W Polsce, podobnie jak i w wielu innych krajach, mamy do czynienia ze zjawiskiem coraz intensywniejszej pedagogizacji. Dzieci i młodzież coraz więcej czasu spędzają w instytucjach wychowawczych oraz w obszarze oddziaływania nauczycieli, wychowawców, psychologów, różnego rodzaju trenerów i opiekunów – czyli pozostają pod kontrolą tzw. fachowców od wychowania. Nakłady finansowe na wykształcenie i wychowanie są obecnie znacznie większe niż były kilkadziesiąt lat temu, ciągle rozszerzają się inicjatywy i starania pedagogiczne, w szkolnictwie wprowadzane są coraz to nowe reformy. Paradoksalnie, mimo tych wysiłków pedagogicznych i nakładów finansowych, sukcesy wychowawcze i dydaktyczne są nieporównanie mniejsze, niż były kiedyś, gdy w edukację młodego pokolenia angażowano znacznie mniej środków i sił.
Nurt ten zrodził się w Stanach Zjednoczonych i szybko stał się bardzo popularny w krajach zachodniej Europy. Od lat intensywnie i skutecznie popularyzowany jest w Polsce, o czym można się przekonać choćby studiując podręczniki akademickie obowiązujące studentów kierunków pedagogicznych, przeglądając bogatą ofertę książek z zakresu psychologii popularnej, analizując tworzone obecnie programy wychowawcze, czy nawet wsłuchując się w to, co mówią nauczyciele i wychowawcy. Warto pokrótce prześledzić drogę jego rozwoju.
Powstała w Stanach Zjednoczonych w latach 60. XX w. (i do dziś prężnie się rozwijająca) psychologia humanistyczna była nazywana także „trzecią siłą” psychologii, co miało podkreślić jej przeciwstawienie freudowskiej psychoanalizie (psychologia pierwsza) oraz behawioryzmowi reprezentowanemu przez B. F. Skinera i J. Watsona (psychologia druga), stała się nie tyle jednorodną szkołą, teorią czy kierunkiem psychologii, ile raczej ruchem kulturotwórczym na rzecz tzw. „humanizacji” świata, wprost przyznającym, że jego celem jest „odnowa cywilizacji”. W ramach tego ruchu zaczęły funkcjonować różne poglądy, teorie i szkoły, które jednoczyła wspólna idea, określana jako „zainteresowanie «humanum» tzn. postrzeganie i rozpoznawanie ludzkich właściwości oraz badanie i wspieranie możliwości rozwijania przez ludzi własnych zdolności oraz osiągania w pełni osobistego rozwoju”[4]. Koncepcje z zakresu motywacji i osobowości, jakie funkcjonują w ramach tego nurtu, przekroczyły teren psychologii i stały się popularne w psychiatrii, pedagogice, filozofii oraz w nauce o marketingu i zarządzaniu.
Głównymi przedstawicielami a zarazem inicjatorami psychologii humanistycznej są G. Allport, A. H. Maslow oraz C. R. Rogers[5]. Twórcy tego nurtu swą myśl oparli na wcześniej przyjętej wizji człowieka jako istoty całkowicie wolnej w tym znaczeniu, że każdy człowiek sam nadaje sens wszelkim swoim poczynaniom, nie podlegając żadnym regułom doktrynalnym czy moralnym, które określałyby ludzkie życie. Wizja ta zakłada, że człowiek rodzi się wewnętrznie dobry, bezkonfliktowy i harmonijny, a zatem zdolny do spontanicznej samorealizacji: bez dyscypliny i czujności, bez zasad moralnych i religijnych, bez konieczności szukania obiektywnej prawdy i uczenia się ofiarnej miłości. Na podstawie tego założenia humaniści uznali, że rozwój człowieka jest procesem całkowicie spontanicznym, a spontaniczność jest jednym z najważniejszych kryteriów zdrowia psychicznego. Wszelkie ewentualne trudności i zaburzenia w rozwoju danego człowieka mogą mieć jedynie zewnętrzne przyczyny.
Z takiej koncepcji natury ludzkiej wypływał podstawowy postulat psychologii humanistycznej głoszący uznanie własnego „ja” za jedyny dla każdego autorytet moralny. Na terenie psychologii Maslow i Rogers zaproponowali skoncentrowanie się na badaniu samoświadomości człowieka, jego twórczości, zdolności do wartościowania i poczucia odpowiedzialności. Na bazie badań empirycznych chcieli zbudować system wartości wyznaczający warunki zdrowego funkcjonowania człowieka.
W oparciu o dezyderaty psychologii humanistycznej Rogers opracował i rozwinął swą teorię i praktykę terapii niedyrektywnej. Początkowo chodziło o sposób leczenia osób z zaburzeniami psychicznymi, którego główną ideą była myśl, że każdy człowiek posiada w sobie samym, w swej świadomości, w głębi swego „ja”, odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie stawia sobie w kwestii swego postępowania. Należy tylko pomóc mu odnaleźć te odpowiedzi, pomóc dotrzeć do jego wewnętrznego fundamentu, jedynego autorytetu dla każdego człowieka, czyli własnego „ja”. Poddając pacjenta terapii niedyrektywnej prowadzący ma za zadanie oddalić od niego wszystkie „uwarunkowania”, każde zewnętrzne ukierunkowanie, czy to wcześniejsze (np. otrzymaną edukację) czy też obecne (np. jakieś kierownictwo duchowe, czy wpływy obyczajowe), by uzyskać czystą samoświadomość – zgodnie z często powtarzaną przez Rogersa maksymą: „Każdy musi być sobą, takim jakim jest naprawdę”. Aby być sobą (najważniejszy imperatyw psychologii humanistycznej), a tym samym osiągnąć wysoki poziom samorealizacji, odpowiadający ludzkiej naturze – należy czynić tylko to, czego się w głębi pragnie.
Z czasem zakres oddziaływania terapii niedyrektywnej rozszerzył się wykraczając poza leczenie chorych pacjentów, a przenosząc się na pomoc ludziom zdrowym (tzw. terapia dla ludzi normalnych), ale nie zawsze radzącym sobie z kłopotami życiowymi.[6] Uznano, że pomoc takim osobom (klientom – jak byli określani) polegać powinna na odsyłaniu ich do źródeł ich wewnętrznego autorytetu. Aby rozwiązać swoje problemy, muszą oni nauczyć się słuchać samych siebie i ufać swoim własnym impulsom.
Przyjmując wizję osoby ludzkiej jako z natury dobrej, a spaczonej dopiero przez warunki życia społecznego, piewcy psychologii humanistycznej nie przyjmowali do wiadomości istnienia w ludzkiej naturze żadnych złych skłonności. Namawiając ludzi do zaufania wszystkim swym impulsom zaszczepiali przekonanie, że wszelkie bodźce pochodzące z wnętrza człowieka są dobre, działali tak, jakby nie istniały paranoje, zboczenia czy psychopatie. Postulowali nieograniczoną wolność człowieka polegającą na tym, by czynić zawsze to, na co się ma ochotę.
Jednocześnie, odcinając poddawane terapii osoby (w imię dążenia do bycia autentycznym) od wszelkich zewnętrznych, społecznych uwarunkowań, tak naprawdę odcinali człowieka od tego, czym jest w rzeczywistości. Pozostawiając na boku całą wiedzę intelektualną, moralną, duchową pacjentów na rzecz wyeksponowania tylko ich podświadomości – źródła nastawień emocjonalnych, a nie rozumowych przekonań – dokonywali amputacji istotnej części ludzkiej natury, tej która wymaga wiedzy, wychowania, doświadczenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.