Kłopot z Kościołem

List 1/2013 List 1/2013

Z ks. Bp. Grzegorzem Rysiem historykiem Kościoła, przewodniczącym Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji, rozmawiają Anna Dąbrowska i Sławomir Rusin

 

Księże Biskupie, mamy wielu zna­jomych, dodajmy wierzących zna­jomych, którzy chodzą do kościoła, przyjmują sakramenty, ale jednocze­śnie mają problemy z utożsamieniem się z Kościołem. Dlaczego tak jest?

Powodów może być milion, począwszy od tych najbardziej oczywistych, że ktoś ma kłopot z konkretnym fragmentem nauczania Kościoła, a skończywszy na bardzo osobi­stych sprawach. Nie chcę, żeby to, co teraz powiem, zabrzmiało w sposób moralizujący i upraszczający, ale „kłopot z Kościołem" bierze się też z pewnego niezrozumienia tego, czym jest wiara sama w sobie, a także z niezrozu­mienia tego, co oznacza przyjęcie przez nas chrztu, sakramentu bierzmowania czy Eucha­rystii. Wiara jest czymś osobistym, ale nie jest czymś prywatnym. Sensowne przeżywanie własnego chrztu powinno automatycznie włą­czyć mnie we wzięcie odpowiedzialności za Kościół w takim wymiarze, w jakim jest to dla mnie możliwe. Nie chodzi o bierną postawę, że w coś się włączę, jak mi każą, ale o świado­mość, że jestem częścią wspólnoty, która bez mojego udziału nie jest pełna. Do tego prowa­dził ksiądz Blachnicki w Ruchu Światło-Życie: wszystko zaczyna się od odkrycia osobistej relacji z Chrystusem, którą następnie próbuję przeżywać w liturgii Misterium Paschalnego, a w końcu dochodzę do etapu wspólnoty, w któ­rej próbuję się odnaleźć.

Być może ludzie nie potrafią odna­leźć się w Kościele, bo często nie rozumieją języka, którym się on po­sługuje. Wiele osób uważa, że świa­ty ludzi świeckich i duchownych w pewien sposób się rozjechały.

Według mnie to zbyt ogólne sądy. Są miejsca, gdzie tak się dzieje i są takie, w których tego nie doświadczymy. Co z tego wynika? Nic.

Kościół nie jest wspólnotą idealną. Są w nim rzeczy, z którymi trudno się pogodzić. Mamy zbiurokratyzowane parafie, przerost struktur nad życiem, myślenie kategoriami instytucji itd. Sam Kościół o tym mówi. I co dalej? Można ustawić się w gronie tych, któ­rzy będą mówić, że jest fatalnie, albo w gronie tych, którzy słuchając Ducha Świętego pójdą do przodu i będą próbować ten stan zmienić. W Polsce prężnie działa - o czym mało kto wie - Kościół ewangelizacyjny. Mało jest na ten te­mat w mediach, bo nie ma tu żadnej sensacji, żadnych skandali. A dobrych rzeczy dzieje się naprawdę wiele. Jeśli więc ktoś chce zaanga­żować się w Kościół, to możliwości ma dużo. Jako katolicy nie czujemy się posłani i tu jest kłopot. Nie dochodzimy w spotkaniu z Chrystusem do momentu, w którym słyszy­my: „Idźcie, posyłam was". Chrystus wcale nie mówi: „Dobrze, żeśmy się dziś spotkali. Teraz idźcie sobie do domu i przyjdźcie do mnie za tydzień to znowu porozmawiamy", On nas po­syła. Kiedy zaczynamy to rozumieć, kończy się problem utożsamiania, bądź nie, z Kościołem.

To do czego jesteśmy posłani?

Każdy z nas do czegoś innego. Żeby odkryć swoje charyzmaty, najlepiej zacząć od lektury Pierwszego Listu do Koryntian, rozdziałów 11, 12 i 13. Rozdział 13 jest syntezą, to Hymn o Miłości, którą Paweł nazywa najważniejszą drogą w Kościele. Ale wcześniej, w 12 rozdzia­le mamy różne wymiary tego, co ludzie robili wtedy w Kościele i co mogą też odnaleźć dzi­siaj.

Wczoraj mieliśmy w Kościele piękne czyta­nia. Ewangelia mówiła o budowaniu domu na skale, a pierwsze czytanie z księgi Izajasza o budowaniu miasta - też na skale. To są dwa komplementarne obrazy. Kiedy buduję dom, robię to dla siebie, dla najbliższej rodziny. Mia­sto buduje się wspólnym wysiłkiem dla kon­kretnej społeczności. Ważne jest, żeby czło­wiek odczytał w sobie wezwanie do jednego i drugiego. Każdy z nas buduje dom, w którym zamieszka a którym jest jego osobista wiara, ale ten dom stoi w mieście, w Izajaszowej Jerozolimie, czyli Kościele.

Synod Biskupów, który niedawno się za­kończył, polecił nam czytać Ewangelię o Sa­marytance. Spotyka ona Jezusa i w rozmowie z Nim otrzymuje Ducha Świętego. Co wtedy robi? Biegnie do miasta, z którego przyszła, i woła: „Chodźcie, zobaczcie Jezusa, który mi powiedział, co zrobiłam". Staje się apostołem. Święty Andrzej, również po spotkaniu z Jezu­sem, biegnie, by poszukać Szymona; podob­nie Filip, który przyprowadza Natanaela. Takie są owoce spotkań z Jezusem.

Czy żeby być odpowiedzialnym za Kościół, trzeba zostać członkiem jakiejś wspólnoty czy ruchu?

Nie, choć osobiście jestem przekonany, że to pomaga. Skąd między innymi bierze się brak utożsamienia, o którym mówimy? Również z tego, że co niedzielę przychodzisz do kościoła na Eucharystię z grupą dwóch, czy nawet pię­ciu tysięcy ludzi. W związku z tym, co tydzień stoisz obok kogoś innego. Zapewne masz też przeczucie, że kilkadziesiąt procent z tych lu­dzi nie akceptuje nauczania Kościoła w całej rozciągłości. Jeśli myślisz radykalnie o chrze­ścijaństwie, to możesz czuć się w tym towa­rzystwie trochę obco. Znajdź więc wspólnotę, która oczywiście też będzie wspólnotą grzesz­ników, ale takich, którzy myślą podobnie do ciebie - mają świadomość własnego grzechu, ale chcą się nawracać.

Jak jednak wspomniałem: uczestnictwo we wspólnocie, ruchu religijnym nie jest koniecz­ne. Dzisiaj najważniejszym polem ewange­lizacyjnym jest rodzina. To jest sam środek Kościoła.

Wspólnota religijna ma być miej­scem, gdzie dobrze się czujemy i przy okazji siebie realizujemy?

Jesteśmy dziś nastawieni bardzo wsobnie. Niezwykle istotne jest dla nas to, czy się realizujemy, spełniamy. Szukamy tego, co nam w tym pomoże. Wybie­ramy    miejsca,    aktywności, które  będą nas  budowały... Nie wiem, czy to jest klucz do zdrowej antropologii. Na moje wyczucie chyba nie. Jeśli idę na  Eucharystię  dlatego,  że ona mnie buduje, to przestanę chodzić, gdy mi tego zabrak­nie. Wolę nieco inne myślenie.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...