Wszyscy, którzy odeszli, a których znałem, bardzo chcieli żyć. Alpinista musi jednak być podświadomie przygotowany, że może nie wrócić.
…a raczej się nie opanują…
…to nie wiem, co będzie. Ja sympatyzuję z alterglobalistami. Mają jedną zaletę. Myślą do przodu.
Jak himalaista na wyprawie?
Mamy plan i pełną wiedzę o wcześniejszych eksploracjach, ale pogody nie da się przewidzieć. Ta niewiedza dodaje emocji.
A może być wejście rutynowe?
W alpinizmie sportowym nie. Ale w turystyce, jeśli wchodzi się kolejny raz na tę samą górę, pewnie tak. My staraliśmy się bywać we wszystkich rejonach świata, aby wyprawy miały element poznawczy.
Czy góra może mieć swój charakter?
Może. To zależy od naszego postrzegania góry. Jedni mówią, że góra to lód i skały. Dla nas góra jest podmiotem. Jesteśmy wobec niej pokorni. Nawet jeśli to tylko kamienie. Co prawda, mówi się, że nie góry zabijają, a człowiek popełnia błąd, ale jednak trzeba mieć dystans do góry. Wielu wspinających się uważa, że dokonuje gwałtu na górze; że może dostać po łapach. Zawsze miałem pokorę. Kiedyś na K2 wracałem spod szczytu. Brakowało kilkudziesięciu metrów. Było późno. Bałem się, że nie zdążę zejść do namiotu. A na K2 niezejście do namiotu oznacza jedno. Śmierć. Poza tym pod szczytem było nas pięciu, a jak wiadomo, co piąty nie wraca (śmiech). Zapadła decyzja – zwijamy się.
Powrót boli?
W tamtych czasach wracaliśmy na bardzo krótko. Dziś mamy pracę. Jeśli ta praca jest pasją, można się w niej spełniać. Poza tym jest więcej możliwości realizowania siebie.
Lekarz wiedział, że wchodzi pan na Lhotse w gorsecie?
Bałem się mu powiedzieć. Nie chciałem usłyszeć, co może mi się stać. Metalowe pręty i gumowy pas. Schodząc, musiałem się kłaść, bo mnie bolało. Kładąc się, zasypiałem. Musiałem walczyć ze sobą.
To było najgorsze, co spotkało pana w górach?
Najgorsze było zejście z K2 w 1996 roku. Zdobyliśmy szczyt wieczorem. Nad ranem zeszliśmy do obozu. Jeden z kolegów, Włoch, nie był w stanie dalej iść. Akcja zejścia zamieniła się w akcję ratunkową. (Alpinista miał objawy choroby wysokościowej. Cierpiał na brak tlenu. Grupa nie miała z sobą butli z tlenem. Dzięki zastrzykowi o działaniu narkotycznym przetrwał zejście do obozu, gdzie podano mu tlen – przyp. red.).
Niskie góry też pana pociągają?
Wszystkie góry pociągają i przyciągają. Radość daje samo wspinanie. Jeden biega na 1000 m, inny na 100 m.
Według pana życie musi mieć cel.
Zawsze. Teraz chcemy dokończyć eksplorację zimową. Polacy dobrze się zapisali w historii zimowych wypraw. Mamy pozycję prymusów. Co prawda nasza hegemonia została przerwana przez dwa wejścia naszych kolegów z Włoch i Kazachstanu – zresztą naszych uczniów. Poza tym profesjonalni alpiniści zobaczyli, że zimowe wejścia to gratka. Wcześniej nie były w centrum zainteresowań. Widzę, że zaczął się wyścig o te cztery pozostałe ośmiotysięczniki, w tym niezdobyty zimą K2. My próbowaliśmy dwukrotnie, ale się nie udało. Dziś problemem w organizowaniu takich wypraw są ludzie, którzy chcieliby wchodzić na szczyt. My machaliśmy szabelką jak ułani, a młode pokolenie myśli rozsądnie. Nie chce ryzykować zdrowia i życia. Wchodzi, ale już nie za wszelką cenę.
To dobrze czy źle?
Dobrze. Taki młody ma firmę albo ciekawą pracę w korporacji, a tu ma ryzykować na siedem trzysta, czterdzieści stopni mrozu, wichura… My mieliśmy tylko góry. I mamy nadal plany. Realizujemy czteroletni program eksploracji zimowej. Jestem honorowym szefem. Sam chcę w najbliższym czasie pojechać do Pakistanu. Znaleźliśmy ciekawe pasmo.
Może Bogu się nie podoba, że zaglądacie na te szczyty?
Po coś je ktoś stworzył. (śmiech) Panu Bogu góry się udały. Może nie wszędzie. Nie udały Mu się w Afryce. Są wulkaniczne i porośnięte. Himalaje Mu się udały, Andy Mu się udały, na Alasce góry Mu się udały.
A czy Pan wierzy w Boga?
Myślę, że jest Coś. W coś trzeba wierzyć.
rozmawiał Piotr Świątkowski
Krzysztof Wielicki – ur. 1950. Z wykształcenia inżynier elektronik. Studiował na Politechnice Wrocławskiej. Był uczestnikiem 28 wypraw wysokogórskich. Dziesięć ekspedycji prowadził samodzielnie. W 1980 roku zimą zdobył Mount Everest razem z Leszkiem Cichym. Jako pierwszy Polak w 2001 roku otrzymał prestiżowe odznaczenie Lowell Thomas Award stowarzyszenia The Explorers Club. Prowadzi firmę produkującą odzież górską. Od lat mieszka na Śląsku.
Piotr Świątkowski – ur. 1980. Absolwent kulturoznawstwa. Studiował też psychologię na UAM. Pracuje w Radiu Merkury. Wcześniej w RMF FM, Złotych Przebojach i Blue FM. Prowadzi portal edukacyjny dla maturzystów z darmowymi audycjami do słuchania oraz firmę szkoleń BHP przez internet. Jest żonaty, ma córkę. Mieszka w Poznaniu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.