Jak dziś pomagać osobom niepełnosprawnym? Czego tak naprawdę od nas oczekują? Właśnie na ten temat z s. Teresą Pawlak ze Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim rozmawia kl. Michał Tomaka SCJ. Prezentujemy dłuższą wersję wywiadu niż w wydaniu papierowym!
Będąc w szkole średniej, przed wstąpieniem do zakonu, spodziewała się Siostra, że będzie pomagać osobom niepełnosprawnym?
Albertynki to siostry nastawione na pracę z drugim człowiekiem; z człowiekiem, który przeżywa w swoim życiu problemy i nie jest na równi z nami, choć być powinien. Pewnie, że podczas rozeznawania powołania i decydowania się na życie konsekrowane podglądałam, czym albertynki się zajmują, jednak tak konkretnie nie myślałam, czy na drodze mojego albertyńskiego powołania spotkam takich czy innych ludzi, w tym wypadku niepełnosprawnych, którym jakoś tam będę pomagać. Pan Bóg jednak zaskakuje nas nieustannie.
Jaka jest relacja między tym, czego Siostra oczekiwała, a tym, co jest w rzeczywistości? Jest Siostra zaskoczona czymś, czego się nie spodziewała? Jest łatwiej czy trudniej?
Inaczej… ani łatwiej, ani trudniej. Do dziś pamiętam pierwsze spotkanie z niepełnosprawnymi intelektualnie i fizycznie dziećmi, pierwsze karmienie osób starszych, pierwszą pomoc przy toalecie, pierwszy uśmiech wdzięczności, pierwszy grymas niezadowolenia, pierwsze czuwanie przy umierających… To wielkie przeżycie… Chyba nie spodziewałam się tego, że tak naprawdę więcej otrzymam, niż dam, i że czasem nie chodzi o wielkie pomaganie, a jedynie o dostrzeżenie w człowieku człowieka. Najtrudniejsze jest zaakceptowanie bezsilności wobec cierpienia czy bólu innych.
Co oznacza pomaganie osobom niepełnosprawnym? Pierwsze skojarzenie, które przyszło Siostrze na myśl.
Bycie przy kimś, towarzyszenie mu w drodze.
To wielkie i odpowiedzialne zadanie. Czy przechodziła Siostra jakieś szkolenie lub kurs pomocy bliźniemu w potrzebie?
Trudno mówić w moim przypadku o fachowych kursach, szkoleniach z certyfikatami, świadectwami, egzaminami… Jednak w pierwszych latach życia zakonnego miałyśmy zajęcia z siostrą pielęgniarką, która dzieliła się tym, jak pielęgnować chorych i w jaki sposób pomagać, by nie zaszkodzić innym i sobie. Gdy już opiekujemy się innymi, to wiele rzeczy można podpatrzeć, dopytać się – oto cały urok życia we wspólnocie zakonnej wśród sióstr z doświadczeniem.
Kiedy w rodzinie wydarzy się nieszczęście, ktoś zachoruje lub ulegnie wypadkowi, w naturalny sposób zaczynamy się nim opiekować. Czy kurs pomocy jest wtedy potrzebny? A może to, co nam przychodzi spontanicznie do głowy, jest najlepsze?
Intuicja jest czymś wspaniałym. Szczególnie kobiety mają ogromną wrażliwość i empatię – jest to dobre i potrzebne, ale niewystarczające. Istnieją pewne czynności, zabiegi, które jesteśmy w stanie wykonać dobrze, kierując się spontanicznością i logiką. Trzeba jednak pamiętać, że czasem same chęci nie wystarczą, a niewykwalifikowana pomoc może nie tylko nie pomóc, ale wręcz zaszkodzić… Warto więc skorzystać z pomocy czy rady tych, którzy mogą nam coś podpowiedzieć, otworzyć oczy na potrzeby tych, którymi chcemy się opiekować. To może być nawet zwykłe pokazanie, jak chorego podnieść i obrócić, by samemu nie doznać kontuzji.
Opiekując się osobą z mniejszym czy większym stopniem niepełnosprawności, dotykamy zarówno jej sfery fizycznej, jak i psychicznej. Co jest ważniejsze? Czy w ogóle można mówić o jakiejś hierarchii?
Człowiek jest integralną całością i z szacunkiem należy podchodzić do każdej sfery jego życia. Na wszystko powinien znaleźć się odpowiedni czas. Ważne jest chyba to, by indywidualnie podchodzić do każdego. Dyskomfort fizyczny ma wpływ na ogólne samopoczucie, czyli i na psychikę, i na ducha, a w drugą stronę też to działa. Ograniczenia fizyczne można łatwiej znieść, pokonać, może nawet zaprzyjaźnić się z nimi, gdy żyje się w zgodzie ze sobą i widzi się sens swojego życia czy cierpienia.
Wydaje się, że o sferę cielesną łatwiej jest zadbać niż o sferę psychiczną.
Rzeczywiście. Często łatwiej nakarmić, umyć, opatrzyć fizyczne rany, niż zatrzymać się nad sferą psychiczną. Sama dobrze wiem, że nieraz potrzeba wiele cierpliwości i opanowania, by wysłuchać kolejny raz tej samej historii od kogoś z demencją, poświęcić czas, czasem tylko bezradnie być i zapłakać albo się wspólnie uśmiechnąć. Życie jest piękne i gdy kocha się życie, samemu jest się radosnym i pogodnym, i można tym zarazić innych.
A jak jest z realizacją potrzeb czy pragnień osób niepełnosprawnych czy obłożnie chorych? Jakie mają marzenia – zwykłe, związane z ich codziennym życiem, zmaganiem się z chorobą, starością?
Każdy człowiek ma marzenia, pragnienia, potrzeby. Są one bardzo różne i często niewypowiedziane. Niekiedy banalne, jak kawa (a tu serce mówi „nie”), swojska kiełbasa (na co wątroba nie pozwala), słodycze (a strzykawka z insuliną czeka), otrzymanie np. balonika czy potańcówka… Ale są i inne, jak odwiedziny kogoś bliskiego, a niekiedy śmierć – ale pojmowana tak optymistycznie, jako przejście do lepszego życia.
Czy osoby niepełnosprawne odczuwają niekiedy skrępowanie? Są przecież w mniejszym lub większym stopniu czy wręcz całkowicie zdane na swojego opiekuna.
Trudno jest mi odpowiadać w imieniu wszystkich niepełnosprawnych. Spotykałam się głównie z osobami starszymi i przy ich pielęgnacji można dostrzec pewną nutkę wstydu, zażenowania, ale to jest takie normalne, ludzkie, w końcu wkraczamy w bardzo intymną sferę tego człowieka. Potrzeba tu ogromnej delikatności i wyczucia. Dla mnie też niektóre sytuacje są krępujące. Wstyd jest czymś dobrym, byleby nie paraliżował czy znieczulał. Gdy mówimy o osobach starszych, to często problemem jest też ich osobiste pogodzenie się z tym, że już czegoś nie potrafią, nie mogą, z czymś sobie nie radzą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.