W ciągu czterech lat od eucharystycznego cudu Sokółka stała się polskim Medjugorie. Mimo tłumów w kolegiacie dominuje głęboka cisza i skupienie. Nie ma chwili, by Jezus nie był adorowany przez proszących lub dziękujących za niezwykłe łaski.
Czasem zdarza się, że ksiądz rozdający Komunię św. upuści komunikant. – W takim wypadku procedura jest zawsze taka sama; należy włożyć go do vasculum – naczynia z wodą służącego kapłanowi do obmycia palców po rozdanej Komunii, by tam postać konsekrowanego chleba się rozpuściła – tłumaczy mi ks. kanonik Stanisław Gniedziejko, od 13 lat proboszcz w parafii pw. św. Antoniego Padewskiego w białostockiej Sokółce.
To właśnie tam pięć lat temu, 12 października 2008 r., podczas młodzieżowej Mszy niedzielnej o godz. 8.30 upuszczony komunikant dał początek niezwykłym wydarzeniom. Po Mszy zakrystianka s. Julia Dubowska ze Zgromadzenia Sióstr Eucharystek, wiedząc, że komunikant będzie potrzebował czasu, by się rozpuścić przelała zawartość vasculum do innego naczynia i wraz z kielichami umieściła je w kościelnym sejfie. – Po tygodniu zapytałem siostrę czy ten konsekrowany komunikant już się rozpuścił, ona po sprawdzeniu oniemiała ze zdziwienia, zawołała mnie, bym koniecznie przyszedł – wspomina dzień 19 października ks. Stanisław. Zobaczył on czystą wodę z rozpuszczającym się komunikantem, na środku którego widniała czerwona plamka wielkości dwugroszówki o intensywnej czerwonej barwie. – Wyglądało to dziwnie, niby zakrzepła krew, ale jakby żywa cząstka ciała. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem – wspomina.
Bez wątpliwości
Sprawy toczą się szybko. Zaalarmowany przez proboszcza o tym, co się wydarzyło, przyjeżdża do Sokółki abp Edward Ozorowski. Metropolicie białostockiemu towarzyszą kanclerz, infułaci i księża profesorowie. Głęboko poruszony hierarcha podejmuje decyzję: „przenosimy naczynie z komunikantem do kaplicy Bożego Miłosierdzia na plebanii”. Nakazuje też czekać i obserwować. Krwista plamka nie znika, lekko tylko przysycha. Arcybiskup zarządza wyjąć komunikant z wody i umieścić go na małym korporale, tym samym, przed którym tysiące ludzi dziś adoruje Pana Jezusa w bocznej kaplicy sokólskiej kolegiaty. Zleca badania patomorfologiczne, by także naukowo dowieść cud. – Do czasu badań substancja eucharystyczna była trzymana w kaplicy plebanii. Wszystko utrzymywaliśmy w tajemnicy, by nie robić zbędnej sensacji i nie zaniedbać spraw Bożych – tłumaczy dziś ks. Stanisław w rozmowie, którą prowadzimy w bezpośrednim sąsiedztwie kaplicy. Dzień po święcie Trzech Króli, próbki w obecności kanclerza kurii ks. Andrzeja Kakareko pobiera prof. dr hab. Maria Sobaniec-Łotowska, patomorfolog Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Wraz z kolegą z uczelni, prof. dr hab. Stanisławem Sulkowskim, niezależnie przeprowadzają badania histologiczne i ultrastrukturalne. Wyniki są ze sobą zbieżne. Oba wykluczają ludzką ingerencję, oba też nie pozostawiają cienia wątpliwości. „Przesłany do oceny materiał wskazuje na tkankę mięśnia sercowego człowieka w agonii, a przynajmniej ze wszystkich tkanek żywych najbardziej ją przypomina” – mówi prof. Sobaniec-Łotowska w filmie wyświetlanym pielgrzymom w biurze pielgrzymkowym ledwie kilkadziesiąt metrów od kościoła, w którym znajduje się dziś cząstka Jezusowego Ciała. Ciała ofiarowanego przez Chrystusa podczas każdej Eucharystii…
Nigdy sam
Do kościoła co rusz wchodzą kolejni pielgrzymi. Nad wrotami kolegiaty wita ich Matka Boża Ostrobramska. Po przekroczeniu progu, wchodzi się jakby w inną rzeczywistość. Przejmująca cisza, mimo że nawet teraz w dżdżyste, wietrzne czwartkowe przedpołudnie jest kilkanaście osób. Klęczą, modlą się, ale w absolutnym skupieniu. Zwróceni w lewo, w stronę kaplicy Matki Bożej Różańcowej, gdzie za solidną mosiężną kratą znajduje się kustodia z substancją eucharystyczną – jak nazywa cudowny komunikant ks. Gniedziejko. Przybyli właśnie pielgrzymi z Litwy mieszają się z mieszkańcami Sokółki. Bezszelestnie. Ks. Stanisław podkreśla, że dla ludzi stąd wiara zawsze była ważna. – Po tym, co tu się wydarzyło mam wrażenie, że są bardziej rozmodleni, jeszcze bardziej świadomi tego, po co tu przychodzą – przyznaje. – Nie ma chwili, by Pan Jezus był sam – dodaje Teresa Czerska, od 17 miesięcy obsługująca biuro pielgrzymkowe. Najwięcej ludzi towarzyszyło procesyjnemu przejściu z cząstką Ciała Chrystusa z kaplicy na plebanii do kolegiaty 2 października 2011 r. – Na plac przed kościołem już od wczesnego rana przyjeżdżały grupy pielgrzymkowe i pielgrzymi indywidualni. Nie tylko z Polski, ale i z Litwy, Białorusi, Francji czy Włoch – wspomina proboszcz, dodając, że przenoszeniu Cząstki Ciała Pańskiego przez abp. Edwarda Ozorowskiego towarzyszyło ponad 35 tys. osób. Wielu z nich do dziś zapamiętało to wydarzenie także poprzez imponujący kobierzec ułożony z kolorowych kwiatów. – Godne przejście miał wtedy Chrystus do sokólskiej kolegiaty – wspomina napotkana przeze mnie staruszka.
Miał żyć
Mistyfikacja – mówią racjonaliści. Czysta biologia – w podobny ton uderzają niektórzy naukowcy. Ksiądz proboszcz na tego typu zarzuty odpowiada krótko: szyderstwo i kpina. – Zarzut mówiący o biologii to personalne rozgrywki między naukowcami. A racjonaliści? Oni się kompromitują – tłumaczy kapłan. Ks. Stanisław najpierw w odpowiedzi cytuje Jezusa: „Odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”, potem tłumaczy, że gdyby nie był człowiekiem wierzącym, zarzuty racjonalistów zgłosiłby do prokuratury. – Oni ignorują całkowicie świat duchowy, nadprzyrodzony, poza tym, by polemizować trzeba znać tajemnicę Eucharystii – punktuje. – Przecież jako ludzie wierzący wierzymy w obecność Jezusa w Eucharystii i wcale nie uważamy, że na Mszy jemy ludzkie mięso – dodaje. Jako kontrargument wspomina też o uzdrowieniach. – Zwykle są to świadectwa pisane własnoręcznie przez osoby, które doświadczyły jakichś łask po modlitwie tutaj – wyjaśnia. Ks. Stanisław wspomina jedno z pierwszych świadectw – ocalenie z wypadku Krzysztofa Staweckiego, który odnawiał ołtarz i przygotowywał relikwiarz dla cudownej Cząstki. – Wracając latem 2010 r. wraz z rodziną z Włoch, na autostradzie w Austrii miał koszmarny wypadek. W ulewie jego auto wpadło w poślizg, wyrzuciło go na głaz, a siła uderzenia wyrwała silnik, który wyleciał 70 m od samochodu. Kiedy przyjechała na miejsce policja, była przekonana, że nikt nie ocalał. Okazało się, że wszyscy przeżyli, a po krótkiej hospitalizacji zostali wypuszczeni do domu – proboszcz wciąż niedowierza. Po chwili jednak kwituje krótko: „Miał żyć, by skończyć tu robotę i kościół tu przygotować”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.