Z abp. Henrykiem Hoserem SAC, biskupem warszawsko-praskim, o kontrowersjach wokół ustawy antyaborcyjnej i koniecznej pomocy dla kobiet rozmawia ks. dr Mirosław Tykfer, redaktor naczelny
„W kwestii aborcji nie można poprzestać na obecnym kompromisie”. Tak w kwietniu napisali w swoim oświadczeniu biskupi wchodzący w skład Prezydium Episkopatu Polski. Przypomnieli także, że „życie każdego człowieka jest chronione piątym przykazaniem Dekalogu: «Nie zabijaj!». Dlatego stanowisko katolików jest w tej sprawie jasne i niezmienne: należy chronić od poczęcia do naturalnej śmierci życie każdego człowieka”. Zwrócili się też „do wszystkich ludzi dobrej woli, do osób wierzących i niewierzących, aby podjęli działania mające na celu pełną prawną ochronę życia nienarodzonych”. Jeśli dobrze rozumiem, Kościół nie proponuje konkretnego projektu ustawy antyaborcyjnej.
– Kościół w ogóle nie proponuje żadnych projektów ustaw, ale apeluje do sumień ludzi, którzy mają wpływ na zmianę prawa. Mamy obecnie trzy propozycje takiej zmiany. Pierwszą reprezentują środowiska promujące zliberalizowanie prawa aborcyjnego, a więc dążące do poszerzenia możliwości dokonania aborcji, aż po aborcję na życzenie. Projekt ustawy, który był wypracowany na bazie tego stanowiska został w sejmie odrzucony. Druga propozycja to utrzymanie „kompromisu” z 1993 r., który zabrania aborcji poza trzema przypadkami: gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia matki, gdy płód jest ciężko lub nieodwracalnie uszkodzony lub gdy ciąża jest efektem gwałtu czy kazirodztwa. Trzecia propozycja wyraża wolę zaostrzenia obowiązującego prawa, aż po całkowity zakaz aborcji. To ostatnie stanowisko znalazło wyraz w dwóch projektach ustaw, które zostały przekazane do Sejmu.
Wszystkie projekty ustaw są przedstawione z inicjatywy obywatelskiej.
– Dlatego wszystkie powinny być brane pod uwagę w pracach parlamentarnych. Nie zarządzono jednak dyscypliny partyjnej i projekt liberalizujący prawo aborcyjne został od początku odrzucony. Przyjęto do prac w komisjach tylko te, które zakładają zaostrzenie prawa.
Mamy więc dwa projekty, które mogą stanowić podstawę nowej ustawy. Jeden z nich zakłada karanie kobiet, a drugi nie. Czy w ocenie Kościoła jeden z tych projektów można uznać za lepszy?
– Oba projekty odnoszą się do prawdy, którą głosi Kościół, a mianowicie, że z punktu widzenia prawa naturalnego i prawa Bożego każde poczęte życie należy chronić. Życie człowieka jest wartością podstawową, która nie może ulegać relatywizacji. Każdy, kto świadomie i dobrowolnie uczestniczy w zabijaniu nienarodzonego dziecka ponosi odpowiedzialność moralną, a mówiąc językiem religijnym, popełnia grzech ciężki. Dotyczy to także kobiety dokonującej aborcji. W odniesieniu do tych prawd nie ma różnicy między proponowanymi projektami. Jest ona w tym, gdzie projekt, za którym stoi środowisko Ordo Iuris i Fundacja Pro – Prawo do Życia domaga się karalności kobiet przez prawo cywilne. Konferencja Episkopatu Polski wydała komunikat 16 kwietnia, w którym dystansuje się od karania kobiet za pomocą prawa cywilnego. Takie stanowisko biskupów wynika z praktyki Kościoła, który uznaje winę wszystkich uczestników aborcji, także kobiety. Każda z tych osób z mocy samego prawa, czyli bez formalnego orzeczenia ze strony Kościoła, zaciąga na siebie karę ekskomuniki. Kościół chce jednak, aby kwestii moralnej odpowiedzialności kobiety nie rozstrzygać przed trybunałem (ani kościelnym, ani świeckim), ale in foro interno, czyli w zakresie sakramentalnym.
Dlaczego w ten tylko sposób?
– Te sprawy są zbyt skomplikowane, aby rozstrzygać je przed sądem. Tutaj mamy do czynienia z konfliktem sumienia, który jest bardzo złożony. Kobieta, która poddała się zabiegowi przerwania ciąży, nosi w sobie „pamięć somatyczną”, tzn. jej ciało nie pozwala zapomnieć dokonanego przez nią zła. Tak jak człowiek, któremu odcięto palec i jego ciało nieustannie przypomina mu o jego braku. Działa to podobnie i równolegle do wyrzutów sumienia, które również przypominają, że w przeszłości dokonane zostało zło. Konsekwencje aborcji są więc dożywotnie. Z tych powodów kobietę dokonującą aborcji można uznać za „drugą ofiarę aborcji”. Inne natomiast jest stanowisko Kościoła wobec tzw. aborterów, czyli tych, którzy w zabiegu aborcji uczestniczą lub do niej namawiają.
To znaczy, że Kościół nie popiera karania kobiet dokonujących aborcji?
– Nie umiem sobie wyobrazić debatowania nad odpowiedzialnością moralną kobiety po aborcji przed trybunałem sądowym. Ponadto, nawet jeśli projekt zakładający karanie kobiet mówi o możliwości odstąpienia od tej kary, to nie podał kryteriów, według których miałoby się o tym zadecydować.
Gdyby nie było projektu zakładającego karanie kobiet, byłoby mniej protestów?
– Nie. Te protesty pokazują, że trwa walka między kulturą śmierci a kulturą życia. Niestety ta walka jest bardzo zideologizowana. Ona będzie trwać, a nawet się nasilać. Relatywizacja wartości, jaką jest życie człowieka, będzie przenosić się na inne jego etapy, aż uznamy, że prawa do życia pozbawieni są ludzie starsi i schorowani. To jest równia pochyła, na końcu której będziemy chcieli decydować za innych, czy należy im się życie czy też nie. Ktoś może uznać, że odpowiednio niska jakość życia człowieka pozwala na to, aby mu je odebrać.
Istniejący „kompromis” z 1993 r. nie relatywizuje całkowicie wartości życia, bo jednak zakazuje aborcji, choć pozostawia trzy wyjątki. Ponadto brak prawa skazującego za aborcję w tych trzech sytuacjach nie przekreśla roli sumienia, które kształtowane przez duszpasterstwo Kościoła będzie od niego powstrzymywało. Kompromis to zgniły, ale czy można go nazwać zamachem na cywilizację?
– Ten zamach był i jest, i dokonuje się w skali światowej. Przecież rocznie na całym świecie wykonuje się od 50 do 60 milionów zabiegów usuwania ciąży. To są liczby astronomiczne. Oczywiście te statystyki nie są kompletne. To, że mówi się o rocznie zabijanych dzieciach w Polsce w liczbie od tysiąca do dwóch, nie znaczy, że taka jest pełna ich liczba. Kultura aborcyjna na świecie przybiera na sile i przynosi coraz większe spustoszenie.
Jak można uzasadnić stanowisko Kościoła, który, broniąc życia od poczęcia, rzeczywiście nie sprzeciwia się zdrowiu i godności kobiety?
– Godność kobiety polega właśnie na tym, że nie staje się ona grobem dla własnego dziecka. Jest to więc działanie prewencyjne wobec matki, która z różnych powodów obawia się urodzenia własnego dziecka. Wartością projektów proponujących zaostrzenie prawa aborcyjnego jest założenie, że kobiety w takiej sytuacji nie można pozostawić samej. Przecież powodów aborcji jest wiele. Wśród nich są np. nieobecność ojca, opuszczenie przez rodzinę czy kłopoty finansowe. Jest wielu mężczyzn, którzy są sprawcami ciąży, ale nie poczuwają się do odpowiedzialności za poczęte dziecko. Wypierają się własnych dzieci i porzucają ich matki. Jeszcze raz więc powtórzę, że nie wyobrażam sobie, aby te złożone sytuacje, w których znajduje się kobieta dokonująca aborcji, rozstrzygać przed trybunałem.
Co w sytuacji, gdy kobieta rzeczywiście czuje się osamotniona albo boi się urodzenia dziecka chorego?
– Jeśli nie czuje się na siłach, aby je wychować, to może być ono adoptowane. Znane są przykłady rodziców, którzy adoptowali dzieci z zespołem Downa. Niestety, czasami wystarczy samo podejrzewanie o jakąś wadę, aby dziecko zostało przeznaczone do zabicia. Ponadto, kobiecie, która obawia się urodzenia dziecka, powinna być zagwarantowana pomoc psychologiczna. Szczególnie wtedy, choć zdarza się to naprawdę bardzo rzadko, gdy dziecko jest poczęte z gwałtu. Trzeba pamiętać, że nie tylko ta kobieta, ale także jej dziecko jest ofiarą przemocy. Zabijanie go w niczym nie pomaga, a jest de facto powiększaniem zaistniałego już zła.
Sytuacją bardzo skomplikowaną jest zagrożenie życia matki z powodu ciąży. Jak uspokoić kobiety, które obawiają się, że prawo zaostrzające aborcję będzie prowadzić do naruszenia ich bezpieczeństwa?
– Kiedy matka i dziecko znajdują się w sytuacji krytycznej, lekarz ma obowiązek ratowania obojga. Nie zawsze to się udaje i dziecko ginie. Tak jest chociażby w przypadku niektórych chorób onkologicznych, kiedy zastosowane odpowiedniego leczenia wobec matki w celu ratowania jej życia powoduje śmierć dziecka. To jest skutek uboczny leczenia, a nie cel zamierzony. Przy ratowaniu matki dziecko może zginąć. W czasie pożaru też tak bywa, że uda nam się uratować jednego, podczas gdy ginie inny.
Kościół stoi więc na stanowisku, że w sytuacji zagrożenia życia matki, nie musi ona dokonywać wyboru życia dziecka poczętego kosztem własnego. Nie musi zachować się jak Agata Mróz.
– Nie musi, ale może. Przypomnę, że Agata Mróz chorowała na chorobę nieuleczalną i poronienie dziecka nie zachowałoby ją od śmierci z powodu choroby. Ale jak już powiedziałem, obowiązkiem lekarza jest ratowanie obojga.
Mówi się o prawach kobiet do własnego ciała.
– To jest założenie słuszne. Kobieta ma prawo do swojego np. wyrostka robaczkowego i może go usunąć. Tylko że ciąża nie jest własnością kobiety. Dziecko poczęte jest oddzielnym bytem. Jest genetycznie odrębnym organizmem i rozwija się według własnego genetycznego kodu. Dziecko poczęte jest powierzone organizmowi matki, ale nie można powiedzieć, że jest jej ciałem. Jest z jej ciała, ale także z ciała ojca.
Abp Henryk Hoser SAC lekarz (dyplom z medycyny uzyskał w 1966 r.), misjonarz. W 1968 r. wstąpił do Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego (Księża Pallotyni), składając 8 września 1970 r. pierwszą profesję zakonną. Święcenia kapłańskie przyjął w 1974 r., przez ponad 20 lat pracował w Rwandzie. Sakrę biskupią przyjął 19 marca 2005 r., od 2008 r. jest biskupem diecezjalnym warszawsko-praskim. W Episkopacie pełni funkcję przewodniczącego Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych KEP, jest też członkiem Komisji Duszpasterstwa i Rady ds. Rodziny KEP. Od 4 lipca 2009 r. jest konsultorem Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.