O naiwnym liczeniu na sojuszniczą pomoc i utracie zdolności do samodzielnej obrony własnego kraju z dr. Grzegorzem Kwaśniakiem rozmawia Wiesława Lewandowska
– Sugeruje Pan, że ten gruziński scenariusz może się kiedyś powtórzyć w stosunku do Polski?
– Z pewnością nie można go wykluczyć. W tej chwili mamy sytuację „niebezpiecznie stabilną”. Rosja ma w Polsce duże wpływy, potrafi oddziaływać na nasze elity i, niestety, także na nasze społeczeństwo; potrafi umiejętnie sterować nastrojami. I jeśli nie wspiera wprost, to cieszy się bardzo z ogłupiania i rozleniwiania polskiego społeczeństwa przez płynący z Zachodu konsumpcjonizm...
– Od wielu już lat polska młodzież nie lubi wojska, śmieje się z militarnych tradycji, a patriotyzm mamy chyba już tylko ten futbolowy...
– Obawiam się, że współczesna młodzież w razie potrzeby nie zachowałaby się tak, jak ta z sierpnia 1944 r. Ale nie traćmy nadziei! Pracuję obecnie w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nysie i tam udało mi się zorganizować jednostkę „Strzelca”, co zostało przez młodzież przyjęte naprawdę entuzjastycznie. Ostatnio dzięki przychylności władz mojej uczelni udało się zdobyć mundury, hełmy, ale młodzież sama chętnie inwestuje także własne pieniądze w ten swój czynny patriotyzm... Niestety, brakuje nam teraz pieniędzy np. na wojskowe buty. Usiłuję je zdobyć z pomocą dawnych kolegów z wojska. Na wsparcie państwa nie możemy liczyć.
– I nic dziwnego, skoro już wcześniej jeden z ministrów zapewniał, że nie będziemy polskiej młodzieży straszyć wojskiem (i uzawodowił armię), skoro zrezygnowano z angażowania obywateli w Obronę Terytorialną (którą uznano za zbędną i anachroniczną). Może właśnie na tym polega nowoczesność polskich reform wojskowych?
– Moim zdaniem, nie chodzi tu o unowocześnienie systemu obronności, lecz raczej o lęk przed kolejną formą samoorganizowania się społeczeństwa. Rządzący czują się bezpieczniej, gdy młodzi ludzie idą raczej na piwo i wyjeżdżają za granicę „na zmywak”...
Po co komu zbyt patriotyczny „Strzelec”! A mimo to mamy dziś w kraju kilkadziesiąt jednostek – w sumie kilka tysięcy członków „Strzelca”... Można powiedzieć, że jedynie ta skromna grupa osób realizuje dziś w Polsce art. 85 Konstytucji o powszechnym obowiązku obrony. Choć każdy polski obywatel ma ten obowiązek, to państwo ani nie wymaga, ani nie daje możliwości jego realizacji.
– Czy oparta na siłach społeczeństwa Obrona Terytorialna rzeczywiście sprawdza się i ma sens w czasach supernowoczesnej techniki wojskowej, która wymaga wysoko wykwalifikowanej obsługi?
– Doświadczenia współczesnych wojen dowodzą, że klasyczna obrona terytorialna mimo wszystko nie traci znaczenia, że niezwykle istotna jest tzw. siła odstraszania, opierająca się na kilku milionach przeszkolonych, świadomych swojej roli obywateli. Potencjalny przeciwnik, dostrzegając tę siłę, bardziej kalkuluje swoje zaangażowanie militarne. W dbającym o swe bezpieczeństwo państwie armia jest zawsze ważnym, ale tylko jednym z elementów całego systemu obronnego.
– Polska nie jest dziś takim państwem i – według Pana oceny – nie jest odpowiednio przygotowana na wypadek sytuacji wojenno-kryzysowej?
– Według mnie, jesteśmy kompletnie nieprzygotowani! I to pod każdym względem. Obrona Terytorialna z prawdziwego zdarzenia jeszcze nie zdążyła powstać, a już jej nie ma... Mamy za małą armię, która w przypadku zagrożenia 1200 km granicy wschodniej nie będzie w stanie jej obronić; zakłada się tylko działania opóźniające i czekanie na pomoc... Uważa się, że sojusznicy z NATO przyjdą nam z pomocą po 2 tygodniach – co jest bardzo optymistycznym założeniem, ale i tak zupełnie niewystarczającym, bo w tym czasie przeciwnik już sforsuje Wisłę...
– Dlaczego Polska nie ma ani odpowiedniej strategii obronnej, ani dobrych planów obronnych?
– Naprawdę trudno to wytłumaczyć, ale najdziwniejsze jest to, że nikt się tym nie przejmuje! Od naszego wstąpienia do NATO przed 13 laty byliśmy zapewniani, że istnieją tzw. plany ewentualnościowe dla Polski – tymczasem okazało się, że dopiero po szczycie w Lizbonie w 2010 r. zostały jakoby opracowane... Obawiam się jednak, że nadal ich nie ma! Dlaczego dopiero po 12 latach przyznano, że ich nie było? To podważa wiarygodność wszelkich deklaracji. Tym bardziej niepokojące jest to, że tak mało sami dbamy o własne interesy.
– A może jesteśmy bezradni wobec polityki wielkich mocarstw? Niedawno jeszcze liczyliśmy na to, że amerykańska tarcza antyrakietowa zapewni nam poczucie bezpieczeństwa, a jednak nie ma jej w Polsce...
– Stacjonowanie na naszym terytorium jakichkolwiek poważnych sił sojuszniczych, zwłaszcza amerykańskich, wzmocniłoby naszą pozycję i poczucie bezpieczeństwa. Jednak Amerykanie coraz bardziej liczą się ze zdaniem Rosji, która sobie nie życzy, żeby w jej strefie wpływów stacjonowały jakieś wojska amerykańskie. To, że zwijamy naszą armię, być może także jest wynikiem jakichś zabiegów rosyjskich.
– Co dalej? Nic nie da się zrobić na rzecz polskiej obronności?
– Przede wszystkim trzeba zacząć o niej poważnie myśleć. Jednak, jak widać, ani w kręgach rządzących, ani opozycyjnych nie ma rzeczowej refleksji na ten temat. Dlatego, jak to już nieraz w historii bywało, pozostaje nam samoorganizacja i podejmowanie lokalnych inicjatyw z nadzieją na lepsze czasy. Niedawno w Fundacji Republikańskiej, której jestem ekspertem, powołaliśmy Zespół ds. Bezpieczeństwa Militarnego. Celem pracy tego zespołu będzie właśnie poszukiwanie nowych sposobów obrony Polski przed zagrożeniami militarnymi, czyli nowej polskiej strategii obronności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.