Znawcy tematu nazywają go najszybszą drogą do świętości lub autostradą zbawienia. Ci, którzy ten cel już osiągnęli, przy zapisywaniu na multisesyjnym dysku kolejnego dnia swojego życia, nigdy o nim nie zapomnieli. Jeden z nich, św. Ignacy z Loyoli, domagał się nawet, byśmy poświęcili mu piętnaście minut naszego cennego czasu, codziennie...
W niedalekiej przeszłości zdarzyło mi się usiąść w konfesjonale, do którego ścieżka prowadziła przez szpaler oczekujących. Z racji zbliżających się świąt, wielu spieszyło, by zaciągnięte długi przelać na boskie konto Zbawiciela i przyjąć niewyobrażalnie niskie, w stosunku do popełnionego zaniedbania, zadośćuczynienie. Wiedziałem, że w dzisiejszych czasach tego typu przelewy to kwestia chwili. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że konfesjonałowy pośpiech może mieć skutek zgoła odwrotny od zamierzonego...
Otóż, pewien penitent, którego obecności w tym miejscu próżno by szukać w kościelnym archiwum, po wyznaniu dwóch niewiele wnoszących do sprawy grzechów, zaniemówił... Widziałem jego wielkie staranie, by jeszcze coś dorzucić, ale tego dnia nic nie wychodziło... Chcąc przerwać głuchą ciszę, powiedziałem: Coś mało, nie sądzi Pan? Odpowiedział: No, jakoś mało..., nie przygotowałem się...
Nie powiem, że to standard, ale zdarza się. Co wtedy? Trzeba pytać... Zapytasz: Po co? Z pewnością nie po to, by zaspokoić swoją ludzką ciekawość, bo kapłan jest takim samym człowiekiem jak ty i boryka się z podobnymi słabościami..., a jeśli nawet nie, to doczyta o nich z gazet, nie potrzebuje do tego konfesjonału. Zatem: Po co? Ano po to, byś po przelewie nie zobaczył wyskakującego okienka błędu, lecz byś mógł wydrukować potwierdzenie transakcji i mógł odetchnąć z ulgą, której przyczyną jest doświadczenie Chrystusowego pokoju. Krótko mówiąc: po to, by to wszystko miało sens!
Myślę, że domyśliłeś się, iż ten przydługawy wstęp traktuje o rachunku sumienia. Z przygotowania do Pierwszej Komunii zapewne wiesz, że to pierwszy element układanki o nieco zmodyfikowanej nazwie: recepta na szczęście. Życie uczy jednak, że prawdziwe szczęście kosztuje i kosztować będzie, bynajmniej nie chodzi tu o pieniądze, lecz osobiste zaangażowanie i poświęcenie – jak mówią politycy – w słusznej sprawie.
Zatem, skoro jesteśmy przy polityce, przypominam sobie pewnego anonimowego Amerykanina, który z codziennego, wnikliwego badania swojego życia, uczynił osobisty punkt honoru. To wszystko po to, by wydoskonalić polityczne umiejętności kontaktu z ludźmi i osiągnąć sukces. Codziennie wieczorem siadał wygodnie w fotelu, parzył sobie ziołową herbatę, brał do ręki notatnik i przeglądał mijający dzień, w którym nie brakowało dobra i zła, cnót i wad, tego, co należało pochwalić, i tego, co trzeba było zganić. Analiza dotyczyła także pojedynczych tygodni, miesięcy i lat. Konfrontował swoje postępowanie z właściwymi postawami zachowań, których sam oczekiwałby od innych. Nie muszę chyba mówić, iż po pewnym czasie osiągnął taki stopień politycznej doskonałości, który stał się dla niego gwarantem sukcesu.
Podobny sukces, choć w tym przypadku stawka jest o wiele większa niż życie, dany jest każdemu chrześcijaninowi, który pod kątem osobistej świętości, za swój osobisty punkt honoru obiera wnikliwe badanie swojego życia. Rachunek sumienia jawi się jako ten złoty krążek z piosenki zespołu Dwa plus Jeden, który trzymam w ręce wieziony windą do nieba.
Jednak z tego tytułu wypływają także inne pozytywy... Gwarantuję ci, że od momentu wejścia na tę drogę, przy konfesjonałowym okienku nigdy, nigdzie i nikt, nie zapyta cię już o to, kiedy, gdzie i z kim to zrobiłeś... Nigdy więcej nie usłyszysz: Co takiego? – albo dlaczego jesteś nieprzygotowany? To wszystko nie dlatego, jakoby nigdy, nigdzie i nikt nie miał prawa o to zapytać, lecz dlatego, że rachunkowa terapia nie pozwoli ci, byś kiedykolwiek, gdziekolwiek i wobec kogokolwiek zastosował półsłówka, półprawdy, półwyjaśnienia i pół...
Jak zakończyć taką reklamę? Myślę, że dobrym pomysłem byłoby przywołanie znanych wszystkim słów: Jeśli już coś robić, to robić to dobrze. Sprawa zaś jest o tyle delikatna, że dotyczy pierwszego kroku, który jeżeli zostanie źle postawiony, kolejny również będzie chwiejny. Wiemy, co oznacza efekt domina... Od pierwszego dmuchnięcia, dotknięcia, czy czegoś pchnięciopodobnego zależy cała reszta! Śmiem zatem twierdzić, iż zawinione zaniedbanie rachunku sumienia niesie ze sobą szereg istotowych braków: żalu za popełnione zło, szczerej poprawy, właściwego rozeznania i wyznania grzechów, w końcu zadośćczyniącej pokuty.
Z ubolewaniem przyznaję, że większości z nas rachunek sumienia kojarzy się z długą listą pytań i osobistych odpowiedzi, które z reguły ograniczają się do krótkiego tak lub nie. Jeśli dodamy do tego fakt, iż te pytania, zamiast właściwego ujęcia tematu, trącą infantylizmem, znajdujemy szereg usprawiedliwiających nas wymówek, by zaniechać jakichkolwiek działań. W takiej sytuacji sakrament pokuty i pojednania można porównać jedynie do gry w Lotto w systemie chybił trafił, z tym wyjątkiem, że w przypadku chybił trafił istnieje jakaś realna szansa, by wygrać, zaś w przypadku spowiedzi, nie ma żadnej...
Powyższy problem zauważyłem już jako nastolatek. Wtedy też postanowiłem znaleźć swoją osobistą drogę..., której zwieńczeniem były usłyszane na pierwszym roku seminarium słowa z Listu do Hebrajczyków: „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (4,12).
Dzieląc się z wami tym wydarzeniem, wołam za Augustynem: Karmię was tym, czym sam żyję. Swój osobisty rachunek sumienia opieram o słowo Boże, często o Ewangelię z dnia, bo uwierzyłem, iż ma ona moc oddzielić w moim życiu ziarno od plew, owce od kozłów, przeniknąć do stawów i szpiku, by prawdziwie osądzić moje pragnienia i myśli. Jestem pewien, że się nie zawiodę, bo skoro amerykański polityk zdołał osiągnąć sukces o własnych siłach, o ileż bardziej ja i każdy, kto czyni to w mocy Ducha Świętego.
Jeśli chcesz działać jak rolnicza wialnia i oddzielać prawdziwe ziarno swojego życia od tego, co nim nie jest, poczytaj o miłosiernym Ojcu (Łk 15,11-32), o jawnogrzesznicy (J 8,1-11), o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10,25-37) albo o nawróconym łotrze (Łk 23,32-43).
Przeczytaj Słowo i pozwól sobie usłyszeć kroki Boga, który w porze popołudniowego wiatru przechadzał się będzie po ogrodzie twojego życia. Nie bój się, choć wiesz, że jesteś nagi... On nie przychodzi po to, by karać... Ojciec przychodzi po to, by podobnie jak przed wiekami sporządził odzienie naszym rodzicom, tak dziś ciebie w skórę przyodziać... i zapytać: ...gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? (...) I Ja ciebie nie potępiam (J 8,10-11).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.