Zdawać by się mogło, że sprawa jest prosta: bluźnierstwo winno być karane, a surowość wyroku wyrażać będzie siłę naszej religijności...
Jakby wbrew faktom, Katechizm za św. Tomaszem wylicza bluźnierstwo na pierwszym miejscu w katalogu tzw. czynów wewnętrznie złych, czyli moralnie złych zawsze, niezależnie od intencji sprawcy i okoliczności. Inne wymieniane czyny przedmiotowo złe to krzywoprzysięstwo, morderstwo i cudzołóstwo (KKK, p. 1856).
Prowokacja
Nasze zakłopotanie osiąga maksimum, gdy uświadomimy sobie, że bluźnierstwo może pełnić religijnie pozytywną rolę.
Jednym z filarów praktykowania buddyzmu zen są tzw. koany, czyli zbiory pytań wraz ze zwykle paradoksalnymi odpowiedziami, którymi posługują się mistrzowie, by doprowadzić uczniów do oświecenia. Na przykład mistrz zadaje uczniowi pytanie: „Czy słyszysz klaśnięcie jednej dłoni?”, i po odpowiedzi orientuje się, czy uczeń doświadczył oświecenia, czyli – jak mówi jeden z najbardziej zasłużonych propagatorów buddyzmu zen na Zachodzie Daisetz Teitaro Suzuki – „zdobycia nowego punktu widzenia, z którego oglądałoby się istotę rzeczy”. Są też koany, w których uczniowie zadają mistrzowi pytanie, zwykle stereotypowe, a jego niestereotypowa odpowiedź ma wybić pytającego z normalnego toku myślenia.
Do takich należą koany z pytaniem „kim lub czym jest Budda?” (czyli jaka jest Najwyższa Prawda). Słynny koan 21. ma właśnie postać pytania o najgłębszą istotę rzeczy, a w odpowiedzi posługuje się bluźnierstwem. Mnich pyta Iun-Mena: „Co to jest Budda?”. „Patyk do podcierania” (w dawnych czasach do czynności higienicznych nie używano papieru). Taką odpowiedź dał żyjący w X wieku jeden z największych chińskich mistrzów zen, znany z rubasznego języka.
Koan ten uczy – pisze Claude Durix w znakomitej książce „Sto kluczy zen” – „abyśmy nie usiłowali nazywać tego, co nie jest możliwe do nazwania, abyśmy nie oceniali tego, co nie poddaje się ocenie, nie próbowali określać tego, co jest nieokreślone”. Ten francuski lekarz i mistrz zen nie bez satysfakcji dodaje, że profesor Suzuki w swoim „Wprowadzeniu do buddyzmu zen” zafałszował bluźnierczą wymowę odpowiedzi. W jego wersji brzmi ona bezpiecznie (i bez sensu): „Skrobaczka, na której zaschło błoto”.
Kłopotliwe uczucia religijne
Nie trudno zauważyć, że podobnym mechanizmem prowokacji w mniej lub bardziej udolny sposób posługuje się współczesna sztuka. Zatem rozpoznanie dzisiaj rzeczywistego bluźnierstwa, które motywowane nienawiścią używałoby przekleństwa, by całkowicie odciąć się od Boga, nie jest sprawą prostą. Pytanie, czy ze społecznego punktu widzenia niecierpiącą zwłoki?
Z reguły publiczne bluźnierstwo jest surowo karane tylko w tych społecznościach, które budowane są przede wszystkim na religii. Jeśli najważniejsze społeczne lepiszcze stanowi wiara religijna, to wszystko, co publicznie w nią uderza, będzie traktowane jako tabu. Wtedy zabijanie bluźnierców można wytłumaczyć (co nie znaczy usprawiedliwić!) samoobronnym odruchem społeczności. Nowoczesne społeczności jednak nie odwołują się dzisiaj do religii jako najważniejszego czynnika więziotwórczego. Religia ma inne swoiste cele, a fakt, że tworzy społeczne więzi, jest dla niej drugorzędny. Przesadne wykorzystywanie jej społecznego znaczenia ocierać się wręcz może o religijną manipulację.
Dlatego mniej więcej od czasów Oświecenia systemy prawne systematycznie rezygnują z bezpośredniej ochrony sfery sacrum na rzecz ochrony jednostki i jej subiektywnych uczuć religijnych. To człowiek, a nie Bóg, jest chroniony przez prawo. Tak jest też w polskim systemie prawnym, gdzie artykuł 196. kodeksu karnego odnosi się do obrazy uczuć religijnych („Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”).
Oczywiście z racji subiektywności uczuć prawne egzekwowanie tego artykułu stwarza trudności, np. z miarą obrazy uczuć. W jaki sposób rozstrzygać, kiedy obiektywnie doszło do obrazy subiektywnych uczuć? Na pewno istotna tu jest przede wszystkim intencja bluźniercy obrażenia z premedytacją czyichś uczuć. Prawo zatem bierze w obronę tych, którzy są na takie ataki narażeni. (Oznacza to jednak m.in., że ci, którzy sami szukają w internecie filmów z koncertami posługującego się bluźnierstwem Nergala, nie mogą oczekiwać od prawa ochrony).
***
Czy oznacza to, że bluźnierstwo utraciło dzisiaj swoje negatywne społeczne znaczenie?
W znacznym stopniu, jak sądzę. Indywidualnie zaś szkodliwość werbalnego bluźnierstwa zależna jest od siły wiary. Mocni w wierze będą podchodzić do przypadków publicznego bluźnierstwa ze spokojem, wiedząc, że tylko Bóg jest w stanie ocenić, co dzieje się w czyimś sercu. Natomiast wzrasta znaczenie bluźnierstwa rozumianego jako religijne uzasadnianie czynów niegodnych, np. pogardy dla drugiego człowieka. Jeśli np. w religijnym kontekście wypominam publicznie komuś grzechy jego rodziców, niebezpiecznie zbliżam się do bluźnierstwa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.