Współczesny judaizm jest więc młodszy od chrześcijaństwa. W dodatku kształtował się często w opozycji do niego. Z tego powodu gaszone były w judaizmie rabinicznym wątki mesjańskie. Najważniejsze jest to, by zachowywać Prawo, które Pan przekazał w Torze pisanej i ustnej - tylko to zapewni przetrwanie.
Od kilku lat mieszka Ojciec i pracuje w Jerozolimie. Przez ten czas pewnie bardzo zmienił się sposób, w jaki Ojciec postrzega Ziemię Świętą. Co najbardziej zaskakuje człowieka, który po raz pierwszy tam przyjeżdża?
Mnie najbardziej zdziwiły niewielkie rozmiary odwiedzanych miejsc. Spodziewałem się na przykład, że zobaczę w Jerozolimie potężne Stare Miasto. Patrząc na nie z tarasu widokowego na Górze Oliwnej, byłem jednak bardzo rozczarowany. Jego obszar jest porównywalny z obszarem krakowskiego Starego Miasta - ma nieco inny kształt, bardziej kwadratowy. Jedynie Plac Świątynny jest spory, jego rozmiary to około 360 na 400 m, co daje powierzchnię mniej więcej dwa razy większą od krakowskiego Rynku.
Podobnie poczułem się zawiedziony, gdy zobaczyłem rzekę Jordan. Wyobrażałem ją sobie może nie tak szeroką jak Amazonka przy ujściu, ale chociaż jak Wisła w Warszawie. Tymczasem Jordan przy ujściu do Morza Martwego przypomina raczej Rudawę, małą rzekę płynącą w pobliżu krakowskich Błoni i to po trzech tygodniach suszy.
Jak dzisiaj wyglądają miejsca, o których czytamy w Ewangeliach? Czy zostało coś z tamtego świata?
Została na pewno rzeźba terenu - tam gdzie były góry, nadal są góry, tam gdzie były doliny, są doliny. Nie sądzę też, aby roślinność bardzo się zmieniła od tamtych czasów. Ale np. Grota Narodzenia, która kiedyś była grotą pasterską, teraz znajduje się w podziemiach kościoła. Była też wiele razy przerabiana: poszerzana, upiększana. Podobnie jest z Golgotą. Niegdyś była skalnym klifem nad kamieniołomem. Obecnie właściwie nie widać wzniesienia i polscy pielgrzymi są rozczarowani, że nie wdrapują się jak po zboczach góry w Kalwarii Zebrzydowskiej, a jedynie wchodzą po schodkach - mniej więcej na wysokość pierwszego piętra - do mrocznej kaplicy.
A Nazaret?
Nazaret jest w tej chwili największym miastem arabskim na terenie Państwa Izraela. Unoszą się nad nim zapachy aromatycznych ziół, pieczonej baraniny, kebabu. Ma ponad 70 tys. mieszkańców, połowę z nich stanowią chrześcijanie, reszta to muzułmanie. Tuż obok powstało drugie miasto - Górny Nazaret (Nazaret Illit), które jest z kolei miastem żydowskim, zamieszkanym w większości przez Izraelczyków. Można powiedzieć, że Górny Nazaret został zbudowany jako przeciwwaga dla tego arabskiego.
Ale może jest jakieś miejsce, o którym można powiedzieć: „O, tu jest tak, jak dwa tysiące lat temu!"
Na pewno na pustyni niewiele się zmieniło. Gdy wejdziemy w jakąś dolinę (wadi) na pustyni, możemy mieć poczucie, że tu jest dokładnie tak samo jak przed tysiącami lat. Może z wyjątkiem znaków szlaku turystycznego...
Skoro wszystko jest inaczej, to Żydzi pewnie też już nie czekają na Mesjasza?
Trudno mi odpowiedzieć, nie jestem specjalistą w dziedzinie współczesnego judaizmu. Zburzenie Świątyni Jerozolimskiej w 70 r. n.e. było taką katastrofą dla judaizmu tamtego czasu, że nawet niektórzy uczeni izraelscy mają wątpliwości, czy obecną postać tej religii można uznać za jego bezpośrednią kontynuację.
Rok 70 uważa się za koniec tzw. judaizmu Drugiej Świątyni, który był religią wielopostaciową. Z jednej strony dużą rolę odgrywały w nim praktyki ofiar w Świątyni Jerozolimskiej, z zaś ogromne znaczenie miały wspólnoty żyjące w diasporze poza Palestyną, oparte na systemie synagogalnym. Judaizm diaspory był nurtem misyjnym, głęboko filozoficznym i dlatego atrakcyjnym dla świata pogańskiego, np. dla Greków z ich nie do końca poważną mitologią.
Po zburzeniu Świątyni Żydzi musieli na nowo zdefiniować swoją religię. Wyobraźmy sobie, że nagle Kościołowi katolickiemu z dnia na dzień odebrano możliwość sprawowania sakramentów. To była właśnie podobna sytuacja. W momencie kryzysu każda wspólnota staje się konserwatywna: główną troską jest już misja, rozwój, otwartość, ale zachowanie tradycji, uratowanie tożsamości. Do tego potrzebny jest tekst i autorytet. Jedynym stronnictwem, które przetrwało właściwie bez szwanku zagładę Świątyni, byli faryzeusze, doskonale zachowujący najdrobniejsze przepisy - pamiętamy z Ewangelii uwagi Jezusa skierowane pod ich adresem o przecedzaniu komara przez sito. Uważali, że Mojżesz otrzymał od Boga szereg szczegółowych przepisów Prawa, które nie zostały spisane w Pięcioksięgu, istniały za to w tradycji ustnej. W sytuacji kryzysu stwierdzili, że należy je wszystkie zebrać i spisać. Na przełomie II III w. n.e. powstała więc Miszna (pierwsza część Talmudu), która jest właśnie zapisem Tory ustnej. Tak powstawał tekst, na którego podstawie zbudowano nową tożsamość judaizmu. Autorytetami zaś stali się rabini, którzy ten tekst potrafili zinterpretować.
Współczesny judaizm jest więc młodszy od chrześcijaństwa. W dodatku kształtował się często w opozycji do niego. Z tego powodu gaszone były w judaizmie rabinicznym wątki mesjańskie. Najważniejsze jest to, by zachowywać Prawo, które Pan przekazał w Torze pisanej i ustnej - tylko to zapewni przetrwanie.
Z tego, co Ojciec mówi, wynika, że pielgrzymi do Ziemi Świętej niemal na każdym kroku doznają jakiegoś rozczarowania. Tymczasem większość z nich wraca stamtąd pod takim wrażeniem, że przez wiele następnych lat nadal przeżywają ten wyjazd, ciągle o nim opowiadają, chcą wrócić. Co ich tam przyciąga?
Mnie zachwyciła różnorodność krajobrazów. Na małym terenie, który ma obszar nieco mniejszy od województwa mazowieckiego, znajdziemy właściwie wszystko: od gorących pustyń po ośnieżoną górę Hermon, na której stokach można zimą jeździć na nartach; od roślinności subtropikalnej po górską.
To jest niezwykłe, ale nie tłumaczy wyjątkowości tego miejsca. Tym, co rzeczywiście sprawia, że ludzie tak mocno przeżywają wizytę w Ziemi Świętej, nie są ani plaże, ani stoki narciarskie, nie roślinność i nie ukształtowanie terenu, ale historia tego miejsca i jego religijne znaczenie. To miejsce jest wyjątkowe, bo tam wydarzyły się rzeczy ważne i dla chrześcijaństwa, i dla judaizmu. W mniejszym stopniu dotyczyły one islamu, niemniej sama Jerozolima jest dla muzułmanów miejscem świętym. Cała ta przestrzeń jest nasycona znaczeniem religijnym. Gdzie się człowiek nie obróci, dotyka jakiegoś świętego miejsca...
Jest chyba nawet jakiś syndrom z tym związany?
To prawda. Psychiatrzy izraelscy oznaczyli jednostkę chorobową, którą nazwali syndromem jerozolimskim. Występuje on u osób religijnych - niezależnie od tego, jaką religię wyznają- albo takich, które przeżywają nagłe nawrócenie. Przyjeżdżają do Ziemi Świętej i siła ich doznań religijnych jest tak duża, że zaczynają utożsamiać się z jakąś ważną postacią swojej religii. Chrześcijanie często utożsamiają się z Jezusem, Janem Chrzcicielem, którymś z apostołów, Maryją czy Marią Magdaleną, Żydzi z Mojżeszem, Eliaszem, prorokami, a muzułmanie najczęściej z którymś z ważnych kalifów. Opowiada się, że pewien amerykański milioner, który przyjechał do Jerozolimy w latach 70. ubiegłego wieku, tak przeżył tę pielgrzymkę, że rozdał swój majątek i do końca życia żebrał na ulicach Starego Miasta. Najczęściej jednak wystarczy, by ktoś, kogo dotknął syndrom jerozolimski, po prostu wyjechał z Ziemi Świętej, wtedy wszystko się uspokaja.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.