– Mogę powiedzieć, że został duch Jana Pawła II, że on żyje w tych, którzy nie tylko go słuchali, ale też wprowadzali jego naukę w swoje życie. Ich świadectwa uświadamiają kolejnym pokoleniom, że to jest coś niezwykłego żyć Ewangelią – przekonuje abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski, wybitny naukowiec, znawca filozofii współczesnej, autor wielu książek i kilkuset artykułów, zastępca przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski
MARIA FORTUNA-SUDOR: – Ksiądz Arcybiskup niedawno uczestniczył w rzymskim spotkaniu Rady Administracyjnej Fundacji Jana Pawła II. Czy rozmawiano o przypadającej w bieżącym roku 40. rocznicy wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża?
ABP MAREK JĘDRASZEWSKI: – Pojawiła się zasługująca na uwagę inicjatywa, aby utworzyć nagrodę Jana Pawła II. Pomysłodawcy chcieliby ją przyznawać w dwóch kategoriach: jedną – dla wybitnych światowych specjalistów, znawców nauczania Jana Pawła II, osób, które konsekwentnie upowszechniają naukę polskiego Papieża na świecie; drugą kategorię miałyby stanowić bardzo dobre prace magisterskie i doktorskie na temat myśli Jana Pawła II. Zależy nam nie tylko na badaniach dokonywanych przez specjalistów w zakresie tego nauczania, ale też na promowaniu myśli polskiego Papieża, na pokazywaniu jej ponadczasowości. Teraz trzeba powołać stosowne kapituły i ustalić sposób ich funkcjonowania. Mam nadzieję, że już za rok poznamy pierwszych laureatów.
– W Rzymie Ksiądz Arcybiskup spotkał się z dziennikarzami z różnych stron świata. Co można, na podstawie ich pytań, powiedzieć o znajomości w świecie polskich spraw?
– Niestety, ich wiedza jest fragmentaryczna, kształtowana na podstawie informacji mediów nie zawsze nam, Polakom, życzliwych. Przykładem może być „Różaniec do Granic”, o który dopytywali. W kontekście tej akcji pojawiały się pytania o polski patriotyzm, ale także o nacjonalizm czy ksenofobię oraz o walkę z islamem. W tych pytaniach zabrakło tego najważniejszego – o istotę modlitwy. Opowiedziałem im, jak doszło do tej akcji, którą zorganizowano 7 października 2017 r., w święto Matki Bożej Różańcowej. Wyjaśniłem, że normalną rzeczą jest, iż po różaniec sięga się codziennie, zwłaszcza w trudnych chwilach. Przypomniałem św. Jana Pawła II, którego wszędzie widzieliśmy z różańcem w ręku.
W gronie dziennikarzy dopytujących o tę akcję jeden pan był szczególnie dociekliwy. Odniosłem nawet wrażenie, że był agresywny w pytaniach. Po konferencji podszedł do mnie i w prywatnej rozmowie powiedział: „Wie ksiądz arcybiskup, przecież to wszystko, co pisali o tej akcji, o Różańcu, to jest jedno wielkie kłamstwo!”. Pomyślałem sobie wtedy, że ta konferencja z dziennikarzami miała jednak sens. Można było mówić o sprawach Kościoła w Polsce, w Europie, można było podkreślić specyfikę naszego Kościoła, naszej religijności.
– Przypadająca w tym roku 40. rocznica wyboru kard. Wojtyły na papieża staje się okazją, by zapytać, czy my, Polacy, znamy jego nauczanie.
– Pontyfikat Jana Pawła II, który trwał prawie 27 lat, jest w dziejach Kościoła trzecim co do długości. Papież pozostawił po sobie ogrom dokumentów, wypowiedzi, wystąpień... My z tego znamy zaledwie cząstkę. Gdyby nawet ograniczyć naszą znajomość do tego, co Jan Paweł II napisał i powiedział po polsku, to już jest zbiór składający się z wielu tomów. Nie sposób tego wszystkiego ogarnąć – i ośmielę się powiedzieć: nie żądajmy tego od każdego. Jednakże zawarte jest w tej spuściźnie niezwykle aktualne nauczanie. Chciałbym tu zwrócić uwagę zwłaszcza na pielgrzymowanie Jana Pawła II do Ojczyzny w 1991 r., które odbyło się niejako śladami Dekalogu. Kto dziś pamięta poruszane wtedy przez Papieża tematy: obecność religii w życiu publicznym, aspekty wolności, rodzina...? Kto pamięta, z jaką pasją wprost krzyczał w proteście przeciwko aborcji i upominał się o prawo do życia dzieci nienarodzonych? Trzeba mieć odwagę tę naukę, wynikającą z wiary, przypominać i wprowadzać w życie osobiste, społeczne, narodowe i państwowe. Myślę, że mamy z tym cały czas niemały problem. Przychodzą nowe pokolenia, dla których Jan Paweł II jest już odległą historią. Umiejętność trafienia do młodych, przekazania im tego, co najpiękniejsze w życiu, w dokonaniach, w nauczaniu Jana Pawła II, jest ogromnym zadaniem, które stoi przed nami.
– Zastanawiam się, co powiedziałby św. Jan Paweł II dzisiaj, gdyby zobaczył kryzys dotykający polskie rodziny...
– Kiedy Jan Paweł II poruszał problemy związane z rodziną, z poszanowaniem życia, i czynił to z taką pasją, to jawił się jako prorok. Przecież w tamtym czasie pewne sprawy w Polsce jeszcze nie były tak ostro stawiane. Nie było tej plagi rozwodów, którą obserwujemy dzisiaj... Jestem przekonany, że Jan Paweł II nauczał jako prorok, a więc mówił także do przyszłych pokoleń Polaków. Dlatego trzeba tę naukę przypominać i powtarzać. Nie sądzę, że Papież cokolwiek by w swoim nauczaniu zmienił. Myślę, że nawet język jego przekazu pozostałby taki sam – poruszający, budzący wiele emocji, ale też prowadzący do pewnego „katharsis”, do wewnętrznego oczyszczenia. Proszę też zwrócić uwagę, że u schyłku życia Jan Paweł II mówił coraz częściej już tylko o jednym – o dążeniu do świętości...
– Jak to rozumieć?
– W tym przesłaniu mieści się wszystko. Każdy z nas, bez względu na to, kiedy i gdzie żyje, jest powołany do świętości. To wizja człowieka, który ma świadomość, że jego ziemskie życie zbliża się do końca. Papież wiedział, że stanie już niedługo twarzą w twarz wobec samej Świętości. Żeby mieć odwagę zbliżać się z nadzieją do tego momentu, trzeba mieć poczucie osobistej świętości. Poczucie, że w Duchu Świętym naprawdę możemy mówić do Boga: Ojcze!
– A jak Kraków – ukochane miasto Jana Pawła II – upamiętni październikową rocznicę?
– To nie może być tylko jednodniowe wydarzenie, chociaż zapewne 16 października będziemy się starali właściwie przeżyć i nagłośnić. Na pewno ta rocznica powinna się stać okazją do odnowienia albo nawet do ponownego przekazania kolejnym pokoleniom nauczania Jana Pawła II, przybliżenia jego osoby. A te działania powinny prowadzić do wewnętrznej przemiany. Chodzi o formację, zwłaszcza młodych, ale też starszych. To okazja, aby uczynić rachunek sumienia i odpowiedzieć sobie na pytanie: w jakiej mierze to, czego nauczał Jan Paweł II, pozostaje istotne, ważne, bliskie? W uroczystościach rocznicowych właśnie proces formowania jest najbardziej istotny. W Krakowie odbędą się też uroczystości rocznicowe z udziałem nuncjusza apostolskiego i całego polskiego Episkopatu.
– Jak powinno się dzisiaj upowszechniać naukę Jana Pawła II?
– Należy podkreślić, że jest wiele instytucji zajmujących się nauczaniem Jana Pawła II. Powstały i powstają publikacje, podejmowane są prace naukowe w celu przybliżenia Jana Pawła II jako poety, dramaturga, filozofa, teologa. To wszystko jest bardzo ważne, ale trzeba mieć świadomość, że efekty tych działań trafiają do wąskiego kręgu odbiorców. Oczywiście, bardzo ważnego kręgu, którego nie można oceniać przez pryzmat czysto ilościowy. Najbardziej istotne jest natomiast to, żeby było coraz więcej ludzi, którzy mieliby odwagę żyć ideałami proponowanymi przez Jana Pawła II. Ludzi, którzy by się stawali jego żywym świadectwem.
– Czy spotkał Ksiądz Arcybiskup takich ludzi?
– Teraz, gdy o tym mówię, całkiem spontanicznie pomyślałem o śp. Helence Kmieć. Proszę zwrócić uwagę na jej entuzjazm, jej radość wiary. To synteza tego, o czym uczył, do czego wzywał Jan Paweł II. Także papież Franciszek mówił tu, w Krakowie, do młodych, aby włożyli porządne buty, zeszli ze swych kanap i poszli na peryferie... To Franciszkowe przesłanie mieści się całkowicie w duchu nauczania Jana Pawła II. Oczywiście, wyrażone językiem kolejnego papieża, co jest zupełnie naturalne. Ale właśnie tacy byli i są ci prawdziwi ludzie z pokolenia JPII. Dla nich zawsze istotne są: czystość serca, radość, entuzjazm wiary, praca dla drugich, niemyślenie o sobie. I taka była też Helenka.
Z czasów kolejnych pielgrzymek Jana Pawła II do Polski pamiętam moich ówczesnych studentów. Oni jeździli za Papieżem przez całą Polskę i opowiadali o swych z nim spotkaniach z ogromnym entuzjazmem. Byli chyba nawet lekko zgorszeni tym, że ze spokojem wysłuchiwałem ich zachwytów, spostrzeżeń (uśmiech). A dzisiaj widzę, bo to są ludzie już 50-letni, a nawet starsi, jak oni żyją, jak kształtują swoje małżeństwa, rodziny, jak się poświęcają. I na tej podstawie mogę powiedzieć, że duch Jana Pawła II żyje w tych, którzy nie tylko go słuchali, ale też wprowadzali jego naukę w swoje życie. Ich świadectwa uświadamiają kolejnym pokoleniom, że to jest coś niezwykłego żyć Ewangelią. Równocześnie nie da się nie zauważyć, że im jakiś człowiek znajduje się dalej od Chrystusa, tym z całą pewnością więcej doświadcza nieszczęść...
– Kolejne pokolenia Polaków rodzą się w rodzinach, gdzie tak często mówiło się o Papieżu Polaku i wzruszało w czasie oglądania, słuchania jego nauczania. Skąd zatem ten pogłębiający się kryzys?
– To prawda. Kryzys dotyka w dużej mierze właśnie tzw. pokolenia JPII – i to jest bolesne. Jeśli część tego pokolenia biegała za Papieżem, płakała, klaskała, a potem od tego, co im mówił, odeszła, to znaczy, że poprzestała na poziomie pewnych emocji. A to nie jest pełnia życia osobowego. Emocje są istotne, ale najważniejsze jest umieć podejmować ważne życiowe decyzje w duchu wiary. I przy nich trwać. Na dobre i na złe. Tego przede wszystkim uczył Jan Paweł II. A skoro część pokolenia JPII nie potrafiła takich jednoznacznych decyzji podejmować i przy nich trwać, to dzisiaj jego dzieci są poranione. I ich kontakt, także z Kościołem, z życiem sakramentalnym, ze słowem Bożym jest bardzo utrudniony. Ci ludzie potrzebują wewnętrznego uleczenia z tych zranień.
– Z najnowszego raportu poświęconego praktykom religijnym wynika, że na obowiązkowej Eucharystii jest nas mniej, ale za to ci, którzy w niej uczestniczą, częściej przystępują do stołu Pańskiego. Czym tłumaczyć ten kierunek zmian?
– Na życie religijne nie można patrzeć wyłącznie w kategoriach samych danych socjologicznych. Jestem daleki od tego, żeby je lekceważyć. Trzeba je znać i uznać, ale należy też spojrzeć na nie krytycznie. Najbardziej niepokoi problem przekazywania wiary z pokolenia na pokolenie. W polskim Kościele problemem jest dzisiaj nieobecność młodzieży, a nawet dzieci na niedzielnej Mszy św. To przede wszystkim wina ich rodziców, że w niedzielę myślą o wszystkim, ale nie o uczestnictwie w Eucharystii. W ten sposób przyzwyczajają potomstwo do tego, że można być katolikiem, ale niekoniecznie myśleć o niedzieli jako dniu świętym. To ogromna krzywda, którą dorośli wyrządzają swoim dzieciom, a więc tym, których powinni najbardziej kochać. A przecież podczas zawierania małżeństwa zobowiązali się je wychować w wierze katolickiej. I to jest problem.
– Jak go rozwiązać?
– Trzeba jak najlepiej przygotowywać młodych do małżeństwa. Uświadamiać im, na czym polega istota miłości, ale także na czym polega ich, przyszłych rodziców, odpowiedzialność za życie i za szczęście ich dzieci. To szczęście, które trzeba mierzyć nie posiadanymi rzeczami, gadżetami, ale przede wszystkim w kategoriach wieczności, życia w łasce Bożej. Ponadto należy stwarzać takie formy duszpasterskie, dzięki którym młode małżeństwa, młode rodziny mogłyby się umacniać w swoim życiu i mogłyby czerpać z doświadczenia i wsparcia innych rodzin. Przykładem mogą być wspólnoty oazy rodzin, w których w grupach znajdują się małżeństwa z różnym stażem. Oni się spotykają, dzielą doświadczeniem i wzajemnie ubogacają. W dzisiejszych czasach, kiedy coraz rzadziej spotykamy rodziny wielopokoleniowe, taka wspólnota rodzin jest fantastycznym pomysłem.
Drugi kierunek natomiast, mówiąc językiem papieża Franciszka, to wychodzenie na peryferie. Trafianie do osób poranionych, które z różnych powodów, niekiedy wręcz banalnych, odeszły od Kościoła. Wystarczyło jakieś nieporozumienie, czasem nie najlepsze potraktowanie kogoś w biurze parafialnym. Trzeba poranionym osobom ciągle mówić, że Chrystus na nie czeka. I pokazać własnym przykładem, że życie w Kościele jest pełne radości i ufności, że jest to życie w perspektywie dawania z siebie autentycznej miłości, po to, aby kiedyś cieszyć się miłością na całą wieczność.
– Gdy czytałam interpretację wspomnianego raportu, zauważyłam stwierdzenie, że w laicyzującej się Europie jesteśmy samotną wyspą wiary...
– Dzięki podróżom, spotkaniom z ludźmi, dostępowi do mediów jesteśmy otwarci na różnego rodzaju wpływy. Niekoniecznie dobre. Docierają do nas odmienne poglądy, wizje, style życia, które niejednokrotnie uderzają w poczucie pewnej tradycji Kościoła katolickiego w Polsce i na pewno w jakiejś mierze rozmywają jego tożsamość. Z tej perspektywy nie jesteśmy odciętą od innych lądów wyspą. Ale jeśli się spojrzy na Polskę jako na pewną rzeczywistość, jeśli obserwuje się, co się dzieje wokół, w innych, także ościennych państwach, to można stwierdzić, że jesteśmy dość wyjątkowym narodem. Narodem, który w laicyzującej się Europie zachował wiarę. I w tym sensie można stwierdzić, że wyspą jesteśmy.
– Przypomina się romantyczny mit...
– To nie jest mit. Taka jest rzeczywistość, na którą trzeba patrzeć z ogromną pokorą. Żaden tryumfalizm. Przeciwnie – wielka pokora i prośba do Pana Boga, abyśmy za przyczyną Matki Najświętszej i naszych polskich świętych nie ustawali w zmaganiu. Abyśmy wytrwali, żyjąc nadzieją, że Chrystus jest naszym Panem i Mistrzem! Pomimo tego, że nie są to wcale łatwe czasy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.