Jeśli chodzi o wygląd, proboszcz Ostasz jest lekko łysawy, po czterdziestce, można go spotkać w brudnym swetrze i koloratce. Brudny sweter to znak, że proboszcz porządkuje cmentarz albo idzie do kotłowni w szkole.
Pojawiają się podejrzenia, że ksiądz Rysio nie śpi. Ciągnie robotę z trzema ekipami. Daje przykład. Jest motorem. Lokomotywą. Babcia Michalkowa nie rozumie, jak to jest, że ludzie, którzy z lenistwa na własnym polu nie robią, potrafią w nocy w szkole z księdzem pracować. Czasem samochody podjeżdżają pod sklep w Gdeszynie po pracowników sezonowych na budowę. Ci dwa, trzy dni popracują i po trzecim odmawiają. Wolą się napić. A tu takie poświęcenie dla szkoły.
Babcia Michalkowa to bardzo mądra kobieta i o Gdeszynie wie wszystko.
Powiedzieć, że pracy było bardzo dużo, to jak nic nie powiedzieć. Przez 14 lat większość sal była zamknięta na trzy spusty. Dbano tylko o trzy pomieszczenia, bo w Gdeszynie uczyli się uczniowie klas 1-3. Stowarzyszenie dostało zgodę na prowadzenie całej szkoły podstawowej, czyli klas 1–6, zerówki i finansowanego przez gminę punktu przedszkolnego. W niecałe dwa miesiące trzeba było wyremontować 12 sal. Udało się.
Czy mieli dosyć? Ani przez chwilę. Czy wątpili, że zdążą? Ani przez moment. Skoro ksiądz zasuwa i daje swoje pieniądze, to znaczy, że o coś w tym wszystkim chodzi. To jak obrona Westerplatte. Nikt nie pyta: „Po co? Dlaczego?”. Sprawy toczą się automatycznie i wbrew wszystkiemu. Bitwa kończy się zwycięstwem.
Rachunek za prąd
Do lutego trwa instalacja centralnego ogrzewania. Do tej pory szkołę ogrzewano elektryczne. Urzędnicy byli pewni, że rachunki zabiją lokalną inicjatywę i szkoła padnie. W styczniu listonosz przynosi księdzu rachunek za ogrzewanie opiewający na 11 tysięcy złotych. Cała miesięczna subwencja oświatowa na szkołę wynosiła 31 tysięcy. Pensje nauczycieli i ich składki ZUS to 25 tysięcy. Ksiądz zasypuje dziurę budżetową z pieniędzy uzbieranych w czasie kolędy.
Przeciwnicy szkoły, żeby nie powiedzieć wrogowie pomysłu, pytają, jaki poziom może mieć edukacja w szkole, w której do pieca dorzuca ksiądz i w której wszystkich uczniów można zmieścić w gabinecie dyrektorki. Tymczasem, w przeciwieństwie do szkół molochów, w Gdeszynie nie ma zajęć łączonych ani drugiej zmiany. Zajęć łączonych, czyli lekcji w jednym pomieszczeniu dla uczniów w różnym wieku z różnych klas. Nie ma przepełnienia. Są lekcje, na które przychodzą trzy osoby. Czy to źle? Nie ma możliwości, by ktoś nie odrobił zadania domowego albo nie przeczytał lektury. Nauczyciel widzi postępy uczniów jak na dłoni. Nie ma ogonów edukacyjnych. Nie ma agresji, bo na jednego ucznia przypada trzech i pół nauczyciela. I oni znają także te dzieciaki, z którymi nie mają lekcji.
To nieprawda, że edukacja w małej szkole jest droższa. Na ucznia przypada dokładnie taka sama kwota z subwencji oświatowej, jak na ucznia w dużej szkole. Te pieniądze Ministerstwo Edukacji Narodowej musi wydać. Gdzie? To już nie ma znaczenia.
Wrogowie pytają na forach: „A skąd ksiądz miał tyle kasy?” – jakby księża nie mogli mieć własnych pieniędzy. Zarzucają, że specjalnie ściąga prasę do Gdeszyna. A to dzięki artykułom w prasie wypełniła się biblioteka szkolna. Przyjechał harcerz z Zamościa. Czytał o ratowaniu szkoły i chciał na własne oczy zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Wszedł do biblioteki, a tu pustki. Harcerze zebrali książki. Do dziś przychodzą paczki z lekturami z całej Polski. Do szkoły napisała fundacja. Za darmo zabierze wszystkie dzieci na wakacje.
Błogosławiony Zygmunt Pisarski
Ksiądz Ryszard ratuje szkołę, bo nosi ona imię błogosławionego księdza Zygmunta Pisarskiego. I to jest właśnie główna przyczyna zaangażowania się w ratowanie szkoły – zaraz po prośbach rodziców i niedającej księdzu spokoju wizji dzieci dojeżdżających pięć kilometrów do szkoły w Miączynie. Aby to zrozumieć, trzeba się cofnąć o 79 lat.
Jest rok 1933. Ksiądz Zygmunt Pisarski zostaje administratorem parafii w Gdeszynie. 30 stycznia 1944 roku Niemcy pacyfikują wieś. Żądają, by ksiądz wskazał w zebranym przed kościołem tłumie komunistów, ukraińskich bolszewików. Pisarski odmawia. Żądają, by wskazał osobę, która zabrała mu klucze od kościoła. Trzeba wspomnieć, że jeden z Ukraińców mieszkających w Gdeszynie złośliwie zabrał księdzu klucze od świątyni. Msze były odprawiane na plebanii. Pisarski znów odmawia. Niemcy prowadzą kilku przypadkowo wyciągniętych z tłumu mężczyzn i księdza Pisarskiego w kierunku lasu. Padają strzały. Świadkowie twierdzą, że umierający ksiądz Pisarski zdążył udzielić rozgrzeszenia nie tylko umierającym z nim Polakom, Ukraińcom, ale również Niemcom.
Jan Paweł II beatyfikował księdza Pisarskiego 13 czerwca 1999 roku w grupie 108 męczenników za wiarę. I dlatego proboszcz Ryszard Ostasz nie pozwolił zniszczyć szkoły im. błogosławionego księdza Zygmunta Pisarskiego, dla którego nie miało znaczenia to, czy ktoś jest Polakiem, czy Ukraińcem. Po mszy w ogłoszeniach parafialnych ks. Pisarski podawał daty świąt w kościele „naszych braci Ukraińców” i prosił Polaków, jeśli to możliwe, by w tym czasie wstrzymali się od pracy. W 1938 roku sprzeciwił się rozebraniu cerkwi w Zaborcach. Wbrew państwu polskiemu, które nakazywało rozbieranie cerkwi i płaciło za to ludziom. Ksiądz Pisarski powiedział z ambony, że kto przyłoży rękę do rozebrania domu bożego, tego nie pochowa na cmentarzu.
W miejscu egzekucji księdza Pisarskiego stoi krzyż. Ksiądz Ryszard organizuje każdego trzydziestego dnia miesiąca drogę krzyżową z kościoła do krzyża. Nawet gdy pada śnieg i wieje. Babki nieraz proszą, by ksiądz darował i pozwolił za wstawiennictwem błogosławionego Zygmunta Pisarskiego modlić się w kościele. Nie ma mowy. Ksiądz proboszcz jest w tej sprawie nieugięty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.