Jana Pawła II w dużej mierze ukształtował dom rodzinny. Karol Wojtyła wyniósł z niego wartości, które później rozwinął w stopniu heroicznym
Sam Jan Paweł II powiedział też kiedyś, że „nauczył się cierpienia od matki”. To mocne słowa. Wypływają one zapewne stąd, że Jan Paweł II zapamiętał swą matkę jako osobę wciąż chorą, leżącą w łóżku, cierpiącą, niemogącą chodzić i zajmować się domem, a także nim – małym chłopcem. Sąsiadki z Wadowic wspominały, że pani Wojtyłowa – bo tak o niej mówiły – miała reumatyzm, chore serce, cierpiała na bezwład nóg i poruszała się na wózku inwalidzkim, a były okresy, że całymi tygodniami leżała w zamkniętym salonie. Mąż wynosił ją na leżaku na balkon. Jednak nawet w takim stanie szyła ubrania synom. Przy tym nie złorzeczyła, nie narzekała. Modliła się, umiała ofiarować cierpienie Panu Bogu, tłumacząc, że nie musi wszystkiego rozumieć. To ona pokazała Karolowi, jak znosić chorobę, jak się nie załamać. Bo gdy nie mogła się nim opiekować, umiała tę opiekę zorganizować – prosiła o pomoc sąsiadki, pomagali jej też starszy syn Edmund i mąż. Dom nie był zaniedbany, nie zdarzało się, aby nie było zakupów, obiadu, a dzieci były niedopilnowane. Miała poczucie obowiązku, czego mały Karol też się od niej uczył.
Wreszcie, to matka nauczyła Karola znaku krzyża i pierwszej modlitwy. Nic dziwnego, sama bowiem pochodziła z pobożnej rodziny, była też absolwentką szkoły zakonnej. To ona powiesiła w domu kropielniczkę z wodą święconą i uczyła dzieci, że muszą się przeżegnać, wychodząc z mieszkania. W Wadowicach wspominano Emilię jako kobietę pobożną, chodzącą do kościoła nie tylko w niedzielę, ale także np. na nabożeństwa majowe, do których miała sentyment (wszak przy śpiewie Litanii Loretańskiej rodził się Karol).
Matka Papieża była kobietą wykształconą i dbała o edukację swych dzieci. Nie wiadomo wprawdzie, do której konkretnie żeńskiej szkoły zakonnej chodziła, ale wszystkie prowadzone wtedy przez siostry szkoły w Krakowie były na wysokim poziomie. Dziewczęta miały wszystkie zajęcia po niemiecku (zabór austriacki), uczyły się francuskiego, angielskiego, literatury, kaligrafii, gry na instrumentach muzycznych, geografii, historii, przyrody, zasad savoir-vivre’u, szycia, prasowania, prac ręcznych. Były to szkoły „dla dziewcząt z wyższej sfery”. Absolwentka takiej szkoły mogła być damą dworu księżnej, hrabiny, musiała dbać o wygląd zewnętrzny. W takiej atmosferze Emilia dorastała i później prowadziła dom w Wadowicach.
Mówiąc o wpływie matki na przyszłego Papieża, trzeba też wspomnieć o inspiracji poetyckiej. Karol Wojtyła bowiem w 1939 r. napisał wiersz pt. „Matka” z dedykacją: „Emilii – Matce mojej”. Wyraził w nim tęsknotę, ale też ogromną miłość i szacunek do nieżyjącej już matki, którą nazywa „zgasłym kochaniem”.
Ojciec
Nie byłoby domu rodzinnego w Wadowicach w takim kształcie, gdyby nie ojciec przyszłego papieża – Karol Wojtyła senior. To postać wyjątkowa. Jak podkreślał kard. Dziwisz, Jan Paweł II wspominał ojca jeszcze kilka dni przed śmiercią, przez całe życie wiele o nim mówił.
Rocznik 1879, urodzony w Lipniku koło Białej (dziś dzielnica Bielska-Białej). Przystojny mężczyzna z wąsikiem, wojskowy, który po służbie zasadniczej, trwającej trzy lata, pozostał w armii autriackiego cesarza Franciszka Józefa, służąc najpierw w Krakowie, potem w Wadowicach, a w 1918 r. z radością mógł przejść do armii polskiej. Biegle mówił po niemiecku, cieszył się znakomitą opinią. W wojskowych dokumentach austriackich charakteryzowano go tak: „niezwykle rzetelny, uczciwy, sumienny, ma poprawne czystopisy, szybko pisze na maszynie, pod każdym względem poprawny, całkowicie godny zaufania, godny każdego wyróżnienia”.
To on razem z Emilią zdecydował na przełomie 1919 i 1920 r, by żona nie dokonywała aborcji, gdy miał się urodzić Karol. System wartości, jaki Wojtyła senior wyniósł ze swego domu rodzinnego, przede wszystkim silna, ugruntowana wiara nie pozwalały mu na inną opcję.
Przez całe życie to on utrzymywał dom. Pensja urzędnika wojskowego nie była wprawdzie zbyt wysoka, ale wystarczała na podstawowe potrzeby żony i dwóch synów. Jak wspomina Eugeniusz Mróz, kolega Papieża z Wadowic, ojciec Lolka codziennie prosto z pracy przychodził do domu i zajmował się synami. A kiedy Emilia ciężko chorowała – to on prowadził dom. Gdy w 1927 r. przeszedł na wcześniejszą wojskową emeryturę, sam robił zakupy, przygotowywał posiłki, sprzątał, prał, pomagał w lekcjach Lolkowi i jego kolegom, zabierał ich na wycieczki, na spacery nad Skawę. Uczył ich nawet języka niemieckiego, także historii Polski, opowiadał ojczyste dzieje. – Pamiętam, jak ojciec Lolka szył, jak przerabiał stare ubrania na nowe – opowiada Eugeniusz Mróz.
Po śmierci Emilii zaś ojciec był dla przyszłego papieża matką i ojcem, bez reszty poświęcił się synowi, nie ożenił się po raz drugi. Wprowadził w domu regularny rytm dnia: wczesnym rankiem – o godzinie siódmej – szli do kościoła na Mszę św., potem Lolek szedł do szkoły, po południu razem z ojcem odrabiał lekcje, po czym szli na obiad do pobliskiej jadłodajni Banasia, a następnie, czasami, na spacer nad Skawę. Wieczorem wspólnie się modlili, czytali na głos Biblię. Ojciec stanowił dla Lolka wzór wiary, o czym Jan Paweł II wiele razy mówił, także wtedy, gdy już był papieżem. „Mogłem na co dzień obserwować jego życie, które było życiem surowym. Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mego Ojca na kolanach, tak jak na kolanach widywałem go zawsze w kościele parafialnym” – pisał Papież w książce „Dar i tajemnica”. W innym miejscu Jan Paweł II podkreślał: „Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią ojca (…). Ojciec, który umiał od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał już wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełniania własnych obowiązków. Mojego ojca uważam za niezwykłego człowieka”. Te słowa mówią same za siebie.
W 1938 r. Karol Wojtyła senior wraz z synem Karolem przeprowadził się z Wadowic do Krakowa. Także wtedy była widoczna silna więź ojca z synem. Kiedy we wrześniu 1939 r. wybuchła II wojna światowa, Karol z ojcem, tak jak reszta mieszkańców Krakowa, zaczęli uciekać na wschód. Dotarli do Sanu, za Tarnów. Kiedy jednak dowiedzieli się, że 17 września Polskę od wschodu zaatakowali Sowieci, postanowili wrócić do Krakowa, który był już pod okupacją niemiecką.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.