Wspominamy dziś ludzi, którzy 50 lat temu stanęli na jednej niwie, chwycili w dłonie ziarno słowa Bożego z tej samej Ewangelii i rzucili je w głąb gleby ludzkich serc. Uczynili tak, choć nie mieli żadnego doświadczenia, choć od ostatniego podobnego siewu minęło ponad 900 lat, choć tak wielu mówiło, że to daremny trud, że nie może się udać. Wielu wręcz oskarżało ich i krytykowało. Inni wyśmiewali. A oni postanowili spróbować
Gdy na drugim soborze powszechnym w 381 r. opracowano Credo wspólne dla wszystkich dzieci Bożych, było ono podsumowaniem, ukoronowaniem ponad trzech stuleci walki o jedność.
Nasz wysiłek trwa zaledwie 50 lat. Jesteśmy na początku drogi. Nie oczekuje się plonów nazajutrz po siewie. Tym bardziej nie oczekuje się plonów bez siewu. Nie będzie plonów bez siewu.
Oto sens dzisiejszej uroczystości. Wspominamy dziś ludzi, którzy 50 lat temu stanęli na jednej niwie, chwycili w dłonie ziarno słowa Bożego z tej samej Ewangelii i rzucili je w głąb gleby ludzkich serc. Uczynili tak, choć nie mieli żadnego doświadczenia, choć od ostatniego podobnego siewu minęło ponad 900 lat, choć tak wielu mówiło, że to daremny trud, że nie może się udać. Wielu wręcz oskarżało ich i krytykowało. Inni wyśmiewali. A oni postanowili spróbować. Nie wiedzieli, jak daleko mogą się posunąć. Nie chcieli skalać ziarna. Nie chcieli skrzywdzić gleby. Rozumieli, że choć ziarno jest tego samego gatunku, to każda skiba i bruzda jest niepowtarzalna i niezależna. Umieli jednak wznieść się ponad historyczny horyzont i dostrzec, że choć owe skiby nie przecinają się, to jednak stanowią jedno pole. Choć ziarna wzrastać będą oddzielnie, w granicach poszczególnych bruzd, to jednak wzrastać będą dzięki ciepłu jednego słońca i dzięki rosie z tej samej chmury. Jeden też Pan pośle kiedyś żniwiarzy, by tego samego dnia ścieli zboże i związali w jeden snop. Nawet w takiej jedności każdy kłos zachowa coś ze swej indywidualności. Jest jednak nadzieja, może bardzo odległa, że kiedyś z tych kłosów będzie również jeden chleb.
Gdy ojciec sieje zboże, cieszy się, że jego dzieci – nie on sam, a jego dzieci – będą miały co jeść. 50 lat temu cieszono się w tej świątyni, że następne pokolenie zaspokoi swój duchowy głód.
Dlatego to ja głoszę to kazanie. Nie siewca, a ktoś z następnego pokolenia. Ten, kto ma korzystać z siewu dokonanego bez jego udziału. Nie ten, który wykonał pracę – bo nie czynił tego dla zaszczytów i słów uznania – a ten, który ma cieszyć się, dostrzegając rodzące się plony.
Czy cieszą się? Czy miłym w smaku jest mi ten ekumeniczny chleb? Czy realnie odczuwam jedność i braterską miłość?
Już na wstępie powiedziałem, że daleko nam do doskonałości. Ekumenizm to wciąż zadanie. Ziarno dopiero kiełkuje. Jeszcze wiele dni upłynie do chwili, gdy będzie można upiec chleb i położyć go na stół. Dopiero widzimy, jak roślina nabiera kształtów. Wypuszcza pierwsze liście. Pojawiają się pierwsze zawiązki kwiatów, malutkie owoce. Jeszcze tak naprawdę nie wiemy, jakie będą jej losy, a tym bardziej czy przyniesie obfite plony. Nie osądzajmy więc ekumenizmu, bo jeszcze na to za wcześnie. Nie chwali się dnia przed zachodem. Nie ocenia się chleba przed upieczeniem.
Wiemy tylko jedno. Ekumeniczna roślina potrzebuje naszego wsparcia. Nie można jej teraz porzucić. Czynić wicher i niepokój, które ją złamią zawsze jest łatwo. Podtrzymywać ją swą wiarą, ogrzewać miłością, poić nadzieją – jest dużo trudniej.
Powtórzmy już słyszane pytania. Co właściwie ja tu robię? Co robimy tu my wszyscy? Nie świętujemy minionych 50 lat ciężkiej ekumenicznej pracy, a rozpoczynamy kolejne półwiecze nowych wysiłków. Nie chwalimy się tym, co osiągnęliśmy, a rozważamy to, co trzeba jeszcze wykonać w pierwszej kolejności. Sięgamy do przeszłości, by budować przyszłość. Wspominamy sukcesy, by zachęcały nas do dalszego działania. Wspominamy porażki i błędy, by je naprawiać i unikać ich powielania. Szykujemy się do kolejnego siewu. Już dziś go rozpoczynamy. A za kilka lat narodzi się ktoś, kto skomentuje ten dzień za kolejne 50 lat.
Chcecie się zamienić?
Co odpowiem tym, którzy krytykują naszą ekumenię? Co odpowiem na ich zarzuty, że nie ma dziś pełnego równouprawnienia, miłości absolutnie przekraczającej wyznaniowe i religijne granice? Co odpowiem na przejawy antysemityzmu, rusofobii, nietolerancji?
Nie odpowiem nic. Nie jestem w tych sprawach autorytetem. Żyję w zbyt spokojnych czasach. Zbyt mało doświadczyłem.
Odpowiem: pojedźcie do Oświęcimia i spytajcie się duchów pomordowanych, czy chcieliby w swoich czasach dzisiejszego ekumenizmu. Pojedźcie na Wołyń, Podlasie, Lubelszczyznę i spytajcie się ofiar lat czterdziestych XX wieku, czy zadowoliliby się wówczas dzisiejszym poziomem tolerancji. Spytajcie uczestników Akcji Wisła, czy – gdyby mieli możliwość przenieść dzisiejszy model ludzkiego współistnienia do roku 1947 – nie odmieniłoby to ich losów. Albo spytajcie uczestników godów nocy św. Bartłomieja w XVI wieku. Spytajcie chrześcijan w „wolnym Egipcie”, w Indiach, w krajach czarnej Afryki, w Kosowie - czy narzekaliby, gdyby dano im nasz ekumenizm.
To nie ja, to oni was – krytykujących i wątpiących – pytają: „czy chcecie się z nami zamienić miejscami?”.
Zbyt szybko zapominamy o stosach, wojnach religijnych, rzeziach, deportacjach, krucjatach. Krwawa przeszłość to jeden z wariantów przyszłości, która może nastać, jeśli nie będziemy jej świadomie kreować. Nie krytykować, a kreować. Jeśli nie podoba ci się dzisiejszy ekumenizm, to przyjdź i pokaż, jaki ma być. Rozpoczynamy siew kolejnego pięćdziesięciolecia. To właściwy moment, by jego ster wziąć w swoje ręce. Przyjdź i zmierz się z tym wyzwaniem. Św. Jan Chrzciciel uczynił tak, choć uważał, że nie jest godzien ochrzcić Zbawiciela, że nie potrafi. Stał się Bożym narzędziem objawienia Świętej Trójcy. Niedoskonały objawił Doskonałego.
Pozwólcie więc, że zakończę dzisiejsze rozważania słowami wiary, że i nasz niedoskonały ekumenizm prowadzi do Doskonałego Boga. Nie dlatego, że jest godzien i potrafi, lecz dlatego że Pan nam tak każe. Ekumenizm nie jest bowiem celem samym w sobie, a narzędziem. Jak św. Jan odszedł w cień, gdy pojawił się Chrystus Pan, tak i on zniknie, gdy doskonale zjednoczymy się w Chrystusie. Oby ktoś, kto za 50 lat będzie tu przemawiał, mógł za to podziękować Bogu. Amen.
Ks. Doroteusz Sawicki – ur. 1969. Duchowny Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, doktor teologii, specjalista w dziedzinie historii Kościoła. Pracownik naukowy Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej i Uniwersytetu w Białymstoku. Członek Komisji Ekumenicznej IX Zjazdu Gnieźnieńskiego.
[1] Kazanie wygłoszone w warszawskim kościele św. Marcina 19 stycznia 2012 r. podczas Mszy świętej w 50. rocznicę pierwszego nabożeństwa ekumenicznego sprawowanego w tym kościele. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.