Podczas wizji usłyszał: „Podejmiesz walkę z tymi mężami o ponurych i przerażających czarnych twarzach!”. Tak Ojciec Pio poznał misję, którą powierzył mu sam Chrystus – został wybrany do walki ze złym duchem o ludzkie dusze.
„Bywają chwilę – pisał Ojciec Pio – kiedy atakowany jestem przez pokusy przeciw wierze. Jestem pewien, że moja wola się nie podda, ale moja wyobraźnia jest tak rozpalona i ukazuje mi pokusy w tak barwnych kolorach, że grzech nie wydaje się być czymś obcym, a nawet przyjemnym”. Nieustannie przychodziły mu do głowy bluźniercze myśli, pokusy niewierności i niewiary.
Był przerażony w obliczu tak wielkiej walki, drżał, ale jednocześnie ufał, że z łaski Bożej nie upadnie. W pokusach zsyłanych przez złego ducha sam Jezus uczył go wzniosłej sztuki zwycięstwa. Dlatego każdą rodzącą się pokusę święty rozbijał o Chrystusa jak o skałę.
Szatańskie hałasy
Choć złe duchy były obecne w duchowej walce Ojca Pio, aby szydzić z jego porażek i grzechów, to równocześnie był on głęboko przekonany, że nie powinien się ich obawiać, gdyż w bojach wspierać go będą aniołowie z nieba, aby wielbić Boga i cieszyć się z klęsk złego ducha.
Raz wydawało się Ojcu Pio, że demony postanowiły z nim już na zawsze skończyć. Ustąpiły dopiero po interwencji Anioła Stróża. „Nie wiedziałem już – opowiadał Ojciec Pio – którego świętego przywołać. Zwróciłem się więc do mojego Anioła Stróża, a on dopiero po jakimś czasie zatrzepotał skrzydłami koło mojej głowy i swym anielskim głosem zaśpiewał hymn ku czci boskiego majestatu. Ostro go skrzyczałem, że kazał mi tak długo czekać, podczas gdy ja walczyłem i stale wzywałem go na pomoc”.
Ojciec Gerard Salvadutto pisał, że niekiedy odgłosy tych tajemniczych walk były donośne i budziły ludzi z sąsiedztwa, którzy o pierwszej czy drugiej godzinie w nocy wychodzili z domów w Piertelcinie, aby zobaczyć, co się dzieje w górnym pokoju zakonnika koło wieży kościelnej. „Była już późna noc – opisuje jedno z takich zdarzeń Ojciec Pio – a oni zaczęli swój atak od szatańskiego hałasu i choć na początku niczego nie widziałem, zrozumiałem jednak, kto wywoływał ten tak dziwny jazgot. Wówczas ukazali się w swoich najobrzydliwszych postaciach i zaczęli okładać mnie pięściami. Ale kiedy zobaczyli, że ich wysiłki idą na marne, rzucili się na mnie z furią, powalili na ziemię, tłukli bardzo mocno, wyrzucając w powietrze poduszki, książki, krzesła, wydając jednocześnie rozpaczliwe krzyki i wypowiadając obrzydliwe wyrazy”.
Każdy gwałtowny atak złego ducha wywoływał w organizmie Ojca Pio wstrząs objawiający się obfitym zimnym potem. Zdarzało się też, że z demonicznych opresji wychodził z powykręcanymi i złamanymi kośćmi. W takich sytuacjach zawsze wzywano do klasztoru w San Giovanni Rotondo Vinzenza Fina, który przywracał sprawność wybitego stawu, nadgarstka czy obojczyka.
Pokusy i demoniczne wizje sprawiały, że młody zakonnik drżał na całym ciele, lękając się upadku i obrazy Boga. W trakcie tych pokus i wizji powierzał się z ufnością miłosierdziu Bożemu. „Córko moja – napisał do Cleonice Morcaldi – nie życzę ci, abyś zobaczyła choć jednego złego ducha, natychmiast umarłabyś”.
Rozeznawanie duchów
W pewnym okresie życia Ojca Pio walka ze złym duchem doszła do punktu, w którym zakonnik nie mógł już iść naprzód, gdyż jego serce było pogrążone w najgęstszych ciemnościach. Ataki diabelskie stały się tak potężne, że dotykały „każdego punktu, celu, zakamarka”, tak iż każda cnota była wystawiona na wielką próbę. Wówczas Ojciec Pio nie był zdolny do czynienia większego dobra z powodu skrajnego duchowego opuszczenia i fizycznego wyczerpania organizmu. Dodatkowo pojawiły się u niego bluźniercze myśli, które ciągle przychodziły mu do głowy; nadto sugestie o niewierności i pokusa niewiary. Rozdarcie duchowe było tak wielkie, że nie potrafił odróżnić próby duchowej od okrutnych mąk skazanych na potępienie. Nasilało się ono tym bardziej, że szatan przedstawiał się jako agent dobra w służbie zła: nie kusił go wprost do złego, ale usiłował wprowadzić w błąd pozorem dobra.
Aby rozpoznać, z jakiego źródła pochodziły sugestie i zjawiska, Ojciec Pio nieustannie rozeznawał duchy. Kiedy usłyszał Boże wezwanie, jego dusza napełniała się lękiem i przerażeniem, ale wkrótce potem ogarniał go Boży pokój. Natomiast jeśli słowa i zjawiska pochodziły od złego ducha, wówczas przeżycie było odwrotne. Po ich usłyszeniu rodziło się w nim uczucie fałszywej pewności, ale tuż potem następowało zamieszanie i pojawiało się złe samopoczucie, które było nie do opisania. Wraz z taką wizją do jego serca wkradał się zamęt pobudzający zmysły, pojawiało się też zniechęcenie i destrukcyjnie cierpienie.
Wiedział, że trzeba zachować ostrożność i nie dawać łatwo wiary tym głosom, które domagają się natychmiastowego określenia się i podjęcia konkretnego działania.
Zagrożenie czy szansa?
Pokusę postrzegał jako oznakę zdrowia duszy, choć wydawała się raczej ją brudzić, niż oczyszczać. Więc im gwałtowniej był przez nią atakowany, tym ufniej oddawał się Stwórcy. Uważał, że im bardziej wzmagają się ataki, tym bliżej jest Bóg.
Do obrony używał trzech środków: modlitwy, która go oświecała; sakramentów, które go umacniały; i czujności, która go osłaniała i strzegła. Podczas pokusy starał się skoncentrować i podnieść umysł do Boga, odnawiał akty wiary, nadziei i miłości.
Uważał, że skoro złe duchy są niewolnikami Boga, cóż złego zatem mogą zrobić jemu, słudze Najwyższego Króla? „Pan Bóg nie opuści nas i nie dozwoli – pisał – aby nad nami panował szatan. Bóg jest wierny i nie dopuści do tego, by pokusa diabelska była mocniejsza od naszych sił. Bóg jedynie pozwoli naszemu nieprzyjacielowi, aby nas dręczył, ale tak, by to służyło Jego ojcowskim planom, uświęceniu duszy i przyniosło większą chwałę Jego majestatowi”.
Czuł, że bliższy kontakt z Bogiem powoduje większy respekt złego ducha. Pisał, że diabeł jest silniejszy od tego, kto się go boi, ale dużo słabszy od tego, kto nim gardzi. Zachowywał ufność w Bożą pomoc i miłosierdzie, a złemu duchowi okazywał pogardę jako zbuntowanemu, pokonanemu i niezdolnemu przeciwstawić się Bogu. „Twoja ufność w Bożą dobroć – pisał do córki duchowej – niech nie zna żadnych ograniczeń. Im bardziej rosną ataki nieprzyjaciela, z tym większą ufnością kładź swą głowę na piersi najsłodszego niebiańskiego Oblubieńca, który nie dozwoli, by wróg cię pokonał”. Pokusy, jakim poddawał go Bóg, były wyróżniającym znakiem Jego szczególnego umiłowania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.