Perspektywa zorganizowanych akcji a perspektywa serca

Katecheta 9/2012 Katecheta 9/2012

Czy Kościół takim Rokiem Wiary może zbliżyć się do człowieka? Czy może zachęcić ludzi, by poznawali samych siebie i w sobie, w swoich losach oraz najdawniejszych, rodzinnych relacjach szukali powodów smutku, zwątpienia oraz deficytów miłości? Czy Kościół może zachęcić wiernych do samokrytyki, elementarnej odpowiedzialności za siebie i do pracy nad sobą, a nie tylko do walki o siłę Kościoła w społeczeństwie?

 

Za nami wiele różnorodnych programów duszpasterskich i – wynikających z nich – rozmaitych akcji ewangelizacyjnych, intelektualnych czy społecznych, których celem było krzewienie wiary, rozwój pobożności i uwrażliwienie na ważne zagadnienia etyczne. Każda taka inicjatywa wiązała się z jakimś mocnym i wyrazistym hasłem, trafiającym do mediów i szeroko komentowanym w prasie, a w ostatnich latach także w Internecie. Mam w głowie całą kolekcję takich bon motów, myślę, że Czytelnicy podobnie. Ileż już tego było! Ostatnio: „Kościół naszym domem”, wcześniej: „Przypatrzcie się powołaniu waszemu”. Za nami zawołania programowe papieskich pielgrzymek do Polski, slogany zakonów, strategii powołaniowych, pomysły duszpasterstw akademickich i liczne happeningi bardzo niejednolitych katolickich środowisk, których jest u nas sporo i które mają różną wrażliwość. Skutkiem tego pluralizmu obserwowaliśmy i obserwujemy mnóstwo billboardów, kampanie reklamowe, sympozja i debaty. Ktoś woła, że nie wstydzi się Jezusa, ktoś inny namawia do kampanii promującej ochronę życia prenatalnego. Trzeba wspomnieć jeszcze o Przystanku Jezus, nie można zapomnieć też o Lednicy. Episkopat pisze listy, są organizowane pielgrzymki i rekolekcje. A przed nami Rok Wiary.

Słowem, Kościół ma głowę pełną planów i niespodzianek, na pewno nie śpi. Działa dynamicznie i za pomocą nowoczesnych środków wyrazu, ma coraz więcej przyczółków w Internecie. Chciałoby się powiedzieć, że zarzuca sieć w sieci. Pojawia się wszędzie tam, gdzie są ludzie, gdzie się artykułuje rozmaite zapytania o sens życia, gdzie się rodzą koncepcje religijne i polityczne. Kościół towarzyszy światu, jest w dialogu. Warto obalić, myślę, bardzo niebezpieczny mit, któremu często ulegamy, trzymając się kurczowo naszych parafii, tonących nierzadko w marazmie: że Kościół niczego nie robi, że marnuje potencjał. Jeśli się nie patrzy dalej niż ramy własnego podwórka, to rzeczywiście można uznać, że panuje bezruch. Ale wystarczy wejść na podwórko sąsiednie, zmienić parafię, pójść do kościoła obok i już będzie widać, jak duże jest poruszenie i jak intensywnie się działa. Istnieją grupy modlitewne, rady parafialne i stowarzyszenia charytatywne. Zaangażować się w taką działalność jest naprawdę łatwo, wystarczy chcieć.

Kościół padł ofiarą nieprzyjemnego kłamstwa, które ma charakter iluzji: od kilku lat imputuje się Kościołowi, że jest leniwy, że się nie stara, nie zabiega o wiernych, że jest go za mało na dole, wśród ludzi, że jest pozbawiony wyobraźni. Tymczasem Kościół pracuje najmocniej ze wszystkich instytucji społecznych, jakie w Polsce istnieją, jest wszędzie: w edukacji, medycynie, filantropii, blisko państwa, blisko potrzebujących, biednych… Kościół jest najbardziej urozmaiconą organizacją, prowadzi kilka tysięcy wielkich projektów, które są zakorzenione w skrajnie różnych dziedzinach. Co chwilę słychać, że w Kościele coś wymyślono i że poparło to mnóstwo ludzi.

Sądzę, że nadchodzący Rok Wiary zainicjuje sporo wydarzeń, które rozpalą wiele grup katolickich. Zdarzy się dużo dobrego. Nie będzie pusto i cicho. Sam przed laty brałem udział w dużej akcji kościelnej, mianowicie byłem dzieckiem Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego, który odbył się w roku 1997 we Wrocławiu. Już kilka lat przed Kongresem zostaliśmy przez katechetów zaangażowani w kilka projektów, jeździliśmy na spotkania, spotykaliśmy się z rówieśnikami. Działo się wiele rzeczy niezwykle pożytecznych, zwłaszcza w wymiarze międzyludzkim.

Nie umiem zatem, operując własnym doświadczeniem, podzielać obaw wielu dyskutantów, że nadchodzący Rok Wiary – i wszystkie podobne mu programy – niczego nie sprowokuje, będzie jałowy i nie obrodzi w aktywność. Myślę, że powinno być zupełnie odwrotnie: w tego rodzaju historiach aktywności jest dużo, dużo jest też korzystnych konsekwencji. W polskim Kościele ludzie wymiernie robią coś razem, wymiernie się komunikują; to wszystko rozbudowuje się z roku na rok. Znam coraz więcej osób będących kościelnymi animatorami, którzy spędzają całe dnie, oddając się różnym kościelnym działaniom. Rok Wiary pobudzi – z pewnością – do realizacji dodatkowych zadań.

W czym więc tkwi problem? Piszę ten tekst, a przecież ideały nie potrzebują argumentów, same się bronią. Skoro jest tekst, to znaczy, że musi istnieć jakiś krytyczny wymiar sprawy. Istnieje, owszem, ale – w moim mniemaniu – ma charakter zupełnie inny, niż się powszechnie sądzi. Stąd te powyższe akapity, które oddają Kościołowi sprawiedliwość i przyznają, że robi sporo. Bo rzecz nie w tym – i to chcę mocno podkreślić – że nic nie robi i że to do niczego nie prowadzi, ale w tym, czy można to określić jako ewangeliczne. Na pewno jest dobre, na pewno jest pobożne, na pewno wielu pomaga, ale czy jest to Jezusowe?

Kościół się wytęża i ciężko pracuje, zyskując w ten sposób sporo wyznawców, zwłaszcza wśród młodych (młodzi są, wbrew pozorom, dość kościelni i szukają tradycyjnych wartości), ale czy zyskuje nawróconych? Dzięki kościelnym staraniom ludzie nierzadko widzą więcej, budzą się do działania, wychodzą z domu, dźwigają się z tej czy innej biedy, ale czy przemieniają się im serca? Czy dotyka ich radykalizm Ewangelii? Czy ktoś ich woła po imieniu i chce im dać miłość? Sformułuję rzecz wprost: filantropia filantropią, kazania kazaniami, sympozja sympozjami, chodzenie do kościoła chodzeniem do kościoła, ale czy do ludzi mówi Jezus, czy Jezus wpływa na ich życie?

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...