Z przerażeniem obserwuję niski poziom zaufania międzyludzkiego w Polsce. To karygodne, że są ludzie, którzy do pogłębiania różnic i wrogości używają języka religijnego.
Raz jeszcze zwracam uwagę na formację dominikanów. Jeśli dyskutujemy z kimś, z kim się nie zgadzamy, najpierw powinniśmy go zrozumieć, umieć sformułować jego poglądy. Mistrzem jest tutaj – ponownie – św. Tomasz, który rozważania o istnieniu Boga rozpoczyna od sformułowania „wydawać by się mogło…” – a następnie przytacza dwa najmocniejsze argumenty przeciw istnieniu Boga. Ten mianowicie, że świat tłumaczy się wystarczająco dobrze bez mówienia o Bogu, oraz drugi – jeśli istnieje dobry Bóg, dlaczego istnieje zło? Święty Tomasz nie potraktował ateistów tak, jakby byli złymi ludźmi. Uznał ich za takich, którzy mają odmienne poglądy i którym należy przedstawić inne argumenty.
Podejrzewam, że o. Paweł, polemizując ze stanowiskiem, które określa się jako przeciwne życiu, chciał najpierw określić, na czym to stanowisko polega, i dopiero potem przejść do własnych argumentów. Telewizja jednak nie lubi dłużyzn. Woli gotowe formułki i mocne sformułowania. Liczy się przecież oglądalność. Stąd, być może, wzięło się całe zamieszanie.
Wróćmy do krytyków zakonu: uważają oni dominikanów za przemądrzałych.
- Nie bez racji – przemądrzałość jest problemem wszystkich intelektualistów. Niemcy żartobliwie tłumaczą nasz skrót „OP” – ordo praedicatorum – jako „ohne Praxis”, czyli: „bez zmysłu praktycznego”. Coś w tym pewnie jest.
Naszym rysem jest – czy powinna być! – racjonalność, którą wywodzimy z formacji klasycznej. Jesteśmy syntezą Aten i Jerozolimy. Oczywiście, to Jerozolima daje zbawienie, ale Pan Bóg stworzył człowieka jako istotę rozumną i ten ma się rozumem posługiwać również w sferze wiary. Wiara nie oznacza odkładania myślenia. Myślę, że połączenie wiary i rozumu przydaje nam bardzo humanistyczny charakter, pozwala docenić ludzkie wartości i odpowiedzialność, która z nich wynika.
Czy nie jest jednak tak, że w atakach na dominikanów pobrzmiewają echa kolejnego zabobonu: że myślenie jest niebezpieczne, bo oddala od Boga?
- Boję się tego. Z poglądu, że myślenie jest niebezpieczne dla wiary, rodzi się fundamentalizm. W pewnym sensie już o. Jacek Woroniecki, nazywany „drugim założycielem” (po świętym Jacku) polskich dominikanów, zwracał uwagę na problem romantycznego sentymentalizmu naszego katolicyzmu. To kardynał Stefan Wyszyński – często utożsamiany w Polsce z pobożnością o charakterze dewocyjnym – zażądał od dominikanów, aby stworzyli Instytut Tomistyczny i zajęli się „porządną teologią” – takiej bowiem potrzebuje Kościół. Zależało mu na tym, aby polski katolicyzm nie pozostał na poziomie emocji, ale opierał się na przemyślanych poglądach.
Charakterystycznym rysem kaznodziejstwa dominikanów jest i to, że większy nacisk kładziemy na pouczenie niż na umoralnienie. Staramy się wyjaśniać wiarę. Nie wystarczy samo „musisz”. Musisz wiedzieć dlaczego. Odnoszę wrażenie, że dorośli często odchodzą od wiary w wydaniu dziecinnym – od „bozi”. „Bozia” nie odpowie na dorosłe problemy, na pytania o śmierć i cierpienie. To ogromny problem stojący przed polskim Kościołem: pomóc w dorastaniu do dojrzałego przeżywania wiary.
Internetowe fora są bezlitosne. Czytamy w nich: Tadeusz Bartoś myślał i myślał – a w końcu odszedł z zakonu, oddalił się od Kościoła i Boga.
- Można myśleć błędnie. Znam jednak znacznie więcej ludzi, którzy odchodzą od wiary nie dlatego, że myśleli. Powtarzam: byłoby bardzo niebezpieczne uważać, że myślenie jest przeciwne wierze. Świetnie to wyraził Étienne Gilson, cytując zresztą św. Tomasza z Akwinu: rozum jest ulubionym tworem Boga.
Inne cytaty z forów internetowych Frondy i Rebelya.pl: „w zakonie dominikanów pełno jest karierowiczów”; „to agenci-śpiochy”, „OP jest do natychmiastowego rozwiązania”. Czego uczy doświadczenie kontaktu z takimi opiniami na temat własnego środowiska?
- Proszę zwrócić uwagę na to, że za takimi głosami stoi spiskowa koncepcja historii. Mogę tylko powtórzyć: to postawa irracjonalna, a z uczuciami trudno debatować. Zwróciłbym raczej uwagę na to, co w danym człowieku wyrządza takie myślenie. Jest ono, powiedziałbym poetycko, sterowane zranionym sercem. Rozpoczyna się w krwiobiegu, a nie w szarych komórkach. Myślę, że ci, którzy wypisują takie zdania, mają ku temu jakiś powód – być może wcześniej zostali zranieni.
Wszystkie rodzaje nienawiści, których współcześnie jesteśmy świadkami, są podsycane przez irracjonalny lęk – niebezpieczny, bo niezauważający prawdziwej przyczyny konfliktu.
Czy boją się też myślenia?
- Kiedyś obok naszego klasztoru w Krakowie przechodzili kibole. Stałem obok w cywilnej koszuli i słyszałem, jak mówią: „Tutaj mieszkają same Żydy”. Cóż, mogę tylko zwrócić uwagę na to, że w ludowym języku polskim słowo „Żyd” oznacza po prostu osobę inteligentną.
Być może dominikanom brakuje pokory. Być może jesteśmy zbyt zadowoleni z siebie. Powinniśmy sobie robić bezustanny rachunek sumienia. Przypomina mi się stary dowcip: Zakonnicy dyskutują, który zakon jest najlepszy. Dominikanin mówi: jesteśmy najmądrzejsi. Jezuita: wszystko potrafimy załatwić. Ostatni zabiera głos franciszkanin: ale w pokorze nikt nas nie ubiegnie.
Każdy kaznodzieja – również dominikanin – musi zdać sobie sprawę z tego, że jest nim nie po to, by samemu zabłysnąć, lecz po to, by być przezroczystym. To nie jest przecież moje Słowo – choć przeze mnie przechodzi.
Jeśli uznamy, że obawa kardynała Wyszyńskiego o brak „porządnej teologii” jest wciąż aktualna, to w jaki sposób z formacją intelektualną radzą sobie dominikanie?
- Rzeczywiście, polskiemu Kościołowi brakuje formacji intelektualnej. Jest to poniekąd efekt kryzysu współczesnej teologii. W naszym zakonie bronimy się przed eklektyzmem, ponieważ za podstawę naszej formacji przyjęliśmy tomizm. Mawiamy: jeśli uczysz się grać na fortepianie, zacznij od Bacha. Dopiero potem graj Pendereckiego. U nas podstawą jest św. Tomasz, choć czytamy też Lévinasa i Heideggera.
To bardzo ważne: nasza formacja duchowa jest jednocześnie formacją intelektualną. Pozostaje ściśle związana z kształtowaniem myślenia i pogłębionego rozumienia wiary. To likwiduje lęk. Każda obawa wynika z poczucia słabości. W tym sensie mała dominikańska zarozumiałość jest ceną, jaką płacimy za tę formację. Oczywiście, musimy ją przed Panem wyznawać w skrusze – ale można powiedzieć, że mała zarozumiałość jest mniej szkodliwa dla bliźnich niż kompleks niższości. Bo ten przejawia się w agresji.
Zarozumiałość łatwiej wyleczyć. Życie ją wyleczy: położy, przeczesze, przepuści. Jeśli pogadasz z ludźmi, robisz się taki malutki. Moim największym przyjacielem z młodego pokolenia jest brat, którego trzy razy oblałem. Na „dowodach na istnienie Boga”. •
Rozmawiał Marcin Żyła
Jan Andrzej Kłoczowski – ur. 1937, dominikanin, prof. dr hab. historyk sztuki, teolog, filozof, duszpasterz, wykładowca, kaznodzieja, autor wielu artykułów i książek, m.in. wydanej w 1993 roku rozprawy Więcej niż mit. Leszka Kołakowskiego spory o religię, mieszka w Krakowie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.