„Nie przeżyje pani tego porodu, proszę dokonać aborcji” – te słowa usłyszała od swego lekarza Emilia Wojtyłowa, gdy się okazało, że spodziewa się dziecka. Mimo to zdecydowała się je urodzić. Żyła jeszcze dziewięć lat po narodzinach Karola – przyszłego papieża
Jak wspomina sąsiadka, Maria Janina Kaczorowa, już w roku 1927 choroba Emilii mocno dawała się we znaki: – To wyglądało na serce i jakiś reumatyzm. Martwiła się, że jest taka bezsilna. Pamiętam, że wywieziono panią Emilię na leczenie. Nie pamiętam dokąd. Cierpiała na bezwład nóg. I inne choroby. W Wadowicach ludzie mówili, że ma ona coś z kręgosłupem albo z wątrobą.
Inni sąsiedzi podzielali to przekonanie. Zapamiętali też, że w słoneczne dni mąż wynosił Emilię na leżaku na balkon. Zajęta była wtedy szyciem lub cerowaniem.
Taki obraz matki miał również jej syn, Jan Paweł II.
André Frossard zanotował: „Swoją matkę znał właściwie wyłącznie jako osobę chorą. (…) Jego wspomnienia o matce są dosyć mgliste; pamięta jednak, że było mu przykro, kiedy raz pojechała do Krakowa bez niego, pewnie po poradę lekarską”.
Marta Burghardt, autorka książki „Wadowickie korzenie Karola Wojtyły”: – Niezwykle wymowne są jego słowa, w których stwierdza, że nauczył się cierpienia od matki.
Na co jednak konkretnie chorowała Emilia i dlaczego tak bardzo cierpiała, nie wiadomo. Nie potrafi tego powiedzieć nawet nikt z jej rodziny.
– Nie zachowały się żadne przekazy na ten temat – wyjaśnia dzisiaj Maria Wiadrowska, prawnuczka siostry Emilii.
Podobną opinię wyrażają inni krewni wywodzący się z rodziny Kaczorowskich i z rodu Wojtyłów. O szczegółach choroby Emilii nigdzie nie ma śladu. Nie pozostała dokumentacja medyczna, nawet jedna recepta.
Przyjmowała życie, jakie jest
W roku 1927 było z nią już na tyle źle, że konsekwencje stały się poważne: jej mąż Karol postanowił przejść na wcześniejszą wojskową emeryturę. Musiał na stałe zaopiekować się żoną i siedmioletnim synem. Emilia nie była już w stanie prowadzić domu, nie mogła podołać najprostszym obowiązkom. Co więcej – sama zdana była na pomoc innych. Trudność sprawiały jej najbardziej prozaiczne czynności. Coraz więcej było takich dni, które musiała spędzać w łóżku, z dala od wszystkich spraw. Niekiedy nawet całymi tygodniami leżała w zamkniętym pokoju, do którego Lolek rzadko wówczas wchodził – matka nie chciała bowiem, aby patrzył na jej cierpienie.
Karol Wojtyła senior przejął więc zarządzanie gospodarstwem domowym. Robił zakupy, przygotowywał posiłki, zmywał naczynia, sprzątał mieszkanie, prał. W tym okresie przypomniał też sobie wyniesione z domu rodzinnego rzemiosło – krawiectwo. Odwiedzający Lolka koledzy często widywali jego ojca przy takich czynnościach, jak: szycie, przerabianie starych ubrań, cerowanie skarpetek. Znajdował też czas, żeby syna i jego kolegów wprowadzać w dzieje ojczyste, opowiadał im różne zdarzenia z historii Polski, uczył języka niemieckiego. I pływania – bo kochał sport. Niekiedy wędrował z Lolkiem i jego kolegami po górach. A gdy do domu przyjeżdżał Edmund (studiował już wtedy medycynę w Krakowie), dołączał do nich i on. Rozgrywał wtedy mecze piłki nożnej z młodszym bratem, chodził z nim na spacery nad Skawę albo grali razem w ping-ponga.
Emilia cieszyła się, że bracia mają ze sobą tak dobry kontakt. Mimo choroby nie zajmowała ich sobą, nie narzekała, chociaż jej starszy syn, znakomity student medycyny, interesował się zdrowiem matki i angażował w przebieg leczenia. Przeglądał lekarstwa, udzielał porad, konsultował się z lekarzami. Może to dawało jej nadzieję na wyzdrowienie?
Na ile mogła, włączała się w przygotowanie Lolka do Pierwszej Komunii Świętej. To ona uczyła go pierwszych modlitw, tłumaczyła, jak ważna w ludzkim życiu jest wiara. Matczynym okiem Emilia obserwowała religijne zainteresowania syna, widziała, jak bardzo pragnie on zostać ministrantem. Starała się podtrzymywać go w tej decyzji. Ale zarazem nie narzucała swojej wizji. Rozumiała, że to musi być jego wybór. Że każde z dzieci musi przeżyć własne życie według swojego zamysłu, a nie matki. Nawet gdyby miało tego później żałować.
Kiedy jednak dzień Pierwszej Komunii świętej Lolka zbliżał się, na początku 1929 r., stan zdrowia Emilii pogorszył się już tak bardzo, że nie miała siły zajmować się synem. Nie mówiąc już o komunijnych zakupach dla niego: białej koszuli czy bucikach. Przeżywała to bardzo, niekiedy napomknęła którejś z sąsiadek, że przez chorobę zaniedbuje Lolusia. Ale – jak przy wielu okazjach podkreślały jej sąsiadki z tamtych lat – Emilia, z natury realistka, w każdej sytuacji umiała godzić się z wolą Bożą. Przyjmowała życie takie, jakie jest, bez buntu i złorzeczenia. To najważniejszy motyw wypowiedzi sąsiadek o pani Wojtyłowej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.