Z Chrystusem wśród Papuasów

Niedziela 33/2011 Niedziela 33/2011

W Papui-Nowej Gwinei Kościół wydaje mi się bliski z tego tytułu, że dostrzegam tam wiele elementów z naszej polskiej pobożności. Prawie w każdym kościele jest obraz Pana Jezusa Miłosiernego. W mojej parafii powstała grupa miłosierdzia, która kultywuje kult Bożego miłosierdzia

 

Jak przed wieloma laty, tak i dzisiaj w zdecydowanej większości mieszkają w domach budowanych z trzciny, pokrytych trawą, w których centralnym miejscem jest palenisko. Tam można dosłownie zrozumieć pojęcie ogniska domowego, przy którym gromadzą się członkowie rodziny i przybysze, by się ogrzać, a w ciągu dnia przyrządzić coś na ogniu czy w popiele. Zdecydowana większość ludzi to osoby biedne, aczkolwiek w jakiś sposób szczęśliwe. Mają wiele czasu, otrzymują wiele od przyrody, znajdują owoce w buszu, a zasoby uprawianych ogrodów wystarczają im na codzienny pokarm. Dzieci pierwszokomunijne cieszą się, gdy jako prezent otrzymają chińską zupkę... Po Mszy św. proszą, aby im pobłogosławić.

– Jak wygląda zwyczajne życie w tym kraju komunikacja, telefonia?

– Tu jest również wielka różnorodność. Ludzi przewożą autobusy, które de facto są ciężarówkami. Zdarza się, że ktoś ma samochód – są to zazwyczaj rodziny, w których ktoś pracuje w stolicy czy w większym mieście lub osoby, które otrzymały duże spadki. Jeśli chodzi o wynalazki techniki, takie jak np. telefony komórkowe, to z pewnością zadziwię, ale mam w domu pełny zasięg. Kilka lat temu dokonał się tam bowiem ogromny postęp techniczny. Papuasi mogą nosić trawę zamiast ubrań, ale coraz ciężej obejść im się już bez komórki. Wygląda to czasem wręcz komicznie.

Różnice są jednak ogromne. Musimy pamiętać, że postęp zawitał tam ok. 60 lat temu. To, co nasza kultura zdobywała przez 2 tys. lat lub dłużej, oni nadrabiają w ciągu ostatnich 60 lat. Z niektórymi rzeczami idzie im trochę łatwiej, z innymi trudniej. Do drugiej grupy zaliczają się na pewno drogi. To raj dla miłośników motokrosu.

– Czy misja daje kapłanowi satysfakcję, czy jest to spełnienie kapłańskie? Czy może Ksiądz powiedzieć: Jestem kapłanem misjonarzem szczęśliwym?

– Pojmuję to w tych kategoriach. Dla mnie jest to miejsce, które Pan Bóg mi wskazuje. Byłoby wielką karą, gdyby biskup skierował mnie na studia czy jako wykładowcę w seminarium. Bardzo dobrze odnajduję się na terenach misyjnych, gdzie jestem niejako na pierwszym froncie. Oczywiście, jak wszędzie, są problemy, choć trochę w innych kategoriach. Ale Pan Bóg zawsze daje pomoc potrzebną do stawienia im czoła.

Podzielę się może moimi głównymi problemami w duszpasterstwie. Jednym z nich jest utrzymywanie się praktyk płynących z poprzednich wyznań oraz wiara w czary. Jeśli umiera ktoś w sile wieku lub dziecko, to według ludzi zawsze ktoś za tym stoi, ktoś rzucił czar. Na terenie mojej parafii doszło kiedyś do zatrważającego przypadku, kiedy to oskarżono kobietę o zabicie dziecka. Według nich, duch tej kobiety wyszedł z niej w nocy, zmienił się w kota, wszedł do domu tej dziewczynki i wyjadł jej serce. Kobieta była torturowana, powieszono ją za nogi na drzewie, rozpalono pod nią ogień i przypalano jej ciało rozgrzanymi prętami. Cudem uszła z życiem. Niestety, kilka innych osób nie miało takiego szczęścia. Dobrze, że znajdują się osoby, które potrafią myśleć. Również na kilka dni przed moim wyjazdem zdarzył się podobny przypadek oskarżenia kogoś zupełnie przypadkowo przechodzącego o spowodowanie śmierci młodego człowieka. Na szczęście lider tej społeczności przeciwstawił się temu i zdołał powstrzymać przed dokonaniem samosądu i zabiciem niewinnego. Z takimi przypadkami spotykam się często. A ostatnio nawet człowiek, który miał remontować mój rozsypujący się dom, odmówił mi pomocy, ponieważ ktoś, kto wcześniej malował fragment domu, nagle przewrócił się i zmarł. Ponieważ człowiek ten również nie był z tej miejscowości, bał się, że ludzie z zazdrości, że ma pracować przy remoncie, mogą wyrządzić mu krzywdę.

Inny problem to tzw. hauskrai – czyli obrzędowość związana z pogrzebem i uszanowaniem zmarłego. Gdy ktoś umrze, cała rodzina, plemię zbiera się, opłakuje i chowa zmarłego, ale nie rozchodzi się później do domów, tylko pozostaje tam dłuższy czas – tydzień, dwa, miesiąc – nie wolno im wtedy pracować w ogrodzie, także przychodzić na niedzielną Mszę św. Jest to trudne do zrozumienia. Staramy się wyjaśniać, że zamiast siedzieć bezczynnie na miejscu pochówku, znacznie lepiej będzie, gdy pomodlą się za tę osobę, ofiarują Mszę św. Jest to mozolna praca i czasem już przynosząca efekty, ale wciąż jeszcze są one mało widoczne.

– Jak można Księdzu pomóc?

– Chciałbym podziękować wszystkim, którzy przez 3,5 roku wspierali mnie przede wszystkim modlitwą w intencji rozwiązania problemów, o których wspominałem, a jest ich znacznie więcej. Czuję w tej pracy wielką pomoc modlitwy, której namacalnie doświadczam. Kiedy sam nie potrafię sobie wyjaśnić, dlaczego tak się wszystko dobrze ułożyło, wtedy przychodzą mi na myśl osoby, które zapewniły mnie o swojej modlitwie i wszystko jest już jasne.

Nieoceniona jest także pomoc materialna. By nasza katolicka szkoła mogła gromadzić jeszcze większą liczbę osób, kończymy budowanie nowej sali lekcyjnej. Wciąż myślimy o stworzeniu prawdziwej biblioteki, bo do właściwej edukacji potrzeba książek. Mamy ich już wiele, ale z braku miejsca leżą w kartonach.

Innym palącym problemem będzie niedługo zakup generatora dla misji. To jedyne źródło prądu, używamy je 4 godziny wieczorem. Obecny generator coraz częściej odmawia posłuszeństwa, a dokupienie części zamiennych graniczy z cudem.

– Dziękuję za rozmowę i życzę wielu osiągnięć na misyjnym terenie.


 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...