To być może najbardziej demokratyczne miejsce świata, a jednocześnie miejsce najbardziej uczące pokory. Obok siebie stają i biorą się za ręce starszy i młodzi, kobiety i mężczyźni, psia fryzjerka, bezdomny i doktor medycyny.
Jestem bogaty!
Marcin, alkoholik ze Zgierza, pokonał nie tylko alkohol, ale również papierosy. I jest świadomy, że dostaje od Boga szansę na nowe życie.
– Kiedy się ożeniłem, miałem 44 lata – mówi Marcin. – Wcześniej nikt by ze mną o tym nie rozmawiał. Nikt nie chciałby mieć ze mną do czynienia. Kiedyś myślałem, że bogaty jest ten, kto ma samochód. Teraz do siebie mówię: – Marcin, ty to dopiero jesteś teraz bogaty!
I tak – jestem bogaty. Jestem bogaty, ale nie dlatego, że mam samochód, ale dlatego, że już nie żądam od nikogo pięciu groszy. Dostałem szansę żyć tak, jak każdy z nas powinien żyć od samego początku. Kiedyś tego nie potrafiłem: żyłem w zakłamaniu, w jakimś innym świecie. A dziś spokojnie mogę powiedzieć, że jestem ze swojego życia zadowolony.
Watę z uszu wsadź w usta
Andrzej, alkoholik z Gdańska, prawo jazdy stracił za jazdę po pijanemu na rowerze. Sprzedał samochód. Sprzedał mieszkanie. Stał się bezdomnym. Mówi o sobie, że pił wszystko, oprócz smoły. Kiedy pięć lat temu patrol zabierał go pijanego z ulicy, wykrzyczał dzielnicowemu, że ma już dość picia, że ma go zawieźć do szpitala. To był poniedziałek – w piątek Andrzej szedł już na swój pierwszy mityng.
– Z chwilą gdy odpowiedziałem na pytanie, czy mam szczerą chęć zaprzestania picia, zaczęło się dla mnie nowe życie – wspomina Andrzej. – W wieku 31 lat wszystkiego musiałem uczyć się na nowo. „Przepraszam”, „do widzenia”, „dzień dobry” – znałem te słowa, ale ich nie używałem. A oni mówili do mnie prostym językiem. „Wyciągnij watę z uszu, a wsadź ją do ust. Naucz się najpierw słuchać”. Uczyłem się, co zrobić, żeby nie sięgnąć po ten pierwszy kieliszek. Uczyłem się, że do wczorajszego dnia nie wrócę, a jutrzejszego nie przewidzę, że mogę tylko mówić: „Dzisiaj nie chcę pić”.
Powrót do rodziców był dla Andrzeja jak powrót syna marnotrawnego. Przyjęli go, bo wiedzieli, że zaczął chodzić na spotkania AA. Z czasem ufali mu coraz bardziej – po pół roku niepicia dostał klucze od mieszkania. Pierwszy rok mityngów był dla niego bardzo trudny, jakby zły duch próbował z powrotem przeciągnąć go na swoją stronę. Musiał ponieść konsekwencje wszystkiego, co zrobił wcześniej – jazdy po pijanemu, niestawienia się do rezerwy. Na szczęście miał obok siebie ludzi, którzy go wspierali w trzeźwieniu. I tak już od 15 lat pracuje nad odzyskaniem poczucia własnej wartości – i odzyskaniem szacunku u ludzi.
Wszystko, co człowiek może przejść
Urszula, alkoholiczka z Sobótki, ma 60 lat. Nie pije od 19 lat. Trzeźwiała bez żadnej terapii, tylko na grupach AA. Dostała nowe życie. Ma pracę, o której zawsze marzyła – jest psim fryzjerem. I szczęśliwym człowiekiem.
– Przeszłam przez piekło na ziemi – opowiada Urszula. – Przeszłam przez wpisy w kościołach, że nie będę pić; przeszłam przez wszywki, przeszłam przez odtrutki, przeszłam przez upokorzenia, upodlenia, pokopana, zeszmacona – przez wszystko, co tylko człowiek może przejść. Dzisiaj jestem dumna i chodzę z podniesioną głową. Spełniam się w życiu osobistym i zawodowym. Robię to, co kocham. Moi klienci wiedzą, że jestem alkoholiczką. Zapraszam ich na moje rocznicowe mityngi, świętuję je zawsze uroczyście, jestem z nich dumna. W Licheniu też zabieram głos, bo jestem kobietą. Niestety, mało kobiet ma odwagę mówić o sobie i swoim alkoholizmie głośno. To ważne, żebyśmy się otworzyły i mówiły – jest nam ciężko, ludzie dookoła nas nie rozumieją, my mamy być matkami… Ja sama dopiero po wielu latach odzyskałam miłość syna i odbudowałam swoje życie.
Zrób herbatę
Zenon, alkoholik, na licheńskie mityngi przyjeżdża od samego początku, jest tu dwudziesty pierwszy raz.
– Na pierwszym spotkaniu siedziałem pod murem – wspomina. – Byłem wtedy bez domu, bez pracy, bez rodziny, żona odeszła, dzieci wyparły się mojego nazwiska. Na tamto pierwsze spotkanie trafiłem, bo przywiózł mnie mój brat. Powiedział: „Zenek, musisz postawić sobie jakiś cel. Spróbuj nie wypić dziś”.
Nie chcę tu opowiadać swojego piciorysu, bo sam się nim brzydzę. Ale kiedy chciałem na Wielkanoc jechać podziękować Maryi za 20 lat bez picia, moja żona powiedziała mi: – Chcesz, to jedź. Ale twój syn nie może się doczekać, żeby wreszcie móc iść z tobą do kościoła ze święconką.
W zeszłym roku przyjechała do mnie moja córka i zaczęła płakać. Pytałem: „Aniulka, co się stało?”. Odpowiedziała: „Ojciec, po tylu latach odważę ci się coś powiedzieć. Byłam malutka i patrzyłam, jak zabierało ciebie z domu czterech wielkich chłopów w mundurach. Stałam w kuchni na taborecie, patrzyłam za wami przez okno i życzyłam ci, żebyś już stamtąd nie wrócił”. Ania przestała płakać, a ja zacząłem. I wczoraj wieczorem też płakałem, kiedy siedziałem razem z nią na tej ławce, na której siedziałem 21 lat temu.
Dziś siedzi tam kobieta, o której kiedyś mówiłem „franca” – moja żona, z którą trzy lata temu ponownie się ożeniłem, i moje dzieci, które kiedyś na mnie pluły, a teraz znów są moimi dziećmi. I będę ich teraz przepraszał. Kiedy kończyłem leczenie, terapeuta powiedział mi: „ Zenek, ty już nie przepraszaj. Ty nie naprawiaj niczego, bo tu nie ma już co naprawiać. Po prostu zrób herbatę i postaw ją na stole. Możesz mieć ją za chwilę na łeb wylaną, może nie być wypita, ale ty ją zrób i postaw”. I tak właśnie robię. I dziękuję za to, że żyję, że mam dom, że mam rodzinę, że mam dokąd wracać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.