Radość wzbudzana przez miłość jest zawsze proporcjonalna do dobra. Radość płynąca z osiągnięcia czy zrealizowania dobra skończonego jest, rzecz jasna, radością ograniczoną. Dopiero „radość z Boga jest sama przez się, to jest niczym nieograniczona, zgodnie z nieograniczoną Jego dobrocią, natomiast radość z jakiegokolwiek stworzenia jest ograniczona”
Stereotypowy pogląd głosi, że nadzieja na radość wieczną w innym świecie, jaką żywią ludzie wierzący, nie pozwala im przeżywać prostych radości w tym świecie. Jest to nieco inna wersja marksistowskiego przekonania, że nadzieja innego świata osłabia zaangażowanie w sprawy tego świata. Współczesny niemiecki pisarz ateistyczny Michael Schmidt-Salomon, propagując postawę nowego „oświeconego hedonizmu”, pisze, że aktualne życie ma człowiekowi do zaoferowania: „promienne oczy dziecka, któremu sprawiliśmy radość; uśmiech przypadkowo spotkanego nieznajomego; zapach świeżego chleba o poranku; przygodę żywej wieczornej dyskusji; urok fugi Bacha; piękno obrazu Picassa; ciepło ukochanej osoby”[4]. Nie bardzo wiadomo, dlaczego, zdaniem autora, wymienione sytuacje miałyby sprawiać radość jedynie tym osobom, które odrzuciły istnienie Boga i innego świata. Zapach świeżego chleba o poranku chyba jednakowo cieszy każdego człowieka.
Drobne radości dnia codziennego, także te, które wymieniał Michael Schmidt-Salomon, mogą czynić nasze życie lepszym niż jest. Wprowadzają więcej pogody w nasze usposobienie i w międzyludzkie relacje. Józef M. Bocheński OP uważał nawet, że współtworzą one poczucie sensu życia. Inaczej niż wielu autorów chrześcijańskich, wiązał on kategorię sensu życia nie tylko z celami, do których się dąży, ale i z aktualnymi chwilami, które się odpowiednio przeżywa[5]. Dowartościowując zaś drobne radości życiowe, które ani nie wykluczają dążenia do radości wiecznej, ani nie negują faktu cierpienia i smutku, dominikanin pisał: „Sami bardzo często zapatrzymy się w coś rzekomo wielkiego i chodzimy po świecie jak ślepcy, nie widząc zwykłych, małych rzeczy. […] Wystarczy mieć oczy szeroko otwarte, a życie staje się piękniejsze, a przynajmniej znośniejsze; bo więcej w nim radości. […] Gdybyśmy pilnowali tych małych rzeczy, wynikłoby z tego może nie szczęście – bo to nie jest rzecz trwała – ale przynajmniej dużo radości ludzkiej. Ludzie, którzy cierpią, cierpieliby mniej. Życie byłoby lepsze, pogodniejsze, mniej nieznośne; […] może nie stałoby się niebem, ale przynajmniej [byłoby] lepsze, niż jest”[6].
Codzienne radości nie są też bez znaczenia dla naszego chrześcijańskiego świadectwa i apostolstwa. Czy można bowiem głosić radosną nowinę, samemu będąc zgryźliwym i smutnym? Jacek Woroniecki OP przestrzegał: „Kto zwykł się poddawać złemu humorowi i zniechęceniu, niech się apostolstwa nie ima, bo więcej zaszkodzi niż pomoże. Aby prowadzić do źródła radości, trzeba coś z niej mieć w sobie”[7].
Radość i śmiech
Zastanawiając się nad radościami ludzkiego życia, nie sposób nie zapytać także o zjawisko śmiechu. Śmiech najczęściej jest wyrazem radości, a radość jest pobudką do śmiechu. W wersji błogosławieństw zamieszczonej w Ewangelii św. Łukasza ów związek radości i śmiechu wyraża makaryzm: Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie (Łk 6, 21). Śmiech jest ludzkim fenomenem oraz – zdaniem Johannesa B. Lotza SJ – darem Bożym[8]. Śmiech towarzyszy nam w wielu sytuacjach życiowych, pełniąc niejednokrotnie funkcję „zaworu bezpieczeństwa”. Rozładowuje stres, uwalnia od złych emocji, przywraca właściwe proporcje w spojrzeniu na rzeczywistość, tworzy niezbędny dystans wobec różnych spraw. Przez swą zaraźliwość śmiech – i uśmiech – pomaga w pokonywaniu barier pomiędzy ludźmi, podobnie jak oglądanie wokół siebie twarzy agresywnych i złych utrudnia budowanie międzyludzkich relacji. A wreszcie człowieka, który potrafi się śmiać także z siebie, zabezpiecza przed zbytnim nadęciem i celebrowaniem siebie. Wojciech Chudy pisał: „Człowiek – «byt seriozny», wyposażony w rozliczne teorie naukowe, filozoficzne i teologiczne odnośnie do swojej osoby, «ważniak» z namaszczeniem celebrujący swoje problemy, twórca kultury i podmiot dziejów – spostrzega, że jest śmieszny”[9].
Jak każdy dar, również i śmiech może być niewłaściwie użyty. Możemy przecież wskazać różne przykłady niewłaściwego czy wręcz złego śmiechu. Są bowiem miejsca, chwile czy sytuacje, w których śmiech jest nie na miejscu. Śmiech w obliczu tragedii lub w jakiejś uroczystej sytuacji byłby niepoważną frywolnością. Śmiech z czyjegoś niepowodzenia stawałby się szyderstwem. Śmiech człowieka zgorzkniałego, niedostrzegającego ani wielkich, ani małych radości w życiu, zwykle jest wyrazem sarkazmu. Jest jeszcze śmiech fałszywy, będący rodzajem maski, któremu nie odpowiada wewnętrzny stan radości.
Niewłaściwe użycie śmiechu nie może jednak oznaczać pozbawiania go wartości. Powaga i śmiech łączą się w życiu w dziwny związek. Są chwile poważne, doniosłe i uroczyste, w których nie wypada się śmiać, są też chwile, w których zdrowy śmiech świadczy o pogodzie i życiu ducha. Zdaniem Wojciecha Chudego, „śmiech definiuje istotę ludzką (homo ridens), lecz tylko w dialektycznym związku z powagą, z życiem na serio; wesołość stanowi transgresję powagi, a powaga transgresję życia”[10]. Owa dialektyka powagi i śmiechu ujawnia przygodność (contingentia) naszego życia. Przygodność ta – czyli niekonieczność objawia się w bogactwie wariantów, w mnogości sytuacji, zaskakujących zachowań, niespodzianek, a czasem w ich komizmie. Często naturalną reakcją na niespodziewaną, zaskakującą sytuację jest śmiech. Jeżeli ktoś potrafi się śmiać z tego, co „śmiechu warte”, może więc zyskać dodatkowy dostęp do metafizycznej przygodności. Za śmiesznością kryje się bowiem jakaś prawda o nas: „Śmiech jest tłem i stroną, środkiem i drogą, doprowadzającą do tych punktów w życiu, kiedy nie wystarczy się śmiać i kiedy człowiek staje się poważny”[11].
Max Scheler uważał, że możliwa jest „zdrada” radości – bądź na korzyść fałszywego heroizmu, bądź też fałszywej, nieludzkiej idei obowiązku[12]. O niektórych formach „zdrady” radości była mowa także w niniejszym tekście. Papież Paweł VI napisał w 1975 roku w adhortacji apostolskiej o radości chrześcijańskiej Gaudete in Domino, że współczesnej społeczności ludzkiej z trudem przychodzi rodzenie radości. Papież postanowił przeto przypomnieć, że głosiciel chrześcijańskiej radości powinien dostrzegać zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne radości, będące świadectwem dobroci stworzenia. Nawiązując także do wykorzystanych w tym artykule tekstów św. Tomasza, Paweł VI niuansował różne odmiany radości, pisząc: „Najbardziej znamienną postacią [szczęścia] jest radość, albo «szczęście» w ścisłym znaczeniu, doznawane wtedy, gdy za pomocą swoich najwyższych władz cieszy się posiadaniem jakiegoś dobra poznanego i kochanego. Tak to człowiek doznaje radości, kiedy godzi się z przyrodą, a zwłaszcza kiedy spotyka się z innymi ludźmi, razem z nimi uczestniczy w załatwianiu spraw i przyłącza się do wspólnoty z nimi. Szczególniej doznaje on radości, czyli szczęścia duchowego, kiedy jego duch posiada Boga, poznając Go i kochając jako najwyższe i niezmienne Dobro”[13].
Ks. Kazimierz Wolsza (ur. 1960), profesor nauk humanistycznych, pracownik Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego, autor publikacji z zakresu filozofii religii i historii filozofii współczesnej. Ostatnio opublikował: Religijne wymiary doświadczenia i myślenia; Edyta Stein darem, wezwaniem i obietnicą.
[4] M. Schmidt-Salomon, Humanizm ewolucyjny. Dlaczego możliwe jest dobre życie w złym świecie, Słupsk 2012, s. 30.
[5] Por. J. M. Bocheński OP, Sens życia i inne eseje, Kraków 1993, s. 13.
[6] J. M. Bocheński OP, Kazania i przemówienia, t. 2, Kraków 2005, s. 75, 78.
[7] J. Woroniecki OP, Katolicka etyka wychowawcza, t. 2, cz. 1, Lublin 1986, s. 269.
[8] Por. J. B. Lotz SJ, Lachen ist eine Gabe Gottes, Freiburg – Basel – Wien 1983, s. 19-21
[9] W. Chudy, W łupinie orzecha, czyli filozofia bez przesady, Marki 1992, s. 80.
[10] Tamże
[11] Tamże, s. 81.
[12] Por. M. Scheler, Cierpienie, śmierć, dalsze życie. Pisma wybrane, Warszawa 1994, s. 61.
[13] Paweł VI, Gaudete in Domino. Adhortacja apostolska o radości chrześcijańskiej, „Cywilizacja”, 25/2008, s. 150-151.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.