Wszystkie rocznice i uroczystości po 10 lutego nadal mają dla Łukasza wyjątkowy charakter. – Mimo trudu i bólu, to też jest świętowanie. Po to są te zewnętrzne rytuały. Żeby odróżnić ten dzień od wszystkich pozostałych – podkreśla młody mąż i ojciec.
Do 10 lutego 2012 r. Łukasz świętował niedziele tak, jak wielu innych mężów i ojców.
– Staraliśmy się, żeby ten dzień wyglądał inaczej niż wszystkie pozostałe. Mogliśmy wtedy dłużej pospać. Jedliśmy wspólnie śniadanie, szliśmy do kościoła. Wszystko razem – wspomina Łukasz.
On wkładał garnitur, krawat. Gabrysi zakładali ładniejszą niż zwykle sukienkę. Piekli ciasto lub przygotowywali galaretkę z bitą śmietaną. – Wyjmowaliśmy galaretkę z naczynia i kroiliśmy w kostki. Malutka miała z godzinę zabawy. W niedzielę nie musieliśmy się spieszyć. To były chwile na robienie tego, na co nie było czasu w tygodniu – opowiada Łukasz.
Do 10 lutego 2012 r. Łukasz świętował urodziny swojej żony tak, jak wielu innych mężów.
Gosia zawsze przygotowywała tort. Łukasz przygotowywał niebanalne prezenty. Prezenty, bo było ich kilka, a żeby je wszystkie znaleźć trzeba było rozszyfrować wierszyki z listów. – Najpierw przygotowywałem śniadanie. Pod talerzem była pierwsza koperta. Kolejne były ukryte w domu lub na zewnątrz – opowiada Łukasz.
Do 10 lutego 2012 r. Łukasz świętował rocznicę ślubu tak, jak wielu innych mężów.
– Pierwszą rocznicę ślubu przeżyliśmy w szpitalu. Dostaliśmy prezent. Gabrysię – wspomina Łukasz.
Córka urodziła się 28 sierpnia, dwa dni przed rocznicą. Drugą rocznicę ślubu przeżywali na wakacjach. Później świętowanie rocznicy trochę się rozmyło przez bliskość urodzin Gabrysi, która stawała się bohaterką końca sierpnia.
Do 10 lutego 2012 r. Łukasz świętował Dzień Matki, Dzień Ojca, Dzień Dziecka tak, jak wielu innych ojców.
Robili prezenty nawzajem dla siebie w imieniu córki. Łukasz kupił koszulkę z napisem „Kocham Cię Mamusiu”. – Jak Gabrysia była jeszcze w brzuchu, to Gosia przygotowała dla mnie laurkę. Było to zdjęcie dłoni ojca i dziecka ze słowami: „nie mogę się doczekać, aż przyjdę na świat i Cię uściskam” – opowiada Łukasz.
***
Co jest potrzebne do świętowania?
– Czas – odpowiada bez zastanowienia. – To bzdura, jeśli mówimy „nie mam czasu”. To tylko od nas zależy, jak nim gospodarujemy. Dni świąteczne są nam dane po to, byśmy ten czas umieli znaleźć i go mądrze wykorzystać.
Kiedy ma wskazać na drugi element potrzebny do świętowania waha się mówiąc „druga osoba”. – Chciałem powiedzieć „człowiek”, ale wydaje mi się, że można świętować samemu. Spędzić niedzielę tylko z Panem Bogiem – próbuje wybrnąć.
– Czyli de facto nie świętujesz samemu.
– Masz rację – przyznaje. – Spotykam się teraz z wieloma ludźmi, którzy są sami, nie związali się z nikim. Opowiadają, że zaparzają dwie herbaty, siadają przy stole i rozmawiają …z Panem Bogiem. Ja tak nie robię, nawet najpierw uważałem to za dziwne, ale teraz myślę, że świętować i być z Bogiem każdy może tak, jak pragnie i czuje...
Kolejną rzeczą wskazaną przez Łukasza konieczną do świętowania jest miejsce. – Żeby oddzielić ten czas od codzienności potrzeba innego miejsca.
I nie chodzi mu tu o kupienie domku w górach czy wizytę w drogiej restauracji. – Rocznicę ślubu można uczcić na trawie z kanapkami z dżemem. To też będzie wyjątkowe świętowanie.
Świętowanie to dla Łukasza czas odpoczynku, radości, regeneracji sił.
***
10 lutego 2012 roku Gosia odeszła od Łukasza. Wyprowadziła się razem z córką i zamieszkała u swoich rodziców. Złożyła pozew rozwodowy oraz wniosek do Sądu Metropolitalnego o stwierdzenie nieważności sakramentu małżeństwa. Sąd cywilny zgodził się na 26 godzin kontaktu Łukasza z Gabrysią w miesiącu.
***
W maju narysowali laurkę. Kupił książkę z wierszami dla mamy, żeby Gabrysia mogła ją dać Gosi. W Dniu Dziecka nie mógł się spotkać z córką. W Dniu Ojca poprosił o specjalne spotkanie, poza czasem, w którym do tej pory spotykał się z córką. – Miałem trzy godziny. Spędziliśmy czas na jedzeniu lodów i wąchaniu kwiatów w ogrodzie botanicznym – wspomina.
W rocznicę ślubu przez kuriera wysłał żonie duży bukiet róż. – Z liścikiem o tym, że kocham ją niezmiennie. Że ślubowałem jej to, niezależnie czy dzieje się dobrze czy źle – opowiada.
W sierpniu dostał od Gosi informację, że wyjeżdżają na dwa tygodnie w góry. – Mogłem się tylko domyślać, że to będzie Zakopane – mówi. Zamówił Mszę w intencji Gabrysi z okazji trzecich urodzin oraz z okazji czwartej rocznicy ślubu o pojednanie. Wyjechał o czwartej nad ranem z Krakowa, żeby wziąć w niej udział. Samotnie.
– W dniu urodzin córki świętowałem z nią 3 minuty. Tyle trwała nasza rozmowa telefoniczna. Urodziny obchodziliśmy dopiero w sobotę. Przyniosłem mufinkę, do której włożyłem świeczkę w kształcie trójki. Prezentem był album ze zdjęciami przedstawiającymi naszą rodzinną historię oraz bajka, którą opowiadałem jej wcześniej, o Słoniku Żółciaszku. Napisałem bajkę, wydrukowałem, przez tydzień malowałem farbami obrazki – słonika, małpki, biedronki, mrówki, nosorożca – opowiada z radością.
Wbrew zapowiedziom nie świętowali wspólnie. Gabrysia dwa razy obchodziła urodziny. Cieszył się z tego, co miał.
Przed Bożym Narodzeniem ubrali wspólnie choinkę. – Przywiozłem Gabrysi takie małe drzewko, żywe, bo takie zawsze mieliśmy w naszym rodzinnym domu. Założyliśmy bombki i lampki, własnoręcznie zrobiony łańcuch, cukierki, do których wspólnie przywiązywaliśmy sznureczki. Chciałbym, żeby ta choinka kojarzyła się jej ze mną; żeby wiedziała, że teraz bywam z nią rzadko, ale jestem z nią w każdej chwili modlitwą i sercem – mówi z nadzieją.
Wszystkie rocznice i uroczystości po 10 lipca nadal mają dla Łukasza wyjątkowy charakter. – Mimo trudu i bólu, to też jest świętowanie. Po to są te zewnętrzne rytuały. Żeby odróżnić ten dzień od wszystkich pozostałych – podkreśla.
Na Wigilię został zaproszony przez znajomą z Sycharu – Wspólnoty Trudnych Małżeństw. Świętował Boże Narodzenie z jej rodziną – dorosłym synem, teściową i byłym mężem.
W drugi dzień świąt spotkał się z córką. Podzielili się opłatkiem. Przywiózł jej grę w prezencie. Bawili się. – Gabrysia w pewnym momencie wzięła czekoladową kulkę imitującą piłkę i krzycząc „a ja ci dam, a ja ci dam” wrzuciła do mojego plecaka. Po chwili ją wyciągnęła. Zawinęła w chusteczkę higieniczną i wręczyła mi. Do dziś, w tym oryginalnym opakowaniu, stoi na moim biurku – Łukasz opowiada ze wzruszeniem o prezencie świątecznym od swojej córki.
– Trudno w takiej sytuacji ucieszyć się z przyjścia Pana Jezusa. Ale On mimo wszystko przychodzi. Świętowanie przynosi nadzieję. Trzeba się tym cieszyć. Nawet, jak jest tak trudno.
W jego sytuacji każdy kontakt z dzieckiem urasta do rangi święta. Sam widzi w tym zagrożenie, żeby z tych spotkań nie zrobić natłoku eventów, żeby one były normalne, jak czas spędzany przez ojca z córką.
– Chciałbym, żeby ten czas próby okazał się czasem odrodzenia. Ale Pan Bóg nie działa jak automat z coca-colą. Nie zawsze wszystko jest na już. Może nie taki jest plan. Może nie ta droga da najwięcej dobra dla mnie, dla Gosi i Gabrysi.
Artykuł pochodzi z Kwartalnika eSPe nr 102/2013 – W dobrych zawodach występuję http://www.mojepowolanie.pl/1705,a,espe-102-w-dobrych-zawodach-wystepuje.htm
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.