Żeby się nie rozwiedli drugi raz

Przewodnik Katolicki 34/2012 Przewodnik Katolicki 34/2012

Świadomie mówię o małżeństwach, nie związkach niesakramentalnych. Kiedyś mówiłem o związkach, ale wtedy zgłosiły się do mnie dwie panie, tłumacząc, że one też żyją w związku niesakramentalnym. Kiedy używam sformułowania „małżeństwo”, sprawa jest jasna: to związek kobiety i mężczyzny. Związek, który z jakichś przyczyn nie może być pobłogosławiony sakramentalnie.

 

Historia druga

O. Łusiak opowiada również o innej ludzkiej historii. Kobieta, żona i matka dwójki małych dzieci, postanowiła wyjechać na pół roku do rodziny mieszkającej w USA. Mąż nie był z tego zadowolony, ale jej w tym wyjeździe nie przeszkadzał. Po pół roku otrzymał wiadomość, że żona nie wróci. Zajęty biznesmen został nagle sam z małymi dziećmi. W wychowaniu dzieci trochę pomagali mu rodzice, ale to przecież nie zmieniało faktu, że dzieci nie miały mamy. Wreszcie pojawiła się w jego życiu kobieta, która powiedziała: „mogę być dla ciebie żoną, mogę być matką dla twoich dzieci”. Mężczyzna wiedział i rozumiał, że dzieci będą lepiej wychowane, kiedy będzie przy nich kobieta – matka. Ona zaś robiła wrażenie osoby bardzo dobrej, która rzeczywiście mogła wzorowo sprawdzić się w nowej roli. W końcu zdecydował się na ten związek. Nie dla siebie, nie tylko dla siebie – ale przede wszystkim dla dzieci. Ze świadomością, że gdyby chodziło tylko o niego, pewnie pozostałby sam.

– Czy ten człowiek miał intencję grzechu? – pyta o. Łusiak. – Czy chciał zrobić coś wbrew woli Boga? Przeciwnie, przeżywał wewnętrzny ból, że musi zrobić coś, co jest niezgodne z Bożymi przykazaniami, a jednak jest dobrem dla dzieci... To właśnie jest dramat małżeństw niesakramentalnych.

Bajpasy duszy

Ludzie żyjący w małżeństwach niesakramentalnych, związani z duszpasterstwem, często są ludźmi naprawdę głębokiej wiary, mającymi silną więź z Jezusem. Dlatego tym większym cierpieniem jest dla nich oddalenie od sakramentów. Pomóc im może to, co nazywają „duchowymi bajpasami”. – Sakramenty są łaską i oczywistym środkiem do duchowego wzrastania – tłumaczy o. Łusiak. – Często dopiero odcięcie od sakramentów uświadamia człowiekowi, jakim są one skarbem. Ci, którzy do tego skarbu nie mają dostępu, powinni szukać środków zastępczych. To właśnie dlatego przychodzą do duszpasterstwa. Na spotkaniach adorujemy Najświętszy Sakrament, rozważamy słowo Boże. Na odprawianej dla nich Mszy św., zamiast przystępować do Komunii św., podchodzą po indywidualne błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. To właśnie są dla nich ważne momenty, momenty duchowej Komunii. Dzięki nim mają pomoc we wzrastaniu w świętości, pomoc w stawaniu się świętymi ludźmi. Myślę również, że ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych, będący w duszpasterstwach, często modlą się wspólnie w domach częściej niż przeciętna katolicka rodzina. Mówią, że skoro nie mogą uczestniczyć w pełni w Eucharystii, to chociaż tak chcą być bliżej Boga.

By niesakramentalni mogli na powrót przystępować do sakramentów, muszą uregulować swoją sytuację przed Bogiem. Małżeństwo sakramentalne mogą zawrzeć, kiedy ustaną przeszkody: gdy Kościół orzeknie nieważność pierwszych związków lub gdy ich pierwsi małżonkowie umrą. Istnieje również możliwość podjęcia decyzji o życiu w białym małżeństwie, jak brat z siostrą.

– Na to rozwiązanie ludzie decydują się niezwykle rzadko, zwykle wówczas, gdy współżycie w naturalny sposób, na przykład ze względu na stan zdrowia, ustaje – mówi o. Łusiak. – Ja osobiście nie spotkałem się z przypadkiem, żeby ludzie pod wpływem bycia w duszpasterstwie zdecydowali się na taki krok. Paradoksalnie bierze się to stąd, że duszpasterstwo zbliża ludzi do siebie i wzmacnia ich więź. Kiedyś ktoś powiedział mi, że najbardziej ceni właśnie to moje zaangażowanie: że pomagam ludziom, by nie rozwiedli się po raz drugi. By przynajmniej to drugie małżeństwo im się udało. Nie wiem, czy gdybym nalegał na to, żeby zaprzestali współżycia, nie oddaliłbym ich od siebie... Nie spotkałem takich ludzi i nie ma w tym nic dziwnego, takimi ludźmi stworzył nas Pan Bóg.

Dowód

Mówiąc o małżeństwach niesakramentalnych, trzeba uważać, żeby życie takie nie wydało się komuś bezproblemowym. Żeby nie uznał, że skoro Kościół znajduje dla nich miejsce, to nie trzeba mieć oporów przed rozbijaniem sakramentalnego związku i szukaniem szczęścia gdzie indziej. – Kiedy mówimy o małżeństwach niesakramentalnych, mówimy o trudnej, bolesnej i skomplikowanej historii, której nikomu nie życzę i której nikt, myśląc o małżeństwie, nie powinien brać pod uwagę – ostrzega o. Łusiak. – Zanim ci ludzie znaleźli się w tym punkcie, w którym są dzisiaj, zanim poczuli sie akceptowani, przeszli przez straszne cierpienia. Dlatego nikt nie powinien nawet brać pod uwagę takiego rozwiązania. Oczywiście, że Pan Bóg potrafi nas wyprowadzić z najtrudniejszego nawet położenia duchowego – ale do takich dramatów w ogóle nie powinno dochodzić.

Pytany o to, czy nauczył się czegoś przez lata pracy z małżeństwami niesakramentalnymi, o. Łusiak odpowiada: – Oni są dla mnie dowodem na istnienie Pana Boga. Bo skąd by był w tych ludziach taki głód Pana Boga? Skąd taka chęć bycia z Nim mimo wszystko, pragnienie zgłębiania wiary i życia wiarą, i to pomimo wszystkich trudnych doświadczeń? Skąd by to w nich było, gdyby nie było Pana Boga? Ich głód i pragnienie wbrew wszystkiemu – to jest wielki dowód na istnienie Pana Boga.   

Ludzie żyjący w małżeństwach niesakramentalnych, związani z duszpasterstwem, często są ludźmi naprawdę głębokiej wiary, mającymi silną więź z Jezusem

Ludzie żyjący w małżeństwach niesakramentalnych często czują się w Kościele ludźmi drugiej kategorii. Zupełnie bezpodstawnie.(...) Oni są dla mnie dowodem na istnienie Pana Boga. Bo skąd by był w tych ludziach taki głód Pana Boga? Skąd taka chęć bycia z Nim mimo wszystko, pragnienie zgłębiania wiary i życia wiarą, i to pomimo wszystkich trudnych doświadczeń? Skąd by to w nich było, gdyby nie było Pana Boga?

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...