O tęsknotach i rzeczywistości rosyjskiej armii, poligonach cyfrowych, szkołach janczarów i militarnej współpracy Rosji z Niemcami z Andrzejem Wilkiem – specjalistą z Ośrodka Studiów Wschodnich – rozmawia Wiesława Lewandowska
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Nad Bałtykiem przeleciały niedawno cztery rosyjskie bombowce strategiczne Tu-22M3, do eskorty poderwały się polskie MiG-i. Media nadały temu spory rozgłos. Czy to rzeczywiście niezwykłe i znaczące wydarzenie?
ANDRZEJ WILK: – Niezwykłe o tyle, że rosyjskie bombowce strategiczne latają od pewnego czasu coraz częściej, głównie jednak nad północnym Atlantykiem i północnym Pacyfikiem, irytując głównie Brytyjczyków, Norwegów, Japończyków, Kanadyjczyków... Amerykanie zaciskają zęby i uważają, że nie ma żadnego zagrożenia z tego powodu i jest co najwyżej okazja do ćwiczenia własnych sił powietrznych, które muszą się zawsze poderwać do eskorty rosyjskich samolotów.
– O czym świadczy ten wzrost aktywności rosyjskich sił powietrznych?
– Przede wszystkim o tym, że armia rosyjska po prostu ma odpowiednio dużo pieniędzy, żeby intensywnie ćwiczyć.
– Czy można zatem uważać, że armia rosyjska, budowana na historycznych gruzach Armii Czerwonej, staje się coraz bardziej realną siłą?
– Tak, armia Federacji Rosyjskiej zmienia się dość metodycznie od kilku lat. Jeszcze do drugiej wojny w Czeczenii (1999 – 2000) przystępowała w stanie kompletnego rozkładu, a mimo to jakoś sobie wtedy poradziła. Z pewnością ta wojna była dla rosyjskiej armii momentem zwrotnym, choć już po pierwszej wojnie czeczeńskiej (1994-96) pojawiały się refleksje, że w armii coś należy radykalnie zmienić.
– Wcześniej o tym wcale nie myślano?
– Myślenie o reformie armii rosyjskiej i pierwsze do niej podejście pojawiło się w drugiej połowie lat 80., jeszcze przed rozpadem Rosji Sowieckiej. Szok rozpadu jednak spowodował, że przez pewien czas nie było zainteresowania tym problemem. Realnie spadały wydatki na armię, a i tak w najgorszym okresie otrzymywała ona 25% zapisanych środków. Ponadto duża część pieniędzy przeciekała z wojska nie wiadomo dokąd... Korupcja wprost rozkwitła!
– Kiedy przyszedł pierwszy poważny impuls do odnowy i odbudowy rosyjskiej armii?
– Bardzo długo nie było wyraźnej motywacji do jakiejkolwiek odnowy. Pojawiła się dopiero po rozszerzeniu NATO i bombardowaniu Jugosławii. Wtedy to Rosja poczuła, że brakuje jej muskułów, które mogłaby naprężyć. Wczesnym latem 1999 r. zrobiono pierwsze wielkie ćwiczenia „Zapad”, w których razem z Białorusinami wystawiono... zaledwie 7 tys. żołnierzy. Do Czeczenii wjeżdżała z trudem „uciułana” zbieranina wojska z całej Rosji... Można powiedzieć, że aż do 2003-04 r. trwało jedynie powstrzymywanie degradacji armii – dofinansowywanie bardziej sprawnych jej elementów, lecz przede wszystkim redukowanie. Zmiany były i nadal są bardzo bolesne społecznie.
– Jaka armia się z nich wyłania?
– Od ok. 2004 r. armia FR liczy już tylko 1,3 mln etatów wojskowych (obecnie ok. 1 mln) i zaczyna poważnie ćwiczyć. Dostaje wtedy pieniądze na pierwsze od przełomu lat 80./90. ćwiczenia z prawdziwego zdarzenia. Już wiadomo, że zmianie ulega styl działania tej armii, że nie będzie już taka liczna, za to bardzo mobilna; ćwiczą już np. przerzucanie jednostek z europejskiej części Rosji (gdzie niezmiennie lokowane są główne siły i najnowocześniejsze jednostki) na Daleki Wschód lub odwrotnie. Szybko przekonano się, że nie ma sensu odbudowywanie armii w modelu sowieckim, po pierwsze z uwagi na różnicę potencjałów pomiędzy Związkiem Sowieckim a Rosją.
– Ale tęsknoty wciąż istnieją...
– Tak i ten rosyjski ból wciąż jest jednym z największych problemów mentalnych w przekształceniach armii. Armie masowe z poboru stają się we współczesnym świecie przeżytkiem, wraca model armii zawodowych w stylu średniowiecznych armii rycerskich, w których obowiązuje coraz bardziej specjalistyczne i droższe uzbrojenie, coraz dłuższe szkolenia. Rosjanom chyba najtrudniej było się z tym pogodzić i jednak ciągle zaznaczają, że całkowicie od poboru nie odejdą.
– Czy ta bardziej już elitarna współczesna rosyjska armia cieszy się takim samym szacunkiem społecznym jak masowo-ludowa Armia Czerwona, a rosyjskie wojsko jest z siebie dumne?
– Państwo robi wszystko, by tak było. Od stycznia br. podwojono pensje wojskowych. Budowana jest też jakaś karkołomna nowa rosyjska ideologia łącząca tradycje przedrewolucyjne z porewolucyjnymi. Odkurzono szkolnictwo wojskowe starego stylu, powołując szkoły na wzór niegdysiejszych szkół kadetów. W Europie elementy podobnych tradycji w szkolnictwie istnieją jeszcze tylko w Wielkiej Brytanii, ale raczej tylko jako hołd dla monarchicznych tradycji.
– A w Rosji to całkiem realne szkoły janczarów?
– Na to wygląda. Są to bardzo renomowane szkoły, często już niemal na poziomie podstawowym, w których dzieci przechodzą „pranie mózgu”, a potem mają większe szanse na zrobienie kariery w wojsku niż wszyscy inni, bo w międzyczasie zlikwidowano lub zdegradowano większość posowieckich wyższych uczelni wojskowych. Kilkadziesiąt szkół kadeckich na poziomie gimnazjalno-licealnym zapewnia kilka tysięcy młodych janczarów rocznie. W taki to sposób Rosja buduje przyszłe elity na potrzeby struktur siłowych. Buduje dumę armii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.