O sukcesie przejezdności polskich autostrad, klubie bilardowym w Szanghaju i „pięknym chaosie” z posłem Jerzym Polaczkiem rozmawia Wiesława Lewandowska
– A może to szacunki polskiego rządu były zawyżone?
– Praktyka pokazała, że nie. To partnerzy z Chin zaproponowali nierealnie niską cenę, a rząd jakimś cudem uwierzył w cuda… Wykonawca na tym źle nie wyszedł – zszedł z placu budowy, a za to, co wykonał, dostał pieniądze.
– Tym, że chińska firma nie podołała wyzwaniu, najbardziej zaskoczony wydaje się sam rząd…
– Powinien być ostatni w dziwieniu się… Teraz zleca dokończenie tej inwestycji z wolnej ręki. Pytam się: Jeśli ta „wolna ręka” jest legalna, to dlaczego rząd nie zastosował jej na budowie autostrady A4 – gdzie od kilku miesięcy mamy pusty plac budowy po wyjściu firmy z… Macedonii.
– Dlaczego wybrano tę chińską ofertę, skoro z góry było wiadomo, że nie daje ona żadnych gwarancji wykonania inwestycji?
– Problem polega na tym, że rząd podpisał umowę nie z tymi Chińczykami, którzy budowali prawdziwą infrastrukturę… Jak się okazało, ta spółka-córka firmy Covec to niewielki podmiot zatrudniający dwa lata temu w Chinach ok. 300 osób, mający sprzedaż roczną niewiele przekraczającą wartość kontraktu zawartego w Polsce (ok. 1 mld 700 mln zł), operujący głównie na rynku afrykańskim, w takich państwach, dla nas egzotycznych, jak Mauretania, Zambia, Mali czy na wyspach Fidżi…
– Polski rząd dał się oszukać…
– … jak mały Kazio! A w dodatku sprawa została wyjaśniona nie przez rząd, ale przez jeden z dzienników, który przeprowadził telefoniczne śledztwo… To kompromitacja rządu, który nie zadaje sobie najmniejszego trudu, aby zweryfikować wchodzącego po raz pierwszy na rynek polski nieznanego partnera azjatyckiego; nie zweryfikowano jego wiarygodności, a przede wszystkim możliwości finansowych, doświadczenia i rekomendacji… Żeby to zrobić, nie trzeba było nawet sięgać do pomocy służb specjalnych… Jeśli podpisało się umowę za miliard złotych, to trzeba mieć jeszcze ten tysiąc złotych, aby oficjalnie zapytać się o ocenę wiarygodności i doświadczenia partnera z Azji (tego konkretnego), który wchodzi na plac budowy w Polsce.
– Beztroska to, głupota, czy coś jeszcze?
– Powiedziałbym, że chyba to „coś jeszcze”… A to „coś” jest zawsze trudno identyfikowalne, choć, niestety, ostatnio zbyt często towarzyszy ważnym dla kraju zdarzeniom… Nie wierzę w przypadki w takich sytuacjach! Najbardziej ciekawe jest to, że rząd komunikuje Polakom, iż uzyska wielomilionowe odszkodowania i gwarancje w sytuacji, gdy polscy przedsiębiorcy, którzy próbowali nawiązać kontakt z przedstawicielami firmy Covec albo docierali do małego pokoiku gdzieś w Pekinie, albo zderzali się z restauracją i klubem bilardowym pod drugim adresem firmy w Szanghaju…
– Dlaczego nazywa Pan rząd Donalda Tuska „Rządem Spóźnionej Fazy”?
– Z wielu powodów, zabrakłoby miejsca, żeby je tu wszystkie wymienić. Ta tragiczna kadencja – naznaczona katastrofą smoleńską – charakteryzuje się tym, że ludzie mający odpowiedzialność polityczną, wykonując swe obowiązki, jakoś tak z zasady budzą się zawsze pięć po dwunastej, zawsze poniewczasie, za to zawsze z zadowoloną miną… Jeśli rząd, który mówi z jednej strony, że modernizacja infrastruktury drogowej i kolejowej w Polsce jest jego priorytetem, a nie wdraża przepisów prawa europejskiego – które są potrzebne jak powietrze, bo gwarantują uzyskanie i refundację środków – to w istocie zapomina o tym, co najważniejsze. Może lekceważy, a może po prostu nie radzi sobie? Nie wiem… Fakty są takie, że zawsze z jakichś sobie tylko wiadomych powodów się spóźnia. Tak jest np. z budową Stadionu Narodowego, o której na początku opowiadano milionom kibiców, że za każdy dzień spóźnienia będzie bezwzględnie potrącany ponad milion złotych kary, a następnie w świetle jupiterów premier Tusk ogłasza, że stadion zostanie ukończony… pół roku po terminie, i to bez naliczania tych zapowiadanych kar… Premier świetnie odgrywa rolę zadowolonego Pinokia…
– Jakoś tak się składa, że lubimy ten długi nos Pinokia …
– Rzeczywiście, podoba się, że rząd lubi grać w piłkę nożną, lubi grilla… Ludzie nie lubią polityki, nie chcą wiedzieć, na czym ona polega, a nawet, czemu powinna służyć. Wygląda na to, że rząd też nie wie i polega wyłącznie na polityce dobrego wizerunku, która na krótki dystans łatwo przynosi pożądany skutek… Nie do końca jeszcze zdajemy sobie sprawę z tego, że za te niedopatrzenia, zaniechania rządu w najbardziej newralgicznych sferach, już płacimy wiele, a będziemy płacić jeszcze więcej, jako podatnicy, jako rodzice uczących się dzieci, jako użytkownicy polskich dróg.
– A może tak szeroko zakrojona budowa infrastruktury w określonym terminie – do Euro 2012 – była po prostu niewykonalna? Może to był błąd zbyt wielkich ambicji?
– Nie, można by zrobić jeszcze więcej, gdyby nie to, że w kluczowych miejscach, w których decyduje się o powodzeniu i sukcesie ambitnych przedsięwzięć, znaleźli się ludzie z politycznego przypadku. Gdyby nie to, że cofnięto całą politykę w obszarze infrastruktury poprzedniego rządu, który nie pytał o poglądy polityczne, tylko o umiejętności menadżerskie… Wszyscy ci ludzie, którzy jako inżynierowie i menadżerowie odnosili sukcesy, zostali wyrzuceni pod hasłem pozbywania się „tych wstrętnych PiSiorów”, nawet, gdy nie byli oni członkami PiS… Ten rząd od początku prowadzi politykę generującą piękne opakowanie, które jest wypełnione „pięknym chaosem”.
– Minister Cezary Grabarczyk prosił opozycję, aby trzymała kciuki za rządowe inwestycje na autostradzie A2. Trzyma Pan?
– Ja przede wszystkim trzymam kciuki za wykonawców, aby efektem była dobra jakość, ale nie mam zamiaru, mówiąc uczciwie, trzymać kciuków za rządowe „gawędy”, po to tylko, aby potwierdzać jakieś scenariusze, które nigdy nie zaistnieją. Tak mówiąc szczerze, serce mi krwawi, jak patrzę na sprawy, w których Polska mogła osiągnąć pełny sukces, na miarę pokolenia, a nie pomylić się z wieloma inwestycjami o… jedno pokolenie!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.