Jeżeli ojciec nie zbuduje z dzieckiem przyjaźni do czternastego roku życia, nie zbuduje jej także później, ponieważ od tego wieku dzieci zaczynają tworzyć własny świat.
Jeżeli ojciec nie zbuduje z dzieckiem przyjaźni do czternastego roku życia, nie zbuduje jej także później, ponieważ od tego wieku dzieci zaczynają tworzyć własny świat. W pewnym sensie odwracają się od rodziców i szukają potwierdzenia dla własnej tożsamości w szerokim świecie. Jeżeli ojciec nie ma czasu, gdy syn jako dziecko prosi go o uwagę i życzliwość, wówczas, gdy dziecko dorośnie, to tata będzie prosił syna o zainteresowanie. Tyle że wtedy to on nie będzie miał czasu.
Kiedyś jeden z ojców żalił mi się w czasie rozmowy: „Chciałem porozmawiać z synem poważnie jak z dorosłym, a on mnie zbył: «Trzeba było ze mną rozmawiać, kiedy byłem młodszy»”. Powiedziałem: „Proszę pana, trzeba przyjąć te słowa z pokorą, ponieważ są bardzo prawdziwe. Ale trzeba też pamiętać, że syn ma dopiero osiemnaście lat i może się jeszcze do pana przekonać. Pan może mu jeszcze dużo ofiarować, ale nie «na rozkaz»: siadaj, będziemy rozmawiać. Pan musi zdobyć jego zaufanie”.
Na konflikcie, jaki łatwo wywiązuje się między rodzicami a dorastającymi dziećmi, często żerują współczesne media młodzieżowe. To mój najpoważniejszy zarzut skierowany przeciwko nim: nierzadko bezkrytycznie stają po stronie młodzieży przeciwko rodzicom. To normalne, że dzieci chcą mieć coraz więcej wolności i swobody. Nie zdają sobie jednak sprawy, że z wolnością wiąże się odpowiedzialność.
Kościół, szkoła, media winny przyjmować postawę mediatora między rodzicami a dziećmi, zwłaszcza między ojcami a synami. Trzeba młodym ludziom mówić wprost: „Dziś atakujesz ojca, matkę i ani się obejrzysz, jak będziesz atakował własne dzieci”. Gdybyśmy jako ojcowie zrobili sobie rachunek sumienia, łatwo zauważylibyśmy, że nie mamy dobrego kontaktu z dziećmi, a zwłaszcza z synami, gdyż w przeszłości niezbyt staraliśmy się o dobry kontakt z naszymi ojcami i matkami. Nie tylko ojcowie winni walczyć o dobre więzi z dziećmi, ale i dzieci winny walczyć o dobre relacje z rodzicami. W twórczości Karola Wojtyły jest piękny wiersz, w którym wyznaje: „Ojcze mój, ja walczę o ciebie. Bądź ty we mnie, jak ja chcę być w tobie”.
To, o czym mówię, jest trudne. O wiele łatwiej poczuć się skrzywdzonym i niezrozumianym. Łatwiej też oskarżać innych. Ojcowskie wychowanie, tak w okresie dzieciństwa, jak i dorastania dzieci, zwłaszcza synów, winno być postrzegane jako wzajemna walka o siebie nawzajem. Zbyt często relacje ojców i dzieci znamionuje wzajemna walka. Ta walka zawsze jest destrukcyjna i wyniszczająca, ponieważ naznaczona bywa manipulacją i przemocą. Walka o siebie nawzajem winna być naznaczona obopólnym szacunkiem i wzajemną troską w twórczej atmosferze wolności. Nie tylko ojciec może troszczyć się o dzieci, ale i dzieci o swojego ojca.
Klimat wolności, zaufania i szacunku
Zatrzymajmy się nad potrzebą wolności we wzajemnej relacji ojca i dzieci. Często chwalimy się, że jesteśmy bardzo demokratyczni, udajemy nieraz „luzaków”, ale w stosunku do naszych dzieci bywamy tyranami. Im więcej luzu w relacjach towarzyskich, tym nieraz więcej tyranii w relacjach z dziećmi, szczególnie wtedy, gdy są małe. A dorastająca młodzież, która buntuje się przeciwko dorosłym, nieświadomie ich naśladuje. Oni też udają, że są wolni i niezależni. Grają „luzaków”.
Jednak – jak podkreśla wielu psychologów – to tylko pozory. Za owym młodzieżowym luzem kryje się strach o to, by nie być odrzuconym, wyśmianym, innym. Z młodzieżowym luzem związana jest tyrania: starszych wobec młodszych, silniejszych wobec słabszych, bogatszych wobec ubogich, zdrowych wobec chorych. Ileż cierpienia i prześladowań muszą nieraz znosić od swych rówieśników dzieci chore lub upośledzone. Każda postawa luzu, która odrzuca uznane normy i zasady, kończy się przemocą i narzucaniem innym własnej wizji świata i wolności.
Wolność jest istotną wartością ojcostwa. Klimat zaufania i wolności między samymi rodzicami sprawia, że dzieci spontanicznie utożsamiają się z wartościami reprezentowanymi przez nich. Jak pokazuje życie, dzieci nie trzeba wychowywać w jakiś specjalny, intencjonalny sposób, nie trzeba ich instruować i pouczać. Rozbudowane instytucje i systemy pedagogiczne to wyraz bezradności dorosłych nie tyle wobec dzieci, ile wobec własnego życia. Gdyby dorośli – rodzice, nauczyciele, wychowawcy, politycy – umieli żyć, to przy nich nauczyłyby się żyć także ich dzieci. Kiedy ojciec kocha matkę, matka kocha ojca i w ten sposób tworzą dobrą wspólnotę rodzicielską, ich dzieci przy nich karmią się ich miłością i uczą się nią żyć.
Przemoc ojców wobec dzieci wiąże się nieraz z brakiem uznania ich praw do wolności i szacunku. Kiedyś o szóstej rano na jednym z dworców widziałem, jak mężczyzna wręcz wlókł cztero-, pięcioletniego chłopca. Z pewnością był to jego syn. Gdy chłopiec potknął się, mężczyzna zaczął na niego krzyczeć: „Ty fajtłapo, jak chodzisz?”. To przecież brutalna przemoc. Ojciec nie jest panem swojego dziecka. Dziecko to istota autonomiczna, a jego tata jest tylko jego „starszym bratem”.
Bardzo podobają mi się słowa Jezusa, który nakazuje, by nikogo na ziemi nie nazywać ojcem: Jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie (Mt 23, 9). Dlaczego na przykład w naszym codziennym zachowaniu rodzinnym uczucia ojca są ważniejsze od uczuć jego dziecka? Dlaczego ojciec może mówić do dziecka: „Nie denerwuj mnie”, podczas gdy on nieustannie denerwuje swoje dzieci: krzykiem, naciskami, rozpychaniem się w rodzinie, żądaniem posług, jakby dzieci były jego małymi niewolnikami?
Bez wolności i szacunku wobec dzieci nie ma prawdziwego wychowania, także wychowania obywatelskiego; bez tych fundamentalnych wartości nie można nauczyć młodego człowieka postawy dojrzałości i odpowiedzialności za siebie i innych. Wszystko to, co jest młodemu pokoleniu „przekazywane siłą”, zostanie wcześniej czy później odrzucone. Tę prawdę trzeba przypominać także wychowawcom i duszpasterzom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.