Wszystko wskazywało na niepowodzenie

Niedziela 7/2013 Niedziela 7/2013

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego sprzed dwóch lat, w Polsce jest blisko 3,5 mln niepełnosprawnych. Z czego ponad połowa to ludzie w wieku produkcyjnym. Według danych GUS, tylko niecałe 30 proc. z nich znajduje pracę

 

Sprzyja temu w pewnym stopniu wykształcenie niepełnosprawnych. Tylko niepełne 10 proc. ma wykształcenie wyższe. Blisko połowa – jedynie podstawowe. Wynika to z zadawnionego modelu kształcenia niepełnosprawnych, według którego mieli się nadawać tylko do robienia przysłowiowych szczotek ryżowych. Bardzo poważną przeszkodą w zatrudnianiu niepełnosprawnych jest też skomplikowane i nieprecyzyjne prawo. Przepisy wykonawcze potrafią „się zmienić”… dwa, trzy razy do roku. Przedsiębiorcy więc, nie chcąc narażać się na dodatkowe komplikacje, niechętnie zatrudniają osoby niepełnosprawne. Jednocześnie ustawodawcy traktują niepełnosprawnego jako potencjalnego oszusta. Ilość zaświadczeń, jakie musi on złożyć, by podjąć pracę i nie stracić renty inwalidzkiej – składa się na duży plik. Zniechęca to niepełnosprawnych do wędrowania po, często nieprzystosowanych dla nich, urzędach. Choć rządzący gromko nawołują do zatrudniania osób niepełnosprawnych w różnorakich zakładach pracy (niechronionej), sami dalecy są od ich zatrudniania. Na palcach jednej ręki można policzyć osoby niepełnosprawne pracujące w sejmie czy senacie. Zaś niecały procent zatrudnionych jest w administracji rządowej na terenie kraju. Tylko nieznacznie więcej –w samorządzie terytorialnym. I tak rokrocznie prawie ćwierć miliona niepełnosprawnych poszukuje pracy.

Pomóż sobie sam

Jedynym ratunkiem, jakże często, okazuje się ofiarność i pomysłowość ludzi. Od lat powstają fundacje i stowarzyszenia, których zadaniem jest poszukiwanie bądź tworzenie miejsc pracy dla niepełnosprawnych. Często ich założycielami są krewni niepełnosprawnych bądź ludzie zajmujący się zawodowo pomocą inwalidom czy też pasjonaci – społecznicy. Niekiedy samorządy, zwłaszcza w małych miastach. Jakkolwiek takich przedsiębiorstw czy przedsięwzięć jest niewiele, mogą stanowić wzór aktywności dla innych. Choćby istniejąca od lat w Krakowie Fundacja „Cogito”, dająca zatrudnienie niepełnosprawnym w prowadzonym przez siebie pensjonacie i hotelu, czy istniejące od 14 lat Bielskie Stowarzyszenie Artystyczne „Teatr Grodzki”. Dzięki Stowarzyszeniu niepełnosprawni znajdują pracę w Zakładzie: Drukarsko-Introligatorskim i w Ośrodku

Rehabilitacyjno-Szkoleniowo-Wypoczynkowym. Albo w Zakładzie Aktywności Zawodowej „Mango” w Wąbrzeźnie na terenie województwa kujawsko-pomorskiego, założonym i prowadzonym przez Wąbrzeskie Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Specjalnej Troski. To dzięki rodzicom osób niepełnosprawnych i niezwykle sprzyjającej postawie samorządu powstał w Wąbrzeźnie ośrodek dający pracę niepełnosprawnym. A mieszkańcom przybył niezwykle dynamiczny ośrodek aktywnego wypoczynku. Mogą tam brać udział m.in. w zajęciach z aerobiku, w kręgielni czy przy stołach bilardowych. Wzorem szczególnym zaś jest Stowarzyszenie Niepełnosprawni dla Środowiska EKON.

Największy margines

Jolanta, czterdziestolatka, jest mężatką. Mają 3 dzieci. Jeszcze przed 8 laty była cenioną nauczycielką. Najpierw pracowała w szkole, później w przedszkolu. Kiedy okazało się, że jest schizofreniczką, musiała odejść z zawodu. Po kolejnych wyjściach ze szpitala najbardziej brakowało jej pracy. Wiedziała, że nie może wrócić do zawodu  pedagoga, ale chciała mieć jakiekolwiek zajęcie poza domem. Było to dla niej, jak mówi, potwierdzeniem jej przydatności. Chciała więc wykonywać choćby jakąkolwiek pracę. Jej marzenia zawsze jednak rozbijały się po pierwszej wizycie u pracodawcy, albo też „w ostatniej chwili” okazywało się, że zakład pracy nagle, „z powodu oszczędności”, likwidował stanowisko bądź już obiecano to zajęcie komuś innemu. Kiedy ukrywała swoją chorobę, to pracowała do…

pierwszego pobytu w szpitalu. Później, pod byle jakim pretekstem, zwalniano ją. O firmie, w której dzisiaj jest zatrudniona, dowiedziała się w Instytucie Psychiatrycznym w Warszawie. Dziś pracuje już blisko rok, jako sprzątaczka, i jest bardzo zadowolona z zajęcia. Jak mówi: – Wszyscy tu jesteśmy równi. Niczego nie muszę ukrywać. Mogę też czasem mówić o swojej chorobie z innymi, którzy mają identyczne schorzenie. To jakby rodzaj rehabilitacji.

 Grażyna była niegdyś kierowniczką pralni. Pracowała też w kilku innych zawodach, wykonując samodzielną pracę. Przed kilku laty uległa wypadkowi samochodowemu. Po uszkodzeniach mózgu ma poważne kłopoty neurologiczne, m.in. traci przytomność, ma zaburzenia równowagi. Choć jakiś czas pracowała poza zakładami  pracy chronionej, najpewniej, jak podkreśla, czuje się w EKON. Tym bardziej że jej mąż pracuje tu jako brygadzista.

Pracują tu inżynierowie. Specjalista kontroli lotów. Wybitny niegdyś  fachowiec od budowy czołgów. Były ekspert ONZ. Lekarz, który tuż po otrzymaniu dyplomu zachorował i dostał zakaz wykonywania zawodu, przez kolejne zaś 15 lat pracował jako salowy. Nauczycielka. Kierowca. Urzędnik. Ich niepełnosprawniość jest wyjątkowo źle przyjmowana na rynku pracy. Mają bowiem „stempel” osoby chorej psychicznie bądź niepełnosprawnej intelektualnie. Ludzie z chorobą psychiczną stanowią największy margines poszukujących pracy – mówią dyrektorzy wojewódzkich urzędów pracy.

Osoby z chorobami psychicznymi na ogół zdobywają zatrudnienie tylko w zakładach pracy chronionej. Jednym z nich jest warszawskie przedsiębiorstwo, które zajmuje się zbieraniem i sortowaniem odpadów. Założyło je przed 10 laty Stowarzyszenie Niepełnosprawni dla Środowiska EKON. Jego pomysłodawcą i inicjatorem był Marek Łukomski, z zawodu dr weterynarii, i Elżbieta Gołębiewska, pedagog specjalna, od lat zajmująca się opieką nad osobami dysfunkcyjnymi. Niegdyś poświęciła się „syzyfowemu” zajęciu, jakim było pośrednictwo pracy dla niepełnosprawnych. Dziś jest przewodniczącą zarządu stowarzyszenia, które powstało z… niemocy. – Z niemocy znalezienia pracy tym ludziom – mówi Elżbieta Gołębiewska. – Tylko jakaś minimalna liczba ludzi ułomnych psychicznie mogła liczyć na pracę. Negatywnie decydowała o tym pieczątka szpitala czy przychodni psychiatrycznej na świadectwie lekarskim.

Z niemocy

Kiedy przed 10 laty Elżbieta Gołębiewska postanowiła, wraz z Markiem Łukomskim, założyć stowarzyszenie, jak również zakład pracy – wszystko wskazywało na niepowodzenie. Choć „na dobry” początek Elżbieta Gołębiewska miała kontakt z urzędami pracy. A tam każdego dnia mnóstwo osób niepełnosprawnych poszukiwało jakiegokolwiek zajęcia. Założyciele stowarzyszenia mieli też pomysł – zbierania i sortowania odpadów. Nie posiadali jednak ani lokalu na sortownię, ani transportu. Przede wszystkim zaś nie mieli podpisanej umowy z jakimkolwiek osiedlem na zbieranie śmieci. Pierwszą pomocną dłoń znaleźli na ursynowskim osiedlu Wyżyny: prezes spółdzielni pozwolił na spotkania w miejscowych świetlicach. Przychodzili z pytaniem o pracę zarówno niepełnosprawni, jak i pełnosprawni. Szybko zaczynało być o nich głośno na osiedlu. Dzięki rekomendacji władz spółdzielni zdobywali zaufanie wśród mieszkańców. Tym bardziej podobał się pomysł, że w pierwszej kolejności mieli być zatrudniani niepełnosprawni, którzy zalegali z czynszami. – Powstaliśmy przed 10 laty jako stowarzyszenie, ale taki chrzest bojowy mieliśmy 9 marca 2004 r. Zaczynaliśmy w 56 osób – opowiada Elżbieta Gołębiewska. –  Wymyśliliśmy sobie, że odpady będziemy odbierać bezpośrednio od mieszkańców w konkretnych porach.Wcześniej rozdawaliśmy im torby, w które mogli wrzucać śmieci. I w ten sposób zaczęły działać nasze brygady „mrówek”. Zapoczątkowaliśmy pilotażową formę odbioru na zaprzyjaźnionych osiedlach. Później w kilku innych spółdzielniach. Mieszkańcy wyrazili na to zgodę. Pozwolili nam zrobić projekt pilotażowy, który nazwaliśmy „Zielone miejsca pracy”. Propagowaliśmy naszą ideę pracy dla niepełnosprawnych, gdzie tylko się dało. Nasze działanie było przejrzyste. Ludzie zorientowali się, że pomagają niepełnosprawnym, więc zaczęło się to im podobać i postanowili się angażować w pomoc.

Dziś firma zatrudnia ponad 300 osób. Pracują na kilku osiedlach stolicy i poza Warszawą. Mniej więcej połowa załogi zatrudniona jest przy zbieraniu odpadów. Pozostali pracują na dwóch 7-godzinnych zmianach w sortowni.

Od początku swojej działalności Stowarzyszenie dzierżawiło na Ursynowie halę na sortownię. Dzięki dofinansowaniu przez PFRON, z którego otrzymuje dofinansowanie każdy pracodawca zatrudniający niepełnosprawnych, i wsparciu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej stowarzyszenie mogło kupić niewielkie samochody do odbioru worków z odpadami. – Naszym niezwykle pomocnym współpracownikiem okazała się, dziś już nieżyjąca, znakomita pani docent Joanna Meder; kierownik Kliniki Rehabilitacji Psychiatrycznej i wieloletni dyrektor ds. lecznictwa Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie  – mówi Elżbieta Gołębiewska. – Pani doktor bardzo wspierała nasz pomysł. Propagowała naszą ideę. To bardzo pomagało nam w relacjach z chorymi i ich rodzinami.

Kiedy po 5 latach przedsiębiorstwo Stowarzyszenia rozrosło się do 700 osób, okazało się być nie tylko „solą ziemi”, ale i „solą w oku”. Po zmianie miejsca dzierżawy miasto obiecało inne. Tym razem wydzierżawiono Stowarzyszeniu zrujnowaną halę na ćwierć wieku. Jednak, w efekcie urzędniczego błędu, nowo wybrana Rada Warszawy i prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zakwestionowały umowę poprzedniej rady miasta. Dziś, mimo dobrze prosperującej firmy w ramach Stowarzyszenia Niepełnosprawni dla Środowiska EKON, los dzierżawy nadal jest niepewny. Wprawdzie co roku przedłużana jest o kolejny rok, lecz brak stabilności nie pozwala stowarzyszeniu na jakiekolwiek inwestycje, które by zwiększały zatrudnienie.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...