Z lekarzem kardiologiem Jolantą Kukuczką-Sułkowską – o tym, jak mówić o śmierci, odchodzeniu i tym, co nieuchronne – rozmawia Katarzyna Woynarowska
– Kapelani mawiają, że ludzie w szpitalach zbyt rzadko korzystają z sakramentu chorych. A przecież niemal na każdym oddziale jest kapłan! Dlaczego się tak dzieje? Rodzina boi się poprosić o księdza, bo uważa, że chory się załamie?
– Stale muszę tłumaczyć pacjentom, że sakrament chorych działa także uzdrawiająco. To nie jest żegnanie się ze światem. Ten sakrament potrafi czasem postawić na nogi, naprawdę... Moim zdaniem, powinno się o tym rozmawiać w rodzinach.
– Czasem rodziny nie zdają sobie sprawy, że już czas...
– Wtedy lekarz, wierzący lekarz, może im podpowiedzieć. Mnie się w zdecydowanej większości udaje przekonywać, że nie ma co odwlekać z wezwaniem księdza. Znam wiele przypadków, że po przyjęciu sakramentu chorych pacjentom się polepszało... Sama, gdy poddaję się zabiegom medycznym, zawsze przedtem przyjmuję ten sakrament. Mam dobre doświadczenie w tej kwestii.
– A jeżeli chory jest nieprzytomny, ma trudność w kontaktowaniu się ze światem?
– Jeżeli pacjent traci świadomość, a ja wiem lub domyślam się z wcześniejszych kontaktów, że jest osobą wierzącą, sama wzywam kapłana. Ostatnio musiałam wywoływać księży w czasie meczy Euro. Liczyły się minuty... Potem widziałam w oczach odchodzących ludzi rodzaj ulgi, wdzięczności, czasem próbę wykonania znaku krzyża.
– Była Pani świadkiem takich nawróceń w ostatniej chwili?
– Jednego na pewno. Chory na nowotwór trzustki, bardzo cierpiący człowiek. Powiedziałam mu, że musi liczyć się z faktem, iż zbliża się do kresu. Zgodził się na wizytę księdza. Potem dał niezwykłe świadectwo umierania w pokoju. A umiera się w pokoju wtedy, gdy człowiek jest pogodzonym z Bogiem.
– Śmierć jest tematem tabu. Młode pokolenie wręcz chroni się przed jakimkolwiek kontaktem z chorobą, starością, odchodzeniem, a na moment śmierci kogoś bliskiego nawet wywozi się dzieci do znajomych, „żeby nie patrzyły”.
– Żyjemy w czasach, które gloryfikują młodość, zdrowie i witalność. Ale to nie zmienia faktu, że każdy z nas musi doświadczyć śmierci. Najpierw kogoś bliskiego, kochanego, potem śmierci własnej. W rozmowach z moimi pacjentami przywołuję przykład Pana Jezusa, który cierpiał za nas na krzyżu. Staram się uzmysłowić pacjentowi, że gdyby na świecie był tylko on jeden – biedny i chory, to Pan Jezus dałby się za niego ukrzyżować. Warto popatrzeć na umieranie także z tej perspektywy. Ona przynosi ulgę również najbliższym umierającego.
– W pewnej chwili trzeba podjąć decyzję – i nie wiemy, co zrobić. Oddać bliską nam osobę do szpitala, gdzie – jak trzeba – to i lekarz na miejscu, i jakiś ratunek, np. reanimacja – czy zostawić ją w domu i już nie męczyć…
– Umieranie w samotności jest straszne. Nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy, jak ważne jest, by rodzina była przy umierającym. A to w szpitalu czasem jest niewykonalne. Człowieka umierającego nie wolno zostawiać samego. Można chorego zabrać do szpitala (hospicjum), mimo że jest nieuleczalnie chory (mam na myśli np. wyniszczenie nowotworowe prawidłowo leczone i otoczone stosowną opieką w domu z pomocą personelu medycznego ukierunkowującego terapię), ale on tam umrze być może w samotności... Przecież pielęgniarka nie będzie mogła zostać tylko z nim 24 godziny na dobę. Namawiam, żeby bliscy czuwali przy chorym w domu. Niech jeden czuwa, a reszta odpoczywa. Na zmianę. Nie zostawiać go samego w czasie umierania. Absolutnie nie!
– Nawet wtedy, gdy chory jest nieprzytomny?
– Nawet wtedy. W momencie śmierci trwa trudna do wyobrażenia walka o ludzką duszę. Nieprzyjaciel zawsze chce pozyskać kogoś w ostatniej chwili. Zwróciło moją uwagę to, że święci zawsze wiedzieli, kiedy umierają. Oni nie byli zaskoczeni. W moim przekonaniu najgorsze jest odejście raptowne, wypadek. Wielka mądrość zawarta jest w słowach starej pieśni: „Od nagłej, a niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie...”. Niektórzy mogą się w ostatniej chwili „załapać”. Jestem przekonana, że tak było z tym młodym mężczyzną, który zasłonił własnym ciałem kobietę podczas niedawnej strzelaniny w USA… Ale to, jak sądzę, wyjątki. Większość z nas powinno się na tę chwilę przygotować i gdy trzeba – pomóc w przygotowaniu się do śmierci osobom nam bliskim...
Z lek. med. Jolantą Kukuczką-Sułkowską rozmawiała Katarzyna Woynarowska
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.