Miała być batem na firmy farmaceutyczne drenujące kieszenie Polaków. Miała dać oszczędności państwu, a jego obywatelom lepszy dostęp do nowoczesnych leków. Zamiast tego przygotowana na kolanie ustawa refundacyjna stała się bublem legislacyjnym, narażającym pacjentów na gigantyczny stres.
Cofta wraz z kolegami po fachu sprzeciwia się też innym, krzywdzącym jego zdaniem regulacjom, które dotyczą m.in. karania lekarzy za niewłaściwe wypisywanie recepty oraz konieczności wypisywania na receptach poziomu odpłatności pacjenta za leki. W tym drugim przypadku ustawa wprowadziła pięć zaszeregowań leków: „B” – bezpłatne, „R”– z ryczałtem (3,20 zł) oraz pełnopłatne i refundowane w 30 oraz w 50 proc. – Naszym zadaniem jest określanie charakteru schorzenia. W chorobie przewlekłej, takiej jak np. mukowiscydoza czy astma oskrzelowa, to ja określam stan pacjenta i jestem gotów nadal to robić, jednak ustalanie bądź zgadywanie, czy dany lek ma zniżkę 30 czy 50 proc. jest absurdalne. I tak dokonuje się tego w aptece – zauważa.
Dr Cofta, na co dzień internista pulmonolog, dodaje, że jako lekarz powinien się skupić na leczeniu, a nie biurokracji. – Jeśli wizyta internistyczna w poradni publicznej ma trwać przeciętnie 15 minut, to około połowy czasu – a na początku o wiele więcej – mielibyśmy przeznaczyć na wyszukiwanie w rzędach tabel zawierających 2700 specyfików. Takiego przerzucania obowiązków administracyjnych na lekarza powinniśmy bezwzględnie unikać, bo w przeciwnym razie głównym jego narzędziem zamiast stetoskopu stanie się długopis – tłumaczy dobitnie.
Lista jest, ale…
Suchej nitki prezes Cofta nie zostawia też na sposobie wprowadzenia ustawy przez Ministerstwo Zdrowia. – Gdy w ostatniej chwili ogłaszano listę leków, mieliśmy trudności nawet z wejściem na stronę ministerstwa, bo była ona blokowana przez natłok zainteresowanych. Do tej pory trudno o przejrzyste i proste narzędzia, dzięki którym można by weryfikować stopień refundacji. Koledzy podpatrzyli, że najłatwiej korzystać z humorystycznie ukształtowanej strony: www.bartoszmowi.pl podpowiadającej refundację leków – wyjaśnia. Takiego problemu nie mają farmaceuci, choć wykazu leków też z NFZ nie dostali. – Mamy program Kamsoftu, który tę listę uwzględnia – zauważa Barbara Fiklewicz-Dreszczyk, w której aptece refundacji podlega 1/4 z 11 tys. leków. Oba środowiska krytykują zgodnie fakt, że listy leków refundowanych zostały przekazane w formie obwieszczenia, a nie jak dotąd rozporządzenia. – O zmianach nie przekazano odpowiedniej informacji. Pełna uchybień ustawa refundacyjna jest wdrażana bez odpowiedniego przygotowania, bez dostarczenia materiałów lekarzom, bez modyfikacji umów między lekarzami a płatnikiem dotyczących wypisywania recept – wylicza prezes Cofta.
Zgodnie z wiedzą, nie rejestrem
Wielkopolski szef Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich zwraca też uwagę na najbardziej drastyczny jego zdaniem element stosowania ustawy refundacyjnej. – Zobligowano nas, byśmy sugerowali refundację tylko w sytuacjach stosowania leków we wskazaniach zgodnych z ich rejestracją. W tym wypadku twórcom ustawy zabrakło wyobraźni, gdyż leki stosuje się w praktyce zgodnie z wiedzą medyczną, a nie wskazaniami rejestracyjnymi, które często są bardzo okrojone i odbiegają od rzeczywistych potrzeb – zaznacza. Dr Cofta przyznaje, że gdyby w taki sposób lekarze zaczęli leczyć, spowodowaliby katastrofę olbrzymiej części pacjentów. – Na początku dzieci, gdyż w ok. 80 proc. leków pediatrycznych w dokumentach rejestracyjnych nie ma możliwości stosowania ich w młodym wieku. Zresztą na dziesiątki absurdów powstałych w ten sposób moglibyśmy wskazać w każdej ze specjalności. Na przykład endoksan, zarejestrowany w wybranych chorobach nowotworowych, nie mógłby być stosowany w rzadkich schorzeniach typu włóknienie płuc czy ziarniniakowatość Wegenera. Nie moglibyśmy nawet stosować części leków w przypadku zwykłej gruźlicy – alarmuje doktor, dodając, że nawet piątą część leków lekarz stosuje, opierając się na wiedzy, a nie na wskazaniach producenta.
„Refundacja do decyzji NFZ”
Rażące uchybienia, szczególnie względem lekarzy, mają swoje konsekwencje w postaci protestu pieczątkowego tych ostatnich. Wielu z nich podczas wizyty pacjenta zamiast szukać, z jaką refundacją przysługuje zapisany na recepcie lek, przystawia pieczątkę „refundacja leku do decyzji NFZ”. Pacjent z tak opisaną receptą w aptece płaci według najwyższego poziomu odpłatności, nawet wtedy, gdy przysługuje mu niższa stawka. Skala protestu jest ogromna, bo lekarze dziennie wypisują blisko milion recept. Tylko w pierwszym tygodniu obowiązywania ustawy pacjenci na ręce rzeczniczki praw pacjenta Krystyny Kozłowskiej zgłosili ok. 1200 problemów bezpośrednio wiążących się z protestem. Barbara Fiklewicz-Dreszczyk receptę opieczętowaną „refundacja leku do decyzji NFZ” dostała już 2 stycznia. – Zastanawiałam się, co mam zrobić, ale ponieważ w wykazie leków mam pasek podświetlający poziom refundacji, wydałam lek lege artis, czyli zgodnie z zasadami – tłumaczy, dodając, że zawsze kieruje się racją pacjenta, nawet kosztem ewentualnego ryzyka braku zwrotu kwoty refundacyjnej z NFZ. A ta w przypadku jej apteki wynosi 20 tys. zł. Takich jak ona aptekarzy jest jednak niewielu. Większość stosuje się do rozporządzenia i sprzedaje medykamenty pacjentom po najwyższych stawkach. Pani Barbara ich nie ocenia, a wręcz usprawiedliwia: „Rozumiem moich kolegów, bo jeden błąd w rachunku wystawianym dla NFZ skutkuje wstrzymaniem całości refundacji, a nie tylko tego jednego leku”.
Dr Szczepan Cofta, choć popiera protest pieczątkowy, to sam pieczątki „refundacja leku do decyzji NFZ” stara się nie używać. – Liczę na zmianę decyzji w najbliższych dniach. Sądzę, że opór środowiska lekarskiego jest tak duży i jednoznaczny, a niektóre regulacje ustawowe tak absurdalne, że do tego dojdzie – tłumaczy.
Po ostatnich spotkaniach Naczelnej Rady Lekarskiej i Naczelnej Rady Aptekarskiej z ministrem Arłukowiczem, a także Porozumienia Zielonogórskiego i innych przedstawicieli strajkujących lekarzy z premierem Donaldem Tuskiem, dla medyków i aptekarzy zaświeciło światełko w tunelu. Ministerstwo Zdrowia głosem swojego szefa zadeklarowało zmiany w rozporządzeniu na temat przepisów dotyczące karania lekarzy za niewłaściwe wypisywanie recept i aptekarzy za ich błędną realizację. Szef rządu zapewnił za to, że przygotowanie systemu informatycznego, który spinając dane NFZ i ZUS, ułatwi weryfikację ubezpieczenia pacjenta, jest dla niego jednym z priorytetów. Protest jednak wciąż trwa, bo dla lekarzy same deklaracje to zbyt mało. Zresztą w całym tym zamieszaniu wywołanym napisaną na kolanie ustawą najbardziej poszkodowani nie są ani lekarze, ani farmaceuci, ale biedni pacjenci. To oni najpierw stresują się u lekarza, potem w aptece. Wreszcie to oni, jak podaje IMS Health, dopłacają do leków refundowanych ponad 300 mln zł. Zaiste dziwny to kraj, gdzie by chorować, trzeba mieć końskie zdrowie, stalowe nerwy i gruby portfel.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.