O konsekwencjach haraczu nałożonego przez rząd na Lasy Państwowe z dr. Piotrem Lutykiem rozmawia Wiesława Lewandowska
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Ostatnie „srebro narodowe”, najbogatsza państwowa instytucja – tak są dziś określane polskie Lasy Państwowe. Czy rzeczywiście są one aż tak bogate?
DR PIOTR LUTYK: – To bogactwo jest sprawą względną. Jeżeli weźmiemy pod uwagę całokształt majątku, którym zarządzają, to istotnie są niezwykle bogate. Nie jest to jednak majątek na sprzedaż. Lasy Państwowe stanowią w Polsce przytłaczającą większość, są więc z natury rzeczy filarem ekosystemu kraju. Wystawiając je zatem w jakikolwiek sposób na sprzedaż, można powiedzieć, że gotowi jesteśmy sprzedać już wszystko, nawet Polskę jako taką…
– Uważa Pan, że haracz ostatnio nałożony przez rząd na przedsiębiorstwo Lasy Państwowe świadczy o takiej gotowości?
– To wielce prawdopodobne. Ten bardzo dotkliwy „skok na kasę” może w najbliższych latach skutecznie zdestabilizować całość gospodarstwa leśnego. I rzeczywiście, gdzieś na horyzoncie rysuje się tu dobrze już znany w III RP proces prywatyzacji majątku państwowego przez doprowadzenie go do upadłości.
– Premier zapewnia, że w tym przypadku taki scenariusz się nie powtórzy, zapowiada wzmocnione gwarancje konstytucyjne.
– Nawet gdyby te zapowiedzi nie okazały się wyłącznie zasłoną dymną, to i tak ten obecnie obowiązujący i dobrze sprawdzający się polski model leśnictwa można zlikwidować, niszcząc integralność Lasów Państwowych.
– W jaki sposób?
– Poprzez wyciąganie z lasów maksymalnych korzyści materialnych. A sposobów jest tu naprawdę wiele. Można np. podzielić lasy na ochronne i produkcyjne; z produkcyjnych przez 10 lat wycisnąć jak największe przychody ze sprzedaży drewna, niszcząc je w ten sposób całkowicie. A lasy ochronne w takiej sytuacji musiałyby najprawdopodobniej znaleźć się pod bezpośrednim zarządem administracji państwowej. Skazane na los wszystkich innych instytucji budżetowych, będą po prostu przymierały.
– Z historii Polski dobrze wiemy, że właściciele bądź dzierżawcy lasów zazwyczaj widzieli w nich możliwość szybkiego bogacenia się. Lasy są dziś własnością Skarbu Państwa, a zatem naturalne wydaje się, że rządzący mają prawo sięgać po ich pieniądze …
– I sięgają, tyle że tym razem niebezpiecznie głęboko. Lasy Państwowe jako dobrze prosperujące przedsiębiorstwo odprowadzają rokrocznie spore sumy do budżetu państwa. Jednak ta wymuszona obecnie nadzwyczajna i nagła danina może zachwiać podstawami całości gospodarki leśnej, może doprowadzić do upadłości tę kwitnącą dziś państwową firmę. Ściąganie wysokiego haraczu w żadnym razie nie jest godne dobrego gospodarza i mądrego właściciela, raczej przypomina dobrze znane w polskich lasach działanie okupanta.
– Mocne słowa!
– Trudno nie zauważyć, że rząd zachowuje się tu – zapewne nie zdając sobie z tego sprawy – niczym okupant. Jeżeli kurę znoszącą złote jajka chce się zarżnąć na pieczyste dla niespodziewanych gości, to trudno to nazwać inaczej.
– Czy naprawdę ten nadzwyczajny haracz, nałożony na Lasy Państwowe, aż tak bardzo może zagrozić ich egzystencji, skoro Lasy ponoć mają całkiem sporo tzw. wolnych pieniędzy?
– Faktem jest, że zgromadzona na kontach poszczególnych jednostek Lasów Państwowych suma wynosi ok. 3 mld zł, ale faktycznie tzw. czystego kapitału jest tylko ok. 1 mld zł. W dodatku ponad połowa całej sumy (ok. 1,5 mld zł) jest przeznaczona na pokrycie bieżących zobowiązań (podatki, płatności za usługi). Rzeczywiście, są pewne oszczędności, a to dlatego, że poprzedni dyrektor Lasów Państwowych przez kilka lat bardzo mocno wstrzymywał inwestycje oraz zatrudnienie. Nie znaczy to, że te środki nie są dziś Lasom potrzebne, wręcz przeciwnie! Wiele jest do nadrobienia.
– Dlaczego wstrzymywano niezbędne inwestycje?
– To naprawdę trudno zrozumieć. Przypuszczam, że takie było polecenie z góry… Już wtedy łakomym okiem patrzono na „bogactwo” Lasów. Trzy lata temu rząd usiłował włączyć Lasy Państwowe do sektora finansów publicznych. Rzecz jasna, nie uratowałoby to finansów publicznych, za to dla polskich Lasów byłoby naprawdę wielką katastrofą.
– Dlaczego?
– Gdyby powiodła się próba tamtej „reformy”, to dziś nie mielibyśmy już tego sprawnie działającego przedsiębiorstwa, jakim są Lasy Państwowe. Podzieliłyby one los parków narodowych, które przez niecały rok w ten właśnie sposób funkcjonowały i z opresji wyratowały je dopiero zmiany ustawowe, pozwalające dorabiać do skromnych dotacji budżetowych. Gdyby Lasy miały funkcjonować jako instytucja sektora finansów publicznych, bardzo szybko okazałoby się, że są niewypłacalne, nie są w stanie płacić usługodawcom, stanęłyby prace leśne. Zapewne pojawiłby się wtedy argument, że skoro Lasy miały się samofinansować, a nie są w stanie tego robić, to trzeba je jakoś ratować…
– Przez prywatyzację?
– Zapewne, bo podobno prywatyzacja jest najlepszym lekiem na niegospodarność. Nawet jeśli tak jest, to gospodarstwo leśne jest tu wyjątkiem i cała historia polskich lasów tego dowodzi. Nikt tak nie zdewastował polskich lasów, jak ich krótkowzroczni prywatni właściciele, zawsze dążący do szybkich i maksymalnych zysków.
– Dlaczego, Pana zdaniem, ten obecny „skok na leśną kasę” jest także zapowiedzią groźnego scenariusza?
– Dlatego, że sięga się po kapitał, który ma pokrywać środki trwałe Lasów Państwowych, zapewniać płynność finansową całej firmy. Nawet jeśli w tej chwili część nadleśnictw ma nadpłynność, to wynika ona z nadmiernego oszczędzania w przeszłości, co oznacza, że nadszedł czas na wdrożenie niezbędnych inwestycji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.