Zawsze podkreślam, że w pomocy misjom istotny jest osobisty kontakt z misjonarzem, na przykład ze swojej parafii czy najbliższego otoczenia. Naprawdę duże wsparcie otrzymywałem od rodziny, przyjaciół, znajomych i ludzi, z którymi spotykałem się w różnych parafiach w Polsce, w czasie moich wizyt w ojczyźnie.
Jak długo pracuje Ojciec w Afryce?
Od 1968 roku. Około czterdziestu pięciu lat na misjach w Zambii, między innymi w Kasisi, w Lusace, w wioskach afrykańskiego buszu. Moja praca misyjna to praca duszpasterska na parafiach i w szkołach.
Czy w ciągu tych czterech dekad zmieniła się sytuacja bytowa mieszkańców Zambii?
Na pewno się nie polepszyła. Świadczy o tym już sama liczba mieszkańców kraju. Jest tam ponaddwuprocentowy przyrost naturalny. Przy takim przyroście naturalnym po czterdziestu latach można się spodziewać ponad trzydziestu milionów mieszkańców, tymczasem Zambijczyków jest jakieś dwanaście milionów.
Z czego to wynika?
Przede wszystkim z wysokiej umieralności, zwłaszcza dzieci i ludzi młodych. Na troje niemowląt tylko jedno dożyje do piątego roku życia. Ogromnym problemem jest AIDS, choroba, na którą umierają tu nie tylko dorośli, lecz także dzieci zarażone wirusem przez matkę.
Na dużą umieralność wpływ ma także bieda o niewyobrażalnych dla nas rozmiarach i klęski głodu. Tak naprawdę ludzie nie cierpią głodu tylko w porze zbiorów i kilka miesięcy po żniwach, dotyczy to również mieszkańców miast. Przez resztę roku żywności brakuje, nawet tej podstawowej, jak mąka kukurydziana, proso czy bataty. Chleb to dla mieszkańców Zambii towar luksusowy, nie mówiąc o słodyczach czy chociażby owocach.
Często sytuację pogarsza plaga wołków, które niszczą zboże, i susza, trwająca od marca do listopada. Przez osiem miesięcy nie spada tu nawet kropla deszczu, wszystko wokoło wysycha, znikają strumyki, a wielkie rzeki, o kilkunastokilometrowych rozlewiskach w porze deszczowej, w porze suchej zmieniają się w niewielkie, płytkie rzeczki. Niemożliwy staje się wówczas nie tylko wypas bydła, lecz także połów ryb. Stąd głód. Przychodzące do szkoły dzieci nieraz nie mają ze sobą nawet orzeszków ziemnych, którymi w czasie urodzaju karmiłem w Zambii kury. Głodne dzieci zrywają z drzew niedojrzałe owoce, chcąc zaspokoić głód.
Przez te ponad czterdzieści lat, które spędziłem w Zambii, sytuacja żyjących tu ludzi nie polepszyła się, ale wręcz się pogorszyła.
Jak było wcześniej?
Kiedyś mieszkańcy Zambii prowadzili zupełnie inny tryb życia. Żyli w buszu i żywili się tym, co udało się im tam zebrać lub upolować. Teraz afrykański busz czy sawanna praktycznie nie istnieją zniszczone przez eksploatacyjną gospodarkę człowieka. Powstaje coraz więcej ludzkich osiedli i pól uprawnych. Mieszkańcy tych terenów ze zbieraczy stali się rolnikami. Niestety, jeszcze nie do końca posiedli tę sztukę. Młodsze pokolenie jest w tym kierunku kształcone, ale rolnictwo w Zambii stoi na bardzo niskim poziomie, choć utrzymuje się z niego ponad osiemdziesiąt procent pracujących zawodowo Zambijczyków.
Brakuje nowoczesnego sprzętu. Nie wszędzie wprowadza się płodozmian, a na polach jeszcze długo zaprzęgu bydła nie zastąpią traktory. Niektórzy hodują pszczoły, często jednak wyprodukowany przez nich miód jest zanieczyszczony woskiem. Brakuje im bowiem nie tylko środków materialnych, lecz także wiedzy i umiejętności.
Na świecie jest jednak wiele instytucji charytatywnych, także w Polsce, które organizują pomoc dla Afryki.
Niestety, rzadko dociera ona do konkretnego człowieka, mieszkańca afrykańskiej wioski czy buszu.
Dlaczego?!
Podam przykład. Wysyła się do Afryki tony ryżu. Dostarcza się go statkami do portu w Dar es Salaam w Tanzanii i z tego portu nad Oceanem Indyjskim ryż transportowany jest w głąb kontynentu, także do Zambii, która nie ma dostępu do morza. Taki transport kosztuje i często nie ma kto tego opłacić. Zanim ryż dotrze do potrzebujących, albo ulegnie zniszczeniu w magazynach, albo zostanie rozkradziony przez ludzi, którzy mają czuwać nad przekazywaniem ryżu dalej. Naprawdę ubogi rzadko kiedy otrzyma z takiego transportu chociażby worek ryżu.
Jak zatem efektywnie pomagać mieszkańcom Afryki?
Zawsze podkreślam, że w pomocy misjom istotny jest osobisty kontakt z misjonarzem, na przykład ze swojej parafii czy najbliższego otoczenia. Naprawdę duże wsparcie otrzymywałem od rodziny, przyjaciół, znajomych i ludzi, z którymi spotykałem się w różnych parafiach w Polsce, w czasie moich wizyt w ojczyźnie. Wielkie wsparcie miałem i nadal mam ze strony Stowarzyszenia Dzieło Ks. Czesława Białka z Poznania. W organizowaniu takiej pomocy trzeba zwrócić uwagę na wydawałoby się prozaiczną sprawę, jaką jest zapakowanie paczki i jej waga. Nie może ona przekroczyć dwudziestu kilogramów i winna być obszyta w płótno. Takie przesyłki dochodziły do mnie nienaruszone nawet po szesnastu miesiącach.
Jaka pomoc najbardziej przydaje się misjonarzowi pracującemu w buszu?
Chodzi naprawdę o podstawowe rzeczy: ubrania, lekkie buty, artykuły szkolne, środki czystości, leki, na przykład przeciwbólowe, odżywki dla dzieci, cukierki, które cieszą się dużym powodzeniem nie tylko wśród młodszych… Były lata, że otrzymywałem około dwudziestu takich przesyłek rocznie. Dzięki temu mam czym obdzielić moich parafian.
Tu w Zambii, ale i w innych krajach misyjnych, ważne jest wspieranie edukacji i docieranie poprzez konkretnego misjonarza do jednej szkoły czy indywidualnego ucznia, pomaganie konkretnemu dziecku. Chodzi o pomoc najbiedniejszym czy sierotom, którym trudno bez takiego wsparcia ukończyć szkołę. Co roku potrzebna jest im nie tylko tak zwana wyprawka szkolna. By móc uczęszczać do szkoły, każdego roku muszą mieć nowy mundurek i buty, nawet w małej szkole w niewielkiej wiosce, gdzie buty i jednakowy strój uczniów naprawdę nie są niezbędne i można by się bez nich obejść. Wysokie są także opłaty administracyjne na różnego rodzaju fundusze, na przykład fundusz egzaminacyjny za przeprowadzane w szkole egzaminy czy fundusz odnowy szkoły.
Gromadzenia środków na fundusz odnowy nie można lekceważyć, gdyż zaniedbanym budynkom grożą w Zambii termity, przynajmniej na tym terenie, gdzie ja pracowałem. Niebezpieczne są także wiatry przed porą deszczową, wiejące z prędkością do stu kilometrów na godzinę, które bez trudu mogą zerwać dachy budynków. Stąd konieczność zapewnienia środków na odbudowę czy odnowę szkoły. To wszystko jednak podwyższa koszty edukacji i nie wszystkich po prostu na szkołę stać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.