Rozmowa z JOANNĄ M. RYGUŁĄ żoną Wojciecha, mamą pięciorga dzieci, autorką książek dla najmłodszych
– Czym jest dla Pani Boże miłosierdzie? Ostatnią deską ratunku, przeżyciem duchowym, pomocą w trudnych czy beznadziejnych sprawach, ufnością, dziękczynieniem, a może jeszcze czymś innym?
– Miłosierdzie jest dla mnie szczególnym rodzajem miłości, takim, które odpowiada na zło. Bóg jest Bogiem miłosiernym. On pochyla się nade mną, gdy zgrzeszę, pomaga mi, gdy zbłądzę, gdy pogubię się we własnym życiu lub mam zwyczajne problemy. Stawia wtedy przede mną pomocnych ludzi, np. męża lub dzieci, podsuwa rozwiązania. Prowadzi i otwiera oczy. Każdego dnia mogę na Niego liczyć, bo nigdy mnie nie zawiódł. W sposób szczególny odczuwam ten Jego przymiot w spowiedzi świętej i w rozmowach z kierownikiem duchowym. Gdy doznam łaski Bożego miłosierdzia, gdy doznam pomocy Pana Boga, zawsze rozpiera mnie szalona radość i dziękczynienie za otrzymane dobro!
Moja odpowiedź jednak nie byłaby pełna, gdybym nie powiedziała, że na miłosierdzie trzeba się otworzyć, trzeba chcieć pomocy i pragnąć zmian. Podobnie jak ze wsparciem ze strony drugiego człowieka, tak samo jest z Bożym miłosierdziem – trzeba chcieć je przyjąć, trzeba otworzyć uszy na wysłuchanie rad czy też wyciągnąć rękę, by tę pomoc przyjąć. Nie zawsze jest to takie proste…
– Dzieci jeszcze w wieku szkolnym, zajęć codziennych z pewnością dużo… Czy udaje się Pani świadczyć miłosierdzie na co dzień? Jeśli tak, to w jaki sposób? Co najłatwiej Pani przychodzi: świadczenie miłosierdzia słowem, czynem czy modlitwą?
– Sposobności do okazania miłosierdzia wśród najbliższych jest bardzo dużo, choćby w sytuacjach, gdy ktoś źle wywiąże się z powierzonego mu zadania, gdy synowie się pokłócą, gdy najmłodsze stłucze szklankę. Można zignorować, można nakrzyczeć, ale można też spokojnie porozmawiać, dodać otuchy i wskazać drogę rozwiązania problemu. Ten ostatni sposób, choć wydawałoby się, że najtrudniejszy, przynosi najlepsze i dalekosiężne efekty. Miłość miłosierna podarowana drugiej osobie rodzi najpiękniejsze owoce.
Być miłosiernym dla małżonka i dzieci czasem jest prosto, innym razem bardzo, bardzo trudno. Wszystko zależy od sytuacji, z którą się spotykam, od mojej kondycji fizycznej, psychicznej i duchowej. Wiadomo, że jak jestem w lepszej formie, to łatwiej mi być wyrozumiałą i wybaczającą. Gdy nastaje dla mnie gorszy czas, pozostaje najbliższym być miłosiernymi względem mnie. Jedyne, co jest stałe, niezależne od samopoczucia, to codzienna modlitwa, którą wraz z mężem ogarniamy nasze dzieci i chrześniaków – dzieci duchowe.
– Czy Pani bycie w krucjacie wyzwolenia jakoś wpływa na te postawy?
– Do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, czyli całkowitej abstynencji od alkoholu, przystąpiliśmy z mężem w pierwszych latach małżeństwa, chcąc stworzyć dzieciom stabilny i bezpieczny dom. Często ludzie miłosiernie ofiarowują ten heroiczny krok w intencji osoby uzależnionej. I to jest piękne! U nas nie było takiej motywacji, jednak z czasem widzę, że każde tego typu zobowiązanie przybliża nas do Boga i otwiera nasze serca na potrzeby i trudności drugiego człowieka.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Aneta Mozolewska
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.