Smoczuś, rajstopki z metką, prościutki kołnierzyczek. Tak nie wygląda dziecko porzucone, ale oddane. A siostry mu śpiewają: „Dobrze, że jesteś, dobrze, że jesteś!”
„Agatka” to nie jedyne dziecko, po które zgłosili się rodzice. – W Krakowie zdarzyło się to dwa razy – mówi s. Martyna, nazaretanka, kierowniczka najstarszego okna życia i Domu Samotnej Matki i przełożona wspólnoty. – Raz po dziecko przyszła matka. Sąd zastanawiał się, czy będzie w stanie należycie zająć się maluchem. Ostatecznie nie zgodził się, by noworodek do niej wrócił. Drugi przypadek jest chyba jeszcze bardziej tragiczny... Zgłosiło się małżeństwo. Zostały wykonane badania genetyczne, by stwierdzić, czy to faktycznie ich dziecko. Po zbadaniu wszystkich okoliczności sąd orzekł, że maluch może zostać u mamy i taty. Ale... rodzice już po niego nie przyszli. Bez tłumaczenia, nie wiadomo dlaczego... W każdym razie nikt nie zatrzaskuje drzwi przed rodzicami, którzy mieli chwilę zwątpienia i przynieśli dziecko do okna. Jeśli widać, że chcą, dostają drugą szansę.
Butelka wódki w oknie?
Kraków jest miastem, w którym udało się uratować najwięcej dzieci, bo aż 16. Okno życia znajduje się blisko centrum, a jednocześnie w spokojnej i cichej okolicy. Po sąsiedzku z siostrami mieszkają w większości starsi ludzie, którzy nie zajmują się tropieniem sensacji i czyhaniem na matki zostawiające swoje dzieci. Jest dyskretnie. „Rozrywki” dostarcza siostrom tylko młodzież, która w piątki późno w nocy wraca do domów z imprez. I na przykład zakłada się o butelkę wódki, kto się odważy otworzyć okno. – Jest jeden plus tej sytuacji – komentuje z uśmiechem s. Martyna.
– Przynajmniej mamy pewność, że alarm działa i nie zawiedzie wtedy, kiedy ktoś naprawdę zostawi dzieciaczka.
Okno ma klamki z dwóch stron. Kiedy otworzy się je od strony ulicy, włącza się alarm. Matka oddająca niemowlę go nie słyszy. Za to nie sposób nie usłyszeć go za klauzurą, w pokojach sióstr. – Zrywam się wtedy na równe nogi. Pewnego wieczoru położyłam się spać bardzo zmęczona. Kiedy zadzwonił alarm, myślałam, że to budzik. Wyłączałam go trzy razy, a on nadal dzwonił...
Siostry wymyślą imię. Nazwisko może być Kowalski
Dzwonek alarmu uruchamia określone procedury. Opowiada sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie Waldemar Żurek:
– Dziecko musi być zbadane, więc od razu jedzie do szpitala. Musimy tymczasowo ustanowić opiekuna prawnego. Po wyjściu ze szpitala dziecko trafia zatem do rodziny zastępczej, która pełni funkcję pogotowia opiekuńczego. Toczy się postępowanie o nadanie dziecku imienia, nazwiska i daty urodzenia. Tożsamość jest potrzebna, by mogło trafić do rodziny adopcyjnej. Imię czasami sugerują siostry, a czasem matka zostawi przy dziecku karteczkę. Nazwisko to np. Kowalski, a datę urodzenia określają lekarze. Dzieje się to szybko. Generalnie w ciągu ok. 6 tygodni dziecko ma już mamę i tatę. W tych sprawach sędziowie działają z wielkim zapałem i podchodzą do tematu po ludzku, żeby jak najprędzej stworzyć mu nowy dom. Myślą o jego dobru. Nie szukają matki, chyba że jest podejrzenie, że ktoś zmusił ją do tego czynu.
Katarzyna Mader, dyrektorka Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego „Dzieło Pomocy Dzieciom” w Krakowie: – Nowi rodzice wiedzą, że dostają pod opiekę malucha z okna. Temat ten mocno przepracowujemy na szkoleniach. W imię zwykłej uczciwości rodzice muszą o tym wiedzieć. I zaakceptować fakt, że przychodzi do nich dziecko zagadka. W szpitalu jest dokładnie przebadane, ale tak naprawdę nie wiadomo o nim zupełnie nic. Na szczęście są ludzie, którzy przyjmują maluchy z otwartymi ramionami. Wszystkie dzieci zostawione w krakowskim oknie życia trafiły do rodzin adopcyjnych. Wszystkie są szczęśliwe i świetnie się rozwijają. Okno stało się dla nich prawdziwym oknem do życia, do radości. Akceptacja i miłość nowych rodziców dała im drugą szansę. Stało się tak dzięki odważnym decyzjom mam. Co prawda, oddały dzieci anonimowo, ale i to na pewno wymagało od nich wysiłku. Oddanie własnego dziecka nigdy nie może być łatwe.
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni
Czy siostry modlą się za te dzieci?
– Cały czas – przekonuje s. Martyna. – Ja pamiętam o nich głównie w modlitwie różańcowej. I o ich mamach. Dziecko nie wie do końca, co się z nim dzieje. Ale matka, jeśli jest zdrowa i świadoma, zdaje sobie z tego sprawę. Kobieta nie wytrzymuje presji psychicznej. Najpierw ukrywa ciążę, której sama nie akceptuje albo z obawy przed rodziną. Gdy urodzi, oddaje dziecko i być może sądzi, że jest po problemie. Ale po problemie nie będzie nigdy. Bo obudzi się następnego dnia i zobaczy, że nie ma przy niej dziecka. Jej dziecka.
Gdyby pomoc przyszła wcześniej, może sprawy potoczyłyby się inaczej.
– W naszym domu w Rzeszowie – mówi s. Dominika – przebywają kobiety w okresie okołoporodowym, czyli w stanie błogosławionym i do ukończenia przez dziecko 6 miesięcy. Mieści się tu także poradnia specjalistyczna. Są księża, psycholodzy, psychiatra, egzorcysta. Gdyby do poradni przyszła mama w ciąży i była w trudnej sytuacji, zostawiłabym ją w naszym domu, przekonała, żeby chciała wychować dziecko. Tylko nie wszystkie przychodzą. Ale ja nikogo nie osądzam, bo sam Pan Jezus mówił: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.
Siostra Martyna posługuje w Krakowie od sierpnia 2012 r. – Zanim tutaj przyjechałam, okno uratowało 16 dzieci, za mojej „kadencji” – dwoje. Większość spraw znam więc z opowieści. Czasami ludzie pytają mnie, czy te dzieci były porzucone, czy oddane. To zależy. Siostry wspominały mi, że ktoś włożył dzieciątko do okna razem z łożyskiem. Trudno to sobie wyobrazić, ale tak było. Myślę, że ten noworodek został porzucony. Ale z drugiej strony na własne oczy widziałam dwóch chłopców. I oni byli oddani, nie porzuceni – mówi z przekonaniem s. Martyna. – Bo gdyby matki chciały się ich pozbyć, ubrałyby ich w byle co, owinęły w cokolwiek. A tu było inaczej. Na koniec dały im najlepsze, co miały. Pewnie nałożyły im najładniejsze ciuszki. Smoczuś w buzi, prościutki kołnierzyczek, nowe rajstopki, jeszcze z metką. Skromnie, ale czysto i ładnie. Jedno dziecko było świeżo po kąpieli, pachniało oliwką... Moim zdaniem te kobiety się do tego przygotowały, jakby chciały im na koniec jeszcze chociaż tyle dać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.