków (m.in. po odbyciu konsultacji psychologicznych), przed upływem trzeciego miesiąca ciąży mogła się poddać legalnemu zabiegowi usunięcia ciąży – mówiąc wprost i bez ogródek zabiegowi zabicia człowieka rozwijającego się w jej łonie. Trybunał kontrolując konstytucyjność nowego prawa uznał, że wskazane wyżej rozwiązania są niezgodne przede wszystkim z zasadą państwa prawa przez to, że legalizują przerwanie ciąży „bez dostatecznego usprawiedliwienia koniecznością ochrony innej wartości, prawa lub wolności konstytucyjnej” oraz wskazują nieokreślone kryteria tej legalizacji, „naruszając w ten sposób konstytucyjne gwarancje dla życia ludzkiego”. Zatem w przyjętej regulacji, pomimo zbożnego, ze wszech miar godnego poparcia celu – pomoc kobiecie ciężarnej, która znajduje się w trudnej sytuacji materialnej, jest obowiązkiem społeczeństwa, bo przecież urodzenie dziecka spowoduje, że sytuacja ta z pewnością ulegnie dalszemu pogorszeniu – zastosowane zostały jednak środki zupełnie nieproporcjonalne, nieadekwatne do tego celu. Sytuacja materialna kobiety ciężarnej nie jest bowiem w żadnej mierze wartością, której ochrona uzasadniałaby dokonanie zabiegu aborcji – jak woli nazywać to wielu, albo zabicie człowieka w jego wczesnej fazie rozwoju – jak to jest w rzeczywistości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.