Zasiedziała kurialna nomenklatura wydaje się z większą ochotą kierować naukami Machiavellego niż Jezusa. Papież nadepnął jej na odcisk - pisze Peter Seewald.
1. Kto lub co się kryje za VatiLeaks?
Zdrada nie jest rzeczą piękną, nawet jeżeli na wskroś ludzką. Już przykład Apostołów dowodzi, że nie omija też Kościoła. Kulisy watykańskiej afery, która przebiega według wielce podobnego scenariusza, odsłoni dopiero śledztwo; cała reszta to na razie spekulacja. Wedle moich informacji pewne jest jednak, że w tym przypadku mamy do czynienia z działaniem szczegółowo przygotowanym, systematycznie przeprowadzonym i fachowo tuszowanym. I to wcale nie w tym celu, by zwrócić uwagę na kilka brzydkich spraw, ale po to, by poważnie zaszkodzić rządom Benedykta XVI.
2. Dlaczego do gry wciągnięto papieskiego sekretarza, ks. Georga Gänsweina?
Fakt, że usiłowano zdyskredytować człowieka najbliższego Papieżowi, przemawia nie przeciw sekretarzowi, lecz na jego korzyść. Nie jest przecież możliwe, by – służąc za tarczę – nie przyjąć podczas walki żadnych strzał. A ponieważ potem ks. Gänswein jeszcze zdemaskował zdrajcę, podwójnie naraził się na ataki.
3. Jak funkcjonuje medialna machina?
To nie media ponoszą winę za VatiLeaks, ale niektóre z nich – przez absurdalne spekulacje, przekłamania i manipulacje – rozdęły sprawę do monstrualnych rozmiarów. Roztrajkotana paplanina zastępuje pracochłonny research, a stadne odruchy – własną refleksję. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy uwaga ogniskuje się na Kościele katolickim, temu dziennikarstwu rodem z dyskontu chodzi jedynie o to, aby podsycać oburzenie. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść – tyle że w tym przypadku niestrawną breję można, jak się okazuje, serwować bez końca.
4. Dlaczego to, co już od dawna znane, podaje się jako nowość?
Po pierwsze, przecieki niewiele wnoszą. Po drugie – ci, co pasożytują na skandalu, wykorzystują całą rzecz do własnych ideologicznych wojen.
Niczym komunikaty w prostych grach komputerowych, stale powtarza się androny o „tajemnicach państwa kościelnego”, „ciemnych siłach” i ich „brudnych intrygach”, które „także pobożnym chrześcijanom każą wątpić w kierujących ich Kościołem”. Magazyn „Stern” dokonał nie lada wyczynu, w redakcyjnym story o VatiLeaks nie zamieszczając ani jednego nowego faktu, ustalonego przez swoich dziennikarzy. Po cóż więc artykuł? Recepta jest sprawdzona: zrzynać, doprawić, przerobić – voila i gotowe. A przy okazji redaktorowi naczelnemu udało się wykazać, że Papież ma już dość swego urzędu. Otóż Benedykt XVI mówił ostatnio o... raju.
5. Czy przecenia się znaczenie tych przecieków?
Zdecydowanie tak. Wielu komentatorów oczekiwało czegoś zupełnie innego; w oparciu o dotychczas opublikowane dokumenty skłonni są Watykan w większym stopniu rozgrzeszać, niż obciążać. Korespondentka „Süddeutsche Zeitung” Andrea Bachstein uspokaja: „Te sprawy były z reguły znane”. To, co niektórzy postrzegają jako kontrowersje, można „uznać za rzecz normalną”. Nawet sam główny demaskator Gianluigi Nuzzi przyznaje, że wyjątkowość informacji ujawnionych w książce „Jego Świątobliwość” przejawia się wyłącznie w tym, że poznajemy poufne „dokumenty papieża, który wciąż urzęduje”.
6. Czy w takim razie całe zajście można zbagatelizować?
Nie. Przerażająca jest nie tylko zdrada tajemnic czy nieprawidłowości wokół Banku Watykańskiego, ale także mało braterskie traktowanie siebie nawzajem przez wielu monsignorów i biskupów. Nie powinniśmy też przeoczyć faktu, że zasiedziała kurialna nomenklatura wydaje się z większą ochotą kierować naukami Machiavellego niż Jezusa. To są ci, co notorycznie pociągają za sznurki; z wiary przędą politykę, z polityki – intrygi, z intryg – sieć władzy i powiązań. Często zresztą z czystego przyzwyczajenia; to owoc mentalności, która podobne postępowanie uważa po prostu za nieodłączny element gry.
7. Czy to bagno może się rozprzestrzeniać?
Nie jest tajemnicą, że poprzednik Benedykta bardziej dbał o globalną strukturę niż sprawy wewnątrzwatykańskie – chociażby z tego powodu, iż kierował się priorytetami epoki, gdy świat dzieliła żelazna kurtyna. Nie powinno się jednak zamykać oczu na rzeczywistość. Pewien człowiek wielkiego ducha powiedział niegdyś o klasztorach coś, co odnosi się także do Watykanu: „Jak nigdzie nie spotkałem ludzi równie upadłych co tu, tak nigdzie nie spotkałem ludzi świętszych niż tu”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.