O większej niż w czasach zimnej wojny rosyjskiej aktywności szpiegowskiej, beztrosce i słabości polskich służb i braku rzetelnego opisu rzeczywistości z płk. Andrzejem Kowalskim – wieloletnim oficerem służb specjalnych (SKW, ABW, UOP), p.o. szefa SKW (2007-08) – rozmawia Wiesława Lewandowska
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Niedawno polską opinię publiczną zbulwersowało rozporządzenie prezydenta Władimira Putina nakazujące rosyjskiej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa (FSB) zawarcie porozumienia o współpracy z polską Służbą Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), co ma być podobno ukoronowaniem kilkuletnich wzajemnych relacji tych instytucji. Jeszcze bardziej bulwersujące było to, że informację tę ujawnił prezydent rosyjski, a nie polski. Co o tym myśleć?
PŁK ANDRZEJ KOWALSKI: – Nasz pan minister spraw wewnętrznych próbował wyjaśniać, że to dlatego, iż w Rosji to są jawne sprawy, a u nas tajne. Być może kogoś to wyjaśnienie uspokoiło, jednak – moim zdaniem – pokazuje ono, że ktoś sobie stroi żarty z naszej rzeczywistości.
– Samo rozporządzenie nie jest jednak żartem i coś znaczy. Coś groźnego?
– Posłowie próbowali nagłaśniać informację, że jakieś dość dziwne kontakty polskich służb z rosyjskimi rozpoczęły się już w 2008 r. Jeśli tak, to jest to dość niepokojące, bo czy wiedział o tym premier? Współpraca polskich służb z zagranicznymi służbami jest możliwa, ale tylko za zgodą premiera. Więc kto wyraził zgodę? Trzeba dociekać, bo jaka jest Rosja wobec Polski, nie mamy najmniejszej wątpliwości od dziesiątków lat; jej sposób patrzenia na Polskę jest niezmienny, niezależnie od oficjalnych deklaracji.
– Polski rząd bardzo nas uspokaja, przekonując, że ze strony Rosji nic nam nie zagraża.
– Nieprawdą jest, że Rosja w niczym nam nie zagraża, bo rosyjskie interesy nie są zbieżne z polskimi. To znaczy, że są pola, na których ze strony Rosji jednak coś nam zagraża i już z tego względu współpraca służb może być problematyczna, wręcz niebezpieczna.
– Czym grozi?
– Jakakolwiek płaszczyzna współpracy jest zawsze przez każdą służbę wykorzystywana do tego, żeby budować relacje, które będą przekraczały tę płaszczyznę. Z punktu widzenia oficerów rosyjskich skierowanych do zadań w Polsce, każda płaszczyzna współpracy wcześniej czy później prowadzi do tego, aby uzyskać jakąś formę przewagi. Daleki jestem oczywiście od podejrzewania, że ktoś kogoś werbuje, to byłoby zbyt duże uproszczenie, niemniej jednak zawsze chodzi o zbudowanie przewagi, stworzenie możliwości na przyszłość, dokonanie rozpoznania. To są zadania, które służby rosyjskie, wcześniej sowieckie, realizują perfekcyjnie, od dziesiątków lat. Przypomnę tylko, że w szczytowym okresie współpracy PRL – Związek Sowiecki, bodajże w 1968 lub w następnym roku, Andropow wydał rozkaz, że trzeba inwigilować Polskę; nie tylko Kościół i opozycję, ale także towarzyszy z PZPR. A my w latach 70. ubiegłego wieku wpisaliśmy do Konstytucji przyjaźń ze Związkiem Sowieckim... W takiej właśnie tradycji do dziś funkcjonujemy. Ludzie, którzy w latach 80. XX wieku byli oficerami operacyjnymi w Polsce i mieli wówczas ok. 30 lat, dziś dowodzą tymi służbami w Rosji. O czym tu mówić!
– A może mają sentyment do Polski i polskich kolegów, jak bohaterowie modnego ostatnio polskiego bestsellera szpiegowskiego?
– Może, ale to przecież w żaden sposób nie poprawia naszej sytuacji i raczej może być niebezpieczne.
– Można przypuszczać, że w Polsce mamy dziś wielkie zastępy rosyjskich szpiegów?
– Z całą pewnością wywiad Putina w Polsce dysponuje większą liczbą ludzi niż przeciwdziałający mu nasz kontrwywiad. Przy obecnej możliwości przenikania przez granicę w sposób całkowicie dla nas nierozpoznawalny – przez obwód kaliningradzki – w każdej chwili może wjechać do Polski kilkadziesiąt osób, których nie jesteśmy w stanie wyłapać, a które mogą na terenie naszego kraju przeprowadzić każdą operację, a my nawet tego nie zauważymy... Jesteśmy za słabi na to, żeby skutecznie przeciwdziałać.
– Nie musimy niczemu przeciwdziałać, przecież nic nam nie grozi, bo żyjemy w warunkach przyjaznej kooperacji...
– Można by sobie tak ironizować, ale sprawa jest naprawdę poważna. To właśnie ten wmówiony nam klimat beztroskiej współpracy sprawia, że mamy mniej wyostrzone spojrzenie.
– Wiosną tego roku pojawiły się niepokojące sygnały o zakusach powiązanego ze służbami rosyjskiego kapitału na polskie firmy strategiczne, np. w sektorze bezpieczeństwa energetycznego.
– Niestety, to zagrożenie lekceważą, a można powiedzieć, że już skutecznie zlekceważyli nasi politycy, którzy gotowi są wyzbyć się np. Polskich Azotów lub lekką ręką zrezygnować z wydobywania gazu łupkowego.
– Tego rodzaju straty strategiczno-gospodarcze można wiązać wprost ze słabością polskich służb i siłą rosyjskich?
– Bezsprzecznie tak. Przy czym zarówno ta nasza słabość, jak i rosyjska siła zaczyna się zawsze w sferze politycznej. Bo służby zawsze pracują na tyle, na ile politycy otwierają im możliwości. Jeżeli tych możliwości nie ma, to nawet jeżeli ktoś w służbach znajdzie jakąś ciekawą informację i jeśli próbuje ją przetransmitować na górę, to mu się to nie uda. Niestety, w naszych służbach specjalnych za silny jest mechanizm wsłuchiwania się w to, co mówią politycy, nawet jeśli jest to przez nie same źle oceniane.
– To znaczy, że są zupełnie ubezwłasnowolnione i dobrze się z tym czują?
– To znaczy, że nie są rzetelne. I nie chcą lub nie potrafią dostrzec w naszej rzeczywistości społecznej, gospodarczej i militarnej wyraźnych słupów granicznych, których powinny pilnować – nawet jeśli politycy ich nie dostrzegają – i dokładnie opisywać wszystko, co się wokół nich dzieje. Jeżeli nasze służby widzą, że Rosjanie „chodzą” wokół gazu łupkowego, to powinny bardzo dokładnie rozpracować tę sytuację, bo przecież to sprawa ekonomicznego bezpieczeństwa państwa. A gdyby nawet się zdarzyło, że syn albo przyjaciel najważniejszej osoby w państwie był zaangażowany w jakiekolwiek ciemne interesy z tym związane, to w raportach służb specjalnych powinno to być bez ogródek uwidocznione.
– A teraz nie jest to możliwe lub nie jest praktykowane?
– Jest możliwe, ale obawiam się, że nie jest jednak praktykowane. Nie tylko z własnego doświadczenia wiem, że można być rzetelnym w opisie rzeczywistości, ale też z lektury odtajnionych niedawno raportów amerykańskiego wywiadu z czasu zimnej wojny, z lat 60., w których dokładnie widać tę właśnie czystą rzetelność.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.