Z o. prof. Zdzisławem Kijasem, relatorem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, byłym rektorem Papieskiego Wydziału Teologicznego św. Bonawentury "Seraphicum" w Rzymie i autorem obszernego opracowania dotyczącego spraw ostatecznych człowieka ("Niebo, czyściec, piekło. W domu Ojca, dla kogo, w oddaleniu"), rozmawia Przemysław Radzyński.
PR: Czyli telewizja nie pokazująca starości i odchodzenia tylko pozornie pomaga nam niwelować ten dramat śmierci?
ZK: Wystarczy tylko pójść do szpitali, domów starców czy domów opieki. One zawsze są pełne. To jest inny świat, o którym my nic nie wiemy. Kultura współczesna nie pomaga w przygotowywaniu się do śmierci, która się z tego cieszy, że nie jest oswajana, bo gdy przychodzi, może zamanifestować się w całej swojej potędze.
PR: Przejdźmy teraz tę granicę. Co jest po śmierci?
ZK: Coraz więcej na ten temat wiemy – z doświadczeń wieków, z przekazów wiary. Wiemy dużo, aczkolwiek niewiele. To jest jak porównywanie ludzi zdrowych i chorych. Zdrowy nigdy nie zrozumie chorego. I na odwrót. To są dwie różne przestrzenie życia. My mówimy, że to przyszłe życie jest szczęśliwe. Ale nie wiemy, co to szczęście znaczy. Możemy sobie robić jedynie analogie do szczęścia przeżywanego na ziemi. Wyobrażenia nieba, które miały osoby wierzące, są różne – jedni mówią, że będziemy kontemplować, drudzy, że to ciągła zabawa albo uczta przy suto zastawionym stole, inni, że będziemy przebywać w jasności. Wiara mówi, że będzie tam pełnia szczęścia.
PR: Kreujemy sobie niebo takim, jaki obraz szczęścia mamy w życiu ziemskim?
ZK: Na pewno warto myśleć o niebie i kreować sobie jego wizję. Bo ona pozwala nam szukać dobrego szczęścia tutaj. A jednocześnie mieć pragnienie, że to, co nie udało nam się tutaj, uda nam się tam. My za rzadko mówimy o niebie, za rzadko wyobrażamy sobie przyszłe szczęście, a to sprawia, że niebo się oddala. Myśląc o szczęściu w niebie, stępiam ostrze śmierci. Jeżeli wiem, że na końcu pustyni będzie źródło ze słodką wodą, to łatwiej znoszę przemarsz przez pustynię, bo wiem, że ona ma koniec. Gdyby marsz przez pustynię nie miał cienia szansy na dotarcie do oazy, to idący umarłby po paru krokach, bo zabiłaby go beznadzieja.
PR: A czy mamy obiektywne dane na temat nieba?
ZK: Mamy to, co mówi nam Chrystus. Będzie to rzeczywistość inna niż ta, w której żyjemy – "nie będą się żenić ani za mąż wychodzić"; będziemy mieli mieszkania – nie wiadomo jakie, ale będziemy mieć własność, będziemy czuć się jak u siebie; Bóg będzie dobrym ojcem i kochającą matką równocześnie; będziemy śpiewać chwałę Pana – nie będziemy tylko słuchaczami, ale też śpiewakami – przeżyjemy swego rodzaju ekstazę. Mamy wiele elementów, które pozwalają nam budować bardzo przyjemny i optymistyczny widok tych zaświatów. Na pewno nie będzie nudno. Tam będzie eksplozja życia. W życiu obecnym mamy wiele pragnień, których nigdy nie zrealizujemy w pełni. Tam to wszystko będziemy mogli zrealizować. Tam będzie ciągły rozwój, do pełni.
PR: Ojciec mówił tylko o niebie. To bardzo wymowne, ale co, jeżeli nie trafimy do nieba?
ZK: To my decydujemy, gdzie trafimy. Nikt nami nie dysponuje. Wiara mówi, że tutaj w grę wchodzi sumienie, które będzie mnie osądzać. Jeżeli mam ubrudzone gumowce, a wybieram się do opery, to można być pewnym, że się tam nie dostanę. Śmierć dokonuje pewnego podsumowania mojego życia i jego osądu. W tej ocenie ja sam sobą dysponuję – czy trafię do nieba, czy będę oddalony od Boga. Stan bez Boga jest już dramatem, nie potrzeba żadnego ognia. Jest jeszcze trzecia rzeczywistość – czyściec. Powiedziałem "tak", jednak było jakieś "ale". I muszę się jeszcze oczyścić.
PR: Czyściec to jest coś między niebem i piekłem?
ZK: Jeśli chcemy to wizualnie przedstawić, to możemy powiedzieć, że to coś pomiędzy, ale to nie są przestrzenie materialne. Czyściec to rzeczywistość, która mówi, że nie jestem do końca kiepski. Czegoś mi brakuje, a Pan Bóg daje mi możliwość, żeby się przygotować na spotkanie z Nim.
PR: A jak to przygotowanie może wyglądać?
ZK: Nie wiemy tego dokładnie. Oczyszczanie może się już zacząć w tym życiu. Formą czyśćca może być doświadczenie choroby czy cierpienia. Ono pokazuje, że każda chwila naszego życia może być wykorzystana, że cierpienie ma sens. Oczyszcza, i to nie tylko cierpiącego, ale także tych, którzy przy nim asystują. Ci, którzy obserwują sposób znoszenia bólu czy choroby, też mogą się udoskonalać. Na ogół tak jest, że te osoby stają się bardziej cierpliwe, bardziej wrażliwe. Tak więc cierpienie może być antycypacją czyśćca, bo życie wieczne nie zaczyna się po śmierci, ale w momencie przyjścia na ziemię.
Swoje życie na ziemi należy traktować poważnie, czyli żyć w perspektywie życia szczęśliwego i życia smutnego. Piekło jest tylko elementem dowartościowującym moje ziemskie życie – jego istnienie stwarza mi możliwość pójścia w jedną lub drugą stronę. Gdyby nie było jednej z dwóch możliwości, nie byłoby wolności i godności człowieka. Życie na ziemi straciłoby sens, przestałoby smakować. To, po której stronie człowiek się postawi, zależy tylko od niego. Pan Bóg daje mu wszystko – wiarę, przykazania – żeby wybierał tę prawidłową. Ale jest też wolność, którą człowiek musi się posłużyć. Niebo to nie jest tylko łaska, to także ludzka zasługa. Człowiek lubi to, co sam wypracuje, ceni to, do czego sam doszedł. Jeśli otrzymuje coś za darmo, to słabo to docenia i może zmarnować.
PR: Sprytnie to Pan Bóg wymyślił. Dał nam wolność, żebyśmy mogli docenić niebo.
ZK: Mądry Gość z naszego Pana Boga, prawda (uśmiech)?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.