Jaki jesteś, żaku

W kraju jest ich ok. 2 mln. Studiują dziennie, zaocznie, wieczorowo. Studenci. Szukają mieszkania i pieniędzy na życie. Najbardziej boją się o przyszłą pracę. Mało mają czasu na rozwój duchowy, kulturę, wolontariat

Rozpoczyna się kolejny rok akademicki, a wraz z nim wracają problemy studentów: gdzie mieszkać, jak zapracować na siebie. Pojawia się też pytanie: A co z Panem Bogiem?

Trzeba gdzieś mieszkać

Oczywiście, najlepiej u siebie. Ci z miast akademickich najczęściej, zwłaszcza w pierwszych latach studiów, mieszkają z rodzicami. To naturalne, siła przyzwyczajenia i, oczywiście, brak kosztów codziennego utrzymania.

Ci, którzy studiują poza miejscem zamieszkania, mają trzy wyjścia: akademik, mieszkanie, które kupią rodzice, lub wynajem lokum na wolnym rynku.

– Co roku jest grupa studentów pierwszego roku, którym rodzice kupują mieszkanie w mieście akademickim. Zazwyczaj kalkulują, że to w sumie bardziej się opłaca niż kilkuletni wynajem – mówi prezes portalu Tabela Ofert Maciej Dymkowski. Dodaje, że często rodzice biorą nawet kredyt na pierwsze małe mieszkanie dla swojego młodego studenta – na dobry start.

Ale, oczywiście, nie wszystkich na taki luksus stać. Nadal największą popularnością cieszą się akademiki, których, niestety, nie wystarcza dla wszystkich.

– Mamy ok. 3 tys. miejsc. A ostatnio akademiki przeżywają renesans. Brakuje miejsc – przyznaje rzecznik Uniwersytetu Warszawskiego Anna Korzekwa. Koszt miesięczny jest atrakcyjny: 300-400 zł. – Na pewno dodatkową wygodą dla studentów jest to, że akademik ma administrację, więc jak np. kran przecieka, to ktoś go naprawi, a w wynajętym mieszkaniu trzeba o to zadbać samemu – dodaje rzecznik.

Podobnie duże jest zainteresowanie akademikami na warszawskiej SGGW. – Nasze akademiki na campusie są bardzo dobrze wyposażone, standard może konkurować z mieszkaniami na wolnym rynku – mówi rzecznik SGGW Krzysztof Szwejk. – Są pokoje jedno- i dwuosobowe, wyposażone. Przykładowo za pokój dwuosobowy trzeba zapłacić 380 zł miesięcznie od osoby.

Rzecznik przyznaje, że nie wszyscy studenci dostają mieszkania w akademikach. – Jest komisja, która je przydziela. Jednym z kryteriów jest np. odległość od campusu – 100 km – mówi rzecznik.

Ok. 5 tys. miejsc w akademikach ma Politechnika Warszawska. – Miejsc w zasadzie w miarę wystarcza. Ale ważne jest też to, że na uczelni istnieje bank danych dotyczących nie tylko miejsc w akademikach, ale także tych na wolnym rynku – mówi rzecznik uczelni Ewa Chybińska. Koszt np. dwuosobowego pokoju w akademiku Riviera przy ul. Waryńskiego w Warszawie to ok. 300 zł od osoby. – No i jak to w akademiku, nie trzeba się martwić o koszt np. wywozu śmieci. I jest internet – zachwala pani rzecznik.

W stolicy jednak miejsc w akademikach dla prawie 318 tys. studentów nie wystarczy. Dla wielu pozostaje więc wynajem. Najważniejsze kryteria, jak przyznają agenci firm pośredniczących w wynajmie nieruchomości, to cena i lokalizacja. Im bliżej centrum miasta albo akademickiego campusu – tym popyt na mieszkania większy. Ale rośnie i cena. Według ankiety internetowej przeprowadzonej wśród studentów w ramach akcji „Wynajmuj bezpiecznie”, koszty wynajmu lokum na czas studiów pochłaniają ponad 50 proc. studenckiego budżetu. Wbrew obiegowym opiniom studenci to stosunkowo solidni płatnicy. Głównie dlatego, że stoją za nimi rodzice.

61 proc. ankietowanych przyznało, że koszty mieszkaniowe pokrywają rodzice lub opiekunowie, którzy zazwyczaj dodatkowo kontrolują te wydatki. 31 proc. pokrywa koszty zakwaterowania, pracując, a tylko 9 proc. – z niewysokich zazwyczaj stypendiów i kredytów studenckich.

– Jak wynika z naszych obserwacji, coraz częściej, studenci to zapobiegliwe osoby – mówi Marcin Jańczuk, specjalista z portalu nieruchomościowego Metrohouse, który współorganizował internetowe badania. – 43 proc. z nich deklaruje, że już pod koniec roku akademickiego decyduje się na przedłużenie umowy z dotychczasowym wynajmującym. 13 proc. szuka lokum na nowy rok akdemicki już w czerwcu, a po 16 proc. w lipcu i sierpniu. Choć, oczywiście, są i tacy, którzy decydują się na poszukiwania w ostatniej chwili, tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego. Ceny są wówczas zazwyczaj wyższe, choć trafiają się okazje.

Tylko 15 proc. żaków decyduje się na wynajem samodzielnego mieszkania (najczęściej niewielkiego pokoju z kuchnią). W stolicy to koszt co najmniej 1,5 tys. zł, ale raczej 1,7-2 tys. zł. 27 proc. studentów szuka pokoju w mieszkaniu już wynajmowanym przez starszych kolegów, a 37 proc. organizuje się w kilkuosobowe grupy i szuka lokum wspólnie. Koszt to, w zależności od liczby osób wynajmujących, 500-700 zł od każdej. Coraz częściej studenci szukają mieszkań 3-pokojowych (w stolicy to koszt 2-2,5 tys. zł miesięcznie, w zależności od lokalizacji). Mieszka w nich docelowo nawet 6 osób.

Jak wynika z ankiety, tylko 7 proc. decyduje się na stancję. – Może wynika to z chęci większej samodzielności, której nie gwarantuje mieszkanie przy obcej rodzinie czy samotnej osobie – przypuszcza Marcin Dymkowski z Tabeli Ofert. – Choć dla studentów I roku, zwłaszcza z mniejszych miejcowości, to nadal aktualna i atrakcyja oferta, jeśli nie uda się pozyskać miejsca w akademiku.

Czy student jest dobrym najemcą?

– Aż 80 proc. agentów firm pośredniczących w wynajmie mieszkań odpowiada twierdząco na pytanie, czy w pracy zdarzyła się im sytuacja, że właściciel mieszkania zastrzega, iż nie życzy sobie oferowania lokalu studentom. – Ale ten stereotyp studenta, który będzie balował i zdemoluje mieszkanie, już się zmienia – twierdzi Marcin Jańczuk. – Po pierwsze, często umowę najmu zawiera się z rodzicami studentów, którzy są gwarantami płatności, ale też uczciwości swojego dziecka. A po drugie, czym różni się student od młodego przyjezdnego samotnego pracownika?

Trzeba pracować

Studenci studiów humanistycznych zazwyczaj pracują tylko po to, żeby zarobić. Nie wiążą zarobków z przyszłą pracą. – Z moich znajomych ponad 3/4 osób tak funkcjonowało – mówi student socjologii na SGGW. – Mieliśmy świadomość, że dopiero np. po licencjacie trzeba będzie starać się gdzieś o płatny staż, a potem o pracę w zawodzie.

Z badań przeprowadzonych na UW wynika, że 80 proc. studentów pracuje zarobkowo. – Ale spektrum jest szerokie, bo studia uniwersyteckie to nie są kierunkowe szkoły zawodowe – wyjaśnia rzecznik UW Anna Korzekwa. I dodaje, że często trudno mówić o pracy związanej z kierunkiem studiów. – Bo przecież np. po historii można wykonywać mnóstwo zawodów. Więc nasi studenci próbują różnych form zarobkowania. Zarówno zupełnie dorywczych, jak i jakoś pośrednio związanych z kierunkiem studiów – stwierdza.

Specjaliści przyznają jednak, że praca zarobkowa jest często przeszkodą w rzetelnym studiowaniu. Młodzi ludzie nie mają czasu na wykłady (nie chodzą na nie, jeśli nie ma listy obecności, a jeśli nawet jest, to jakiś „dobry” kolega ją za nas podpisze). Ćwiczenia też są uznawane za ważne, jeśli są obowiązkowe. Lepiej zarobić parę złotych i utrzymać podjętą pracę. – Przecież trzeba się utrzymać. A jeśli praca jest perspektywiczna, to warto o nią dbać. Na uczelni jakoś człowiek sobie poradzi – mówi jeden z żaków. Pracuje dorywczo w znanej firmie ubezpieczeniowej. Zarabia coraz lepiej. Egzaminy i kolokwia zalicza.

– Dobrze chociaż, że różne stypendia, staże i praktyki cieszą się jeszcze powodzeniem – mówi rzecznik UW.

Choć są tacy, którzy twierdzą, że wyjazd na pół roku na stypendium to właściwie wycieczka. – Nic tam się nie robi – przyznaje jedna ze studentek, która wyjechała do Turcji. Wyjazd jednak wspomina miło. – Naukowo to nędza, ale wartościowe jest doświadczenie życiowe. Może więc warto było – zastanawia się z perspektywy czasu.

Nieco inaczej patrzą na pracę podczas studiów akademicy z uczelni postrzeganych jako techniczne. Na warszawskiej SGGW na 32 kierunki aż 27 to wydziały specjalistyczne. – Nie mamy wprawdzie twardych danych, ale wiemy, że studenci już w trakcie studiów szukają pracy w branży np. spożywczej, związanej z technologią drewna. Z rolnictwem są kłopoty, bo to praca raczej poza Warszawą – mówi rzecznik SGGW Krzysztof Szwejk. Dodaje, że na uczelni działa biuro karier, które pomaga w zdobyciu pracy. Jest specjalna wyszukiwarka, zgłaszają się firmy. Jak twierdzi rzecznik, zapotrzebowanie jest na ok. 1,5 tys. osób.

Wicedyrektor warszawskiego Urzędu Statystycznego Krzysztof Kowalski zauważa, że z badań wynika, iż coraz większe jest zainteresowanie studiami zawodowymi. – Wymusza to rynek pracy i pragmatyzm studentów – przyznaje. Ale dodaje, że coraz więcej studentów po licencjackich czy inżynierskich studiach zawodowych decyduje się na kontynuację na kierunkach magisterskich. Jak wynika ze statystyk, już ponad 25 proc. robi po licencjacie tzw. magisterkę. – Młodzi ludzie zdają sobie sprawę, że bez wykształcenia wyższego magisterskiego wiele stanowisk, np. w szeroko pojętej administracji publicznej, będzie dla nich nieosiągalnych – mówi dyrektor Kowalski.

Może dlatego nawet studenci kierunków technicznych starają się być bardziej elastyczni. Wprawdzie Stowarzyszenie Studentów BEST, działające w 6 polskich miastach, w stolicy przy Politechnice Warszawskiej, skupia się przede wszystkim na organizowaniu Inżynierskich Targów Pracy, praktyk, spotkaniach z pracodawcami, ułatwia znalezienie zatrudnienia w zawodzie.

– Jednak z naszych obserwacji wynika, że studenci coraz częściej po studiach technicznych wybierają ścieżkę kariery niezwiązaną z kierunkiem studiów – mówi Dariusz Banaś ze stowarzyszenia. – Coraz większa grupa młodych ludzi docenia, jak ważne w życiu zawodowym są umiejętności tzw. miękkie. Stąd duże zainteresowanie warsztatami, podczas których studenci rozwijają swoje umiejętności leaderskie, uczą się pracy w grupie. Później często sprawdzają się nie tylko jako specjaliści w swoim zawodzie, ale też w pracy, która wymaga analitycznego myślenia, zarządzania ryzykiem. Coraz częściej to właśnie specjaliści kierunków technicznych są rekrutowani przez firmy consultingowe.

A co z Panem Bogiem?

– Jedna koleżanka chodziła na spotkania Duszpasterstwa Akademickiego – przyznaje studentka z Akademii Pedagogiki Specjalnej.

– Jakoś nikt mnie nie zachęcił, choć do kościoła sytematycznie chodzę – mówi student SGGW.

Liczba studentów uczęszczających na spotkania Duszpasterstw Akademickich maleje.

– Nie mają czasu na rozwój duchowy. Studia stają się dodatkiem do pracy. Trzeba się utrzymać, życie pędzi – mówi proboszcz archikatedry warszawskiej, były rektor kościoła akademickiego św. Anny ks. Bogdan Bartołd. Przyznaje, że duszpasterstwo przyciąga raczej studentów przyjezdnych. – A może przydałaby się praca w małych parafialnych grupach formacyjnych? Ale duszpasterzy brak... – zauważa ks. Bartołd. I dodaje, że jest tu jakaś luka, bo młodzi ludzie mają jednak potrzeby duchowe, wewnętrznie poszukują drogi do Boga. – Dowodem na to są akademickie rekolekcje. Gdzie by się nie odbywały, nawet w mniej znanych akademickich ośrodkach, przyciągają dużo młodych ludzi. Duszpasterz musi mieć dla nich czas. Zawsze. Wtedy łatwiej będzie młodemu człowiekowi znaleźć drogę do Boga – podkreśla ks. Bartołd.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| NAUKA, STUDENCI

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...