Czy sztuka może „deprawować”? Twierdzi się dzisiaj często, iż sztuka (w znaczeniu węższym, jako tzw. sztuki piękne) ze swojej istoty może oddziaływać tylko pozytywnie. Negatywny wpływ na człowieka może mieć tylko sztuka o niskich lub negatywnych walorach artystycznych, czyli koniec końców – pseudosztuka. Może ona zanudzić, zmarnować nasz czas i pieniądze (np. na nieudane przedstawienie teatralne), ale nie może odbiorcy niszczyć, odczłowieczać, czyli spychać go na negatywny moralnie poziom. Wysokie walory artystyczne dzieła miałyby oddziaływać tylko pozytywnie, z konieczności pomagać bardziej po ludzku żyć.
Na gruncie „banalizowania” ludzkiej seksualności ludzki rozum nie ma nią kierować, ale co najwyżej pełnić funkcję służebną wobec pragnienia przyjemności. Określać ma on tylko to, co najlepiej owej przyjemności dostarczy, a co może temu przeszkodzić. Dopiero na gruncie założenia, iż sfera seksualna winna być zawsze na poziomie istoty rozumnej – czyli kierowana przez rozum – jest sensowne stawiać pytanie o „deprawację”. „Deprawator” to ktoś, kto bezpośrednio czy pośrednio przeszkadza zachowaniu rozumności w obrębie sfery seksualnej. Jeśli „wszystkim”, o co chodzi w obrębie sfery seksualnej, jest własna przyjemność podmiotu, to wtedy nie ma sensu mówić o „deprawacji” jako spychaniu na poniżejrozumny – a zatem właściwy człowiekowi – poziom. Ten ludzki poziom sfery seksualnej wyznacza zatem także niezbędne tutaj zaangażowanie rozumności człowieka. Na tym poziomie należy umieszczać aktywność seksualną. Stąd też np. rozbudzanie zainteresowania seksualnego u pozostającego jeszcze w fazie rozwoju dziecka – rozwoju także jego rozumności – musi mieć charakter deprawacji. Natomiast wizja seksualności jako kolejnej zabawki, którą dziecko ma do swojej dyspozycji, a którą tylko ostrożnie należy się posługiwać, nie pozostawia miejsca na „prześwietlenie” jej rozumieniem i kierowanie rozumem. Z racji silnego dynamizowania sfery zmysłowej obiektywny sens sfery seksualnej wymaga dojrzałego działania rozumu, czym dziecko jeszcze nie może dysponować.
Ludzki poziom sfery seksualnej wytycza również kondycja człowieka jako istoty wolnej. Rozpowszechniony dzisiaj wizerunek sfery seksualnej zakłada natomiast determinację człowieka przez ciało i płeć, co często jest widoczne np. w argumentacji za homoseksualizmem, usprawiedliwianiem tego postępowania z racji jakoby przemożnej siły pragnienia seksualnego. Tak usprawiedliwia się w eurypidesowej tragedii Chryzyppos mityczny król Lajos, według Greków wynalazca homoseksualizmu. Deprawacja seksualna jest zawsze związana z niszczeniem, czy ograniczeniem wolności człowieka w sferze seksualnej.
W rozpowszechnionym dzisiaj wizerunku zbanalizowanej sfery seksualnej nie ma też miejsca na istotny dla niej element prokreacyjny, możliwość prokreacyjną. O jej osobowym charakterze świadczą wspomniane już fakty. Z jednej strony jest tutaj możliwość rozumnego i wolnego kierowania (uszanowania) możliwością prokreacyjną. Podmiot nie stoi w obliczu faktów, których nie może pojąć i jest nimi zdeterminowany. Z drugiej – ten element prokreacyjny musi być rozumiany jako element ponadprzyrodniczy, ponieważ jego owocem jest osoba ludzka, a nie egzemplarz jakiegoś gatunku zwierząt. Deprawacja seksualna czyni nieważnym, nieistotnym ten wymiar sfery seksualnej (stąd też Z. Freuda „libidystyczną” koncepcję seksualności człowieka D. von Hildebrand nazywał „dziecinną”).
Rozumienie deprawacji seksualnej wymaga jednak rozumienia jeszcze jednego elementu sfery seksualnej, zazwyczaj dzisiaj także spłycanego. Sfera ta to środek komunikacji międzyosobowej istot duchowo-cielesnych, mogących przekazywać sobie treści intelektualne wyłącznie poprzez treści zmysłowo uchwytne. Jedyny znany ludzkości każdej epoki sposób zakomunikowania drugiej osobie płci przeciwnej maksymalnego (całościowego) zaangażowania wobec niej jest akt seksualny. Z sąsiadem można pójść razem do kina, do kościoła, polecieć razem na Księżyc, ale aktu seksualnego – nazywanego z tego powodu „aktem małżeńskim”, bo wyrażającym w cielesny sposób istotę więzi małżeńskiej – można dokonać tylko z tą osobą, wobec której całościowo zaangażowaliśmy siebie, której „daliśmy siebie”. Akt małżeński komunikuje wzajemnie małżonkom specyfikę relacji, którą zawiązali. Również nagość ma ten immanentny sens, pełni rolę medium komunikacji międzyosobowej, z jedyną, wybraną osobą. Oczywiście i ten znak – jak każdy inny – może okłamywać, czyli można się nim posługiwać niezgodnie z jego immanentnym sensem. Można okłamywać drugą osobę także przyniesionym jej prezentem, uśmiechem, podaniem dłoni, kłamliwymi słowami. Tak samo jest z „mową ciała”, którą posługują się w komunikacji między sobą mężczyzna i kobieta. Mogą siebie wzajemnie okłamywać. Deprawacja seksualna zawiera zawsze element spłycenia, odczłowieczenia tego znaku. Sfera seksualna pełni wtedy rolę środka komunikacji tylko konsumpcyjnego, egoistycznego pożądania drugiej osoby.
Sztuka jako narzędzie informacji lub deprawacji
Czy sztuka może stanowić źródło deprawacji seksualnej? Czy może stanowić pierwsze źródło takiej deprawacji? Ale czy sztuka może w ogóle mieć negatywny wpływ na ludzkie życie?
Sztuka może mieć wpływ nie tylko pozytywny, ale także negatywny, pomagać lub przeszkadzać nam w zachowaniu moralnego poziomu. Świat przedstawiony w dziele sztuki – o ile jest to ludzki świat – nie może się obyć bez dobra i zła moralnego, stanowiących własności ludzkiego działania w zależności od tego, czy to działanie jest czy nie jest na ludzkim poziomie. Ukryte lub bezpośrednio sformułowane w dziele sztuki oceny moralne są prawdziwe lub fałszywe, trafnie lub nietrafnie określają, co jest w rzeczywistości dobre, a co złe. Zaprezentowane przez twórcę własne widzenie różnicy pomiędzy moralnym dobrem i złem, ludzkim i nieludzkim poziomem naszego życia zaadresowane zostaje do odbiorcy, pomaga lub nie pomaga, a może nawet przeszkadza mu w jego własnym rozeznaniu dobra i zła moralnego. Ponieważ właściwe sztuce środki komunikacji artystycznej silnie oddziaływają na nasze zmysły w warstwie zarówno poznawczej, jak i pożądawczej, quasi-realny świat, prezentowany w dziele sztuki mocno oddziałuje na odbiorcę. Podziwiamy zatem artystę – pisał Arystofanes – „za kunszt i pouczenie, za to, że lepszymi robi ludzi w miastach”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.