Trzeba ruszyć głową

Tygodnik Powszechny 39/2011 Tygodnik Powszechny 39/2011

Czas mas się skończył, ale Kościół nie musi wpadać w panikę. Przecież wierzy, że Bóg wraz ze wszystkimi ludźmi zmierza ku dobremu finałowi.



Ale konflikt w Austrii pokazuje jeszcze inny problem współczesnego Kościoła. Człowiek musi słuchać swego sumienia – twierdzą zwolennicy Inicjatywy. Biskupi ripostują, że sumienie musi być „dobrze ukształtowane”. Co to znaczy? Jak daleko sięgają granice posłuszeństwa w Kościele?

Wielka szkoda, że w Austrii rozpętano debatę o posłuszeństwie, zamiast zwrócić się ku potrzebom duszpasterskim. Bez wątpienia współwinni są sami księża, którzy ogłosili „Wezwanie do nieposłuszeństwa”. Lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby przekaz sformułowali tak: „My już nie postulujemy, my działamy. Skończył się czas żądań. Zamiast słów przechodzimy do czynów. Rewolucja zamiast rezolucji”. Księża oświadczyli, że – opierając się na Ewangelii – będą działać po swojemu. Dokładnie to, i tylko to przynosi efekt. Także u przełożonych.

Zostawmy na moment problemy Europy.Abp Henryk Hoser, gdy był jeszcze sekretarzem Kongregacji Ewangelizacji Narodów, mówił „Tygodnikowi”, że „Bóg przeprowadził się na Południe”. Czy przyszłość chrześcijaństwa leży w Azji?

Takie stanowisko prezentowali także papieże, Jan Paweł II i Benedykt XVI (w liście do katolików w Chinach z 2007 r.). Jestem jednak przekonany, że Bóg nie porzuci żadnego kontynentu. Natomiast w poszczególnych częściach globu zmienić się mogą postać Kościoła i forma ewangelizacji. I gdyby tak się stało, sensownym posunięciem byłoby podniesienie kontynentów do rangi patriarchatów jednego światowego Kościoła i umożliwienie im samodzielnego rozwoju. Zresztą Kościół w Ameryce już charakteryzuje się innym sposobem życia niż ten w Afryce.

Kłopot w tym, że dotychczasowe nadzieje na rozkwit katolicyzmu poza Europą okazały się przesadzone. Przez dziesięciolecia powtarzano, że Afryka to nasza przyszłość, ale takie wydarzenia jak ludobójstwo w Rwandzie każą pytać, na ile głęboka była tamtejsza ewangelizacja. Na północy Afryki w siłę rośnie islam. Z kolei Kościół południowoamerykański musi konkurować z mnożącymi się sektami.

Kościoły chrześcijańskie w jeszcze większym stopniu niż dotąd będą musiały żyć z innymi religiami i ruchami religijnymi. Pod tym względem trzeba nam jeszcze sporo teologicznego namysłu. Z taką refleksją spotykam się dziś szczególnie często w Indiach. To wielka sztuka połączyć powszechną wolę zbawczą Boga z centralnym znaczeniem Jezusa Chrystusa. Nie chodzi zresztą o wchłonięcie innych religii, ale poszanowanie dla niezawodnego działania Ducha Bożego w tychże religiach. W Asyżu Jan Paweł II uczynił w tym kierunku ważny krok swoją modlitwą w intencji pokoju.

Jakie będzie oblicze chrześcijaństwa bez Europy? Przecież niemal cała teologia jest zakorzeniona w tradycji i filozofii Starego Kontynentu. Wystarczy sprawdzić, ile kłopotów z Kongregacją Nauki Wiary mają wspomniani teologowie z Indii.

Jeżeli chrześcijaństwo będzie się uniwersalizowało, tym samym będzie się deeuropeizować, ale nie musi wcale stracić swego bogactwa, na które składają się dwa tysiące lat historii naszego kontynentu. Jednak tu konieczny jest głęboki dialog wszystkich religii Abrahamowych, a następnie także innych wielkich światowych religii. Teologia religii musi znajdować się na wysokim miejscu w planach badawczych teologii w ogóle i znajdować wsparcie teoretyczne, a jeszcze w większym stopnie praktyczne u władz Kościoła. Proszę mi wierzyć, że wizyta Jana Pawła II w Meczecie Ummajadów w Damaszku była równie ważna jak studia indyjskich jezuitów nad religijnym pluralizmem.

Kościelne statystyki muszą straszyć po nocach niejednego biskupa z Europy. Ale nie brak też tych, których spadek liczby wiernych cieszy. Twierdzą, że oto wracamy do początków chrześcijaństwa: wspólnoty będą małe, ale świadome.

Bez względu na wielkość Kościoły zawsze będą grzeszne. To dlatego mówimy: Ecclesia semper reformanda, a zawsze potrzebne są reformy i członków, i głowy. Nie żywiłbym nadziei na rzekomo czystą i świętą „małą trzódkę”.

Często się mówi, że kardynałowie wybrali na papieża Josepha Ratzingera, by po raz ostatni zawalczyć o chrześcijańskie oblicze Europy. Benedykt XVI poniósł porażkę?

Papież ma ogromne zasługi dla chrześcijaństwa w Europie. Jego walka dla zachowania prawdy o człowieku jest doceniona, a sceptycyzm wobec radykalnego relatywizmu podziela wielu. Poza tym ów człowiek w bieli uchodzi za nieprzekupny autorytet moralny w kwestiach godności człowieka, świętości życia, sprawiedliwości jako jedynej drogi do pokoju i dialogu z religiami (przede wszystkim z islamem) – bez którego mogłoby dojść do zderzenia nie tylko cywilizacji, ale też właśnie religii.

A jak przedstawia się przyszłość Kościoła w Polsce? Będziemy samotną zieloną wyspą na oceanie kościelnego kryzysu?

Kościół w Polsce dysponuje zdumiewającym potencjałem. Katolicyzm jest głęboko zakotwiczony jako symbol waszego narodu. Jednak europeizacja kraju i związana z nią modernizacja ekonomiczna i społeczna są wyzwaniem dla kultury, a tym samym i dla waszego Kościoła. Należałoby sobie życzyć, aby Kościół w Polsce uczył się na błędach wspólnot Zachodu, które zbyt długo stawiały na to, że chrześcijaństwo jest przeznaczeniem, a nie przedmiotem wolnego wyboru. Na tej drodze będzie mógł sobie pozwolić na nowe, własne już błędy.

Ks. prof. PAUL M. ZULEHNER (ur. 1939) jest emerytowanym dziekanem Wydziału Teologii Katolickiej Uniwersytetu Wiedeńskiego. Autor publikacji o religijności w Europie oraz sytuacji Kościołów, prowadził badania porównawcze nad socjologią religii w Europie Środkowej. Jest jednym z najbardziej znanych austriackich duchownych. W Polsce ukazała się jego książka „Schronienie dla duszy” (W drodze, 2006).
 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...