Wieczność to wizja miłości

Wstań 10-11/2016 Wstań 10-11/2016

Jak będzie wyglądała wieczność? Czego na pewno nie będzie w niebie? Czy możemy sobie na nie „zapracować” ?

 

Jak będzie wyglądała wieczność? Czego na pewno nie będzie w niebie? Czy możemy sobie na nie „zapracować” ? Na te i inne pytania dotyczące tego, co będzie po śmierci, odpowiada Adam Włodarczyk, ksiądz z 35-letnim stażem kapłańskim. Od 10 lat posługuje jako kapelan w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Krakowie. Pochodzi z Gdowa, blisko Stadnik, gdzie znajduje się seminarium księży sercanów. Z Księdzem Kapelanem rozmawia kl. Dariusz Trzebuniak SCJ.

Dlaczego Ksiądz jest właśnie tutaj?

Na tę decyzję wpłynęły różne przeżycia człowieka, różne myśli, które nosi się w sobie. Kiedyś miałem pragnienie bycia kapelanem – najbardziej męczyło mnie to wówczas, gdy nauczałem w szkołach. Jeszcze w latach 90. proponowano mi kapelanię u sióstr w Suchej Beskidzkiej, ale zostałem przeniesiony do Zakopanego. Teraz dostałem tę propozycję od ks. bpa Józefa Guzdka, dlatego tutaj się znajduję.

Co Ksiądz tutaj robi tak na co dzień?

Kiedy zaczynałem pracę w tym miejscu, w parafii odbywała się wizytacja kanoniczna i ksiądz biskup odwiedził również ten zakład. Nazwał go wówczas sanktuarium miłosierdzia. Można go porównywać do szpitali, do domów spokojnej starości, ale jest to miejsce, które określa się raczej jako „godne dokańczanie życia”. W szpitalach czy innych zakładach chorzy zostają kilka dni czy tygodni po przebytej chorobie lub operacji i ostatecznie wracają do swoich domów. U nas niestety powrotu do domu już nie ma. Praca z takimi ludźmi jest bardzo trudna ze względu na ich niską świadomość. Tylko czasami zdarza się, że zdają sobie sprawę, że ktoś do nich przyszedł. Staram się codziennie podejść do każdego z Komunią Świętą – do tych, którzy sami mogą ją przyjąć i do tych, o których wiem, że są katolikami. Jeśli chodzi o sakrament pokuty, to są pacjenci, którzy się spowiadają, ale jest też grono osób, które nie chce tego robić lub uważa, że nie ma grzechów i nie ma się z czego spowiadać. Również ta ich świadomość i odpowiedzialność jest inna, chociaż czasami się złoszczą czy przeklinają. Jeżeli jednak mówimy o grzechu, to jedynie wówczas, gdy jest świadomy i dobrowolny, a tu takiej świadomości nie ma. Dlatego próbuję wzbudzić w nich przynajmniej żal za grzechy. A przy okazji mojej wizyty z Komunią Świętą staram się przekazywać przede wszystkim ewangelię radości – nie mówię o cierpieniu i chorobie.

Jak sobie Ksiądz radzi ze świadomością, że czas dla nich dobiega już końca, a przed Księdzem jest go zapewne jeszcze sporo?

Ja raczej myślę eschatologicznie, bo sam jestem już trochę podeszły w latach. Czy jakoś sobie z tym radzę? Na pewno ostatnio wiele takich momentów doświadczam, ale nie jestem świadkiem bezpośrednim. Na każdym oddziale są pielęgniarki, a zwłaszcza na oddziale paliatywnym, które są do tego przygotowane i w tym ostatnim momencie życia pacjenta wspomagają go swoją obecnością i modlitwą.

Ciężko jest przygotować rodzinę na tę sytuację?

Czasami, ale są to skrajne przypadki. Niektórzy chcą rozmowy, nawet można powiedzieć, że dokładają sytuacji, ale to są ludzie nadgorliwi religijnie. Z drugiej strony są też tacy, którzy odkładają wszystko na ostatni moment i nie chcą takiej rozmowy, takiego przygotowania.

Jest to taka praca bezpośrednio z pacjentem, z jego rodziną poprzez rozmowę i modlitwę. Oprócz mnie jest tu grupa osób modlących się za konających. W każdy piątek przychodzą na Mszę Świętą o godz. 15.00 i później chodzą po oddziałach, i modlą się koronką do Miłosierdzia Bożego, wstawiając się za umierających. Są też świadkami odejścia i w tej ostatniej chwili wołają pielęgniarki czy rodzinę, aby wspólnie się pomodlić.

Czy wieczność może być przeciwstawiona w jakikolwiek sposób doczesności? Kiedyś św. Franciszek był zaproszony na ucztę, na której przygotowano jego ulubiony, wyborny posiłek, a on w geście umartwienia, że nie będzie się cieszył tym, co jest tu i teraz, nasypał sobie popiołu do jedzenia, żeby mu za bardzo nie smakowało. Czy można w taki sposób przeciwstawiać doczesność wieczności aż do tego stopnia, aby zapominać o radości „tu i teraz”?

Myślę, że wielu było takich świętych, którzy dążyli do wieczności, zapominając, czy nawet nie chcąc już życia ziemskiego. Nie da się do końca zapomnieć, ale należy tak żyć, aby doczesność nie przesłoniła wieczności.

Co nam najczęściej przesłania wizerunek przyszłości?

Trudne pytanie. Myślę, że są to egoizm, pycha, brak poznania Boga i wiary w Niego. Kiedy czasami przychodzą do zakładu osoby z zewnątrz, to zawsze pytam, jak jest u nich z sakramentami świętymi. Niektórzy mówią, że żyją tak, „jakby Boga nie było”. Myślę, że to już przyzwyczajenie wyniesione z domu rodzinnego, wychowanie. Wiele jest takich osób, które miały ślub kościelny, ale żyją w nowych związkach cywilnych i to im też przesłania Pana Boga. Ale przyzwyczajają się do tego, nie chodzą do kościoła, nie praktykują i później efekt jest taki, że na końcu o Bogu i życiu wiecznym ktoś za nich myśli. Takie osoby nawet już same o to nie proszą. Przychodzi pielęgniarka albo ktoś z rodziny i mówi: „Proszę księdza, pasowałoby…”. Myślę, że przyczyną jest również to, że wieczność jest przysłaniana doczesnością. Jest tylko patrzenie na siebie, na ułożenie sobie życia tutaj – będę żył pełnią życia dokąd się da, a potem np. skoczę z 10. piętra lub strzelę sobie w głowę.

Ma Ksiądz jakąś swoją wizję nieba? Jak sobie Ksiądz wyobraża życie wieczne?

Czy mam wizję? Może wizję miłości. Do końca nie potrafię sobie tego wyobrazić, bo nikt nie wie dokładnie, jak to będzie. Ale gdy kiedyś głosiłem rekolekcje, to przedstawiałem wieczność jako obraz wzajemnego karmienia siebie bardzo długimi łyżkami, zarówno w niebie, jak i w piekle. Ci w niebie byli tłuści, w piekle zaś bardzo chudzi. Było tak dlatego, ponieważ w piekle każdy chciał się sam nakarmić, w niebie natomiast wszyscy karmili siebie nawzajem. Można więc mówić tak ogólnie, że wieczność to wizja miłości, szczęścia.

A czy pacjenci, rodziny nie pytają Księdza, jak to będzie wyglądać?

Raczej nie. Niektórzy pacjenci może nie są tego w pełni świadomi, inni zaś mają poczucie winy i boją się piekła. Jest to ciężkie podejście, bo ma podłoże psychiczne i duchowe. Niektórym śnią się diabełki czy inne stworzenia, gdy zaczynają o tych sprawach myśleć. Mam teraz pacjentkę, która miała kiedyś myśli samobójcze i teraz ujawnia się ta bojaźń: „Co ze mną będzie, czy dostanę się do nieba?”. O to się ludzie martwią, ale o to, czy wszystkie moje grzechy zostały odpuszczone, czy Pan Bóg mi daruje, nikt nie pyta.

Wchodząc np. do Galerii Krakowskiej, łatwo zauważyć brak okien. Jest to zamknięty świat bogactwa. A wchodząc do kościoła, widzimy, że są okna, które wychodzą na zewnątrz i dają nam światło. Czy nasze życie nie wydaje się nam czasami za bogate w znaczeniu materialnym i to bogactwo przeszkadza nam w myśleniu o wieczności, bo przyzwyczailiśmy się do bycia w tej galerii, w zamknięciu?

Myślę, że w tej chwili coraz bardziej się zamykamy. Dawniej byliśmy bardziej otwarci, nie było takich „zamkniętych galerii” pomiędzy ludźmi i ludźmi a Bogiem. Jeszcze z dzieciństwa pamiętam, że w trakcie świąt nie tylko rodzina się gromadziła, ale też sąsiedzi, i wszyscy wspólnie je przeżywali, dzielili się tym, co mieli, wzajemnie sobie pomagali. Teraz każdy żyje w swoim świecie. I tutaj też jest tak, że chorzy mają swój świat. Coś na wzór domu Wielkiego Brata z programu Big Brother. Staram się kierować tu radość, bo pacjenci mają dużo swojego smutku, cierpienia. Ale oni także chcieliby móc się otworzyć. Są zamknięci nie tyle przez mury, ale przez swoją rodzinę, chorobę, cierpienie.

Kiedy tu wchodziłem, spotkałem pana, który opowiadał, że ma w zakładzie kolegę od pięciu lat, który po upadku z balkonu (odgarniał w zimie sople) miał amputowane obie nogi. Rodzina o nim już zapomniała i tylko on do niego przychodzi. Ma on poczucie ogromnej samotności, że tylko jedna osoba o nim pamięta.

Widać więc, że to właśnie bogactwo czy egoizm zamykają nas na drugiego człowieka. Mamy tutaj wspaniałe przykłady rodzin, mężów, żon czy dzieci, którzy przychodzą nawet każdego dnia, ale niestety są też takie przypadki, że dopóki rodzina nie wydobędzie dóbr materialnych, np. mieszkania, renty, emerytury, to jeszcze przychodzi, ale później ci chorzy pozostają tutaj w zamknięciu. To dobra materialne zamykają na drugiego człowieka, na relacje z otoczeniem.

Czy otwarcie się na relacje sprzyja przybliżeniu się wizji nieba – urzeczywistnieniu się tego nieba już tu na ziemi?

Myślę, że jak najbardziej. Należy się odnieść do nauki objawionej, że Bóg jest miłością i jeżeli miłujemy drugiego człowieka, miłujemy samego Boga. Nie możemy miłować Boga, nie miłując drugiego człowieka. Niebo dla nich to jest Pan Jezus. Cieszą się z tego, że przychodzi. Niektórzy są bardzo tego głodni. Nawet jeśli nam się wydaje, że są bezmyślni czy mało odpowiedzialni albo wiele zapominają i wracają do dzieciństwa, to o Bogu nigdy nie zapominają. Nie mają świadomości, ale jak przychodzę z Komunią Święta, to przyjmują ją i wiedzą, że jest to Pan Jezus, odpowiadają „Amen” i śpiewają nawet pieśni religijne.

Świat odpycha, odrzuca chorych. Nie ma miłości, bo i nie ma miłości człowieka. Nie ma bojaźni względem Boga, to nie ma też bojaźni względem człowieka i nie ma szacunku. Już nawet nie mówię o uczynkach miłosiernych, które należy spełniać. Te osoby u nas też są w takim zamkniętym świecie, chociaż mają radio, telewizję, ale ten bezpośredni świat zewnętrzny jest jakby odcięty. Zawsze jednak czekają na odwiedziny swoich najbliższych. Zdarzają się też takie sytuacje, że nawet na pogrzebie nie ma rodziny. I to jest bolesne – ten brak miłości, która jest tak potrzebna.

Czy Ksiądz lęka się swojego końca?

Czy się boję? Każdego wieczoru czuję trwogę i mówię: „Jutro się poprawię”. Na pewno odczuwa się lęk. Im człowiek jest starszy, tym bardziej się zastanawia – nad bliskością, istnieniem Boga, powołaniem – każdy ma jakiś znak zapytania. Ale też inaczej na wszystko się patrzy, jeśli ma się więcej lat. Ja mówię, że patrzę bardziej eschatologicznie. Już ma się większą pokorę do życia z Bogiem. Z jednej strony nie nadrobi się tego, co się popsuło, ale jednak jest coś takiego… Może się nie boję, ale zastanawiam się, jak to będzie wyglądać.

„Będziesz żył wiecznie…”

Temat wieczności też jest ciekawy. My robimy to, co robimy dzisiaj i to jest najważniejsze, i to jest wieczność tu na ziemi…

A czego w niebie na pewno nie będzie?

Tego do końca nie wiem, ale na pewno nie będzie nienawiści. To, co Pan Bóg stworzył, będzie w niebie odnowione. W to wierzę i nie mam co do tego wątpliwości. Na pewno będzie też już całkowite oddzielenie dobra od zła, czyli nie będzie tam ludzi złych, grzesznych. Ale kto tam się znajdzie, tego nie wiem.

W niebie, jak Ksiądz wspomniał, będzie dobro. Czy zło w swoim wymiarze też będzie wieczne?

Z tego, co nauka Boża głosi i co powtarzam często na pogrzebach, to wszyscy zmartwychwstaniemy – jedni do życia, a drudzy do potępienia. Wiara poucza, że dusze zmarłych idą do nieba, czyśćca lub do piekła. Piekło i niebo to stany wiecznego odłączenia od Boga albo wiecznego szczęścia z Nim. Czyściec to stan czasowego oddalenia od Boga i oczyszczenia zbawionych. Połączenie duszy z ciałem będzie na końcu czasu, kiedy się objawi Chrystus jako Król i postawi jednych po prawej, drugich po swej lewej stronie i powie: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!” (Mt 25,34). Inaczej mówiąc, nie będzie unicestwienia, tak jak niektóre religie sobie wyobrażają, że z chwilą śmierci wszystko się kończy. To jest tylko przejście i początek nowego życia.

Myślał Ksiądz kiedyś o czyśćcu?

Zawsze myśli się o czyśćcu, choćby podczas modlitwy za zmarłych. Różni święci mieli objawienia o czyśćcu, o karach – ja takich objawień nie miałem. Czasem rzeczy święte mi się śnią, ale nie jest to objawienie, jest to sen. Czyściec jest to przejście, bo z nauki objawionej i nauczania Kościoła wiemy, że są grzechy o pomstę wołające do nieba. Tu na ziemi nie ma możliwości zadośćuczynienia, poza tym nie ma też formy takiego wynagrodzenia za wszystko. Na ziemi za zabójstwo istnieje kara więzienia, no ale zadośćuczynienia nie ma. Panu Bogu też nie wynagrodzimy za wszystko i nie nadrobimy tego, cośmy utracili: uczestnictwa we Mszy Świętej, modlitwy czy rzeczy bezpośrednio związanych ze współpracą z Bożą łaską, pogłębiania swojej wiary. Chociaż bym przez rok codziennie po dwa razy czytał Pismo Święte, to nie jest to to samo, jakbym czytał Pismo Święte przez całe życie. Myślę, że większość z nas najpierw pójdzie do czyśćca, bo nie jesteśmy w stanie wszystkiego wynagrodzić czy zdążyć na czas.

Czy wieczność może się znudzić?

Myślę, że wieczność się nie znudzi, bo miłość się nie znudzi. W miłości się człowiek nie nudzi.

Wyobraża sobie Ksiądz pracę w niebie?

No skoro w raju zrywali owoce… (śmiech) Myślę, że tak. Pan Jezus też chodził, rozmawiał z apostołami i zostawił nam jakiś przykład. Tu na ziemi smakujemy tego przyszłego dobra. Jeśli nauczymy się czegoś dobrego, szlachetnego, to to zostanie na zawsze i się nie znudzi. Na niebo sobie zapracowujemy, żeby nie zniszczyć tego wszystkiego, bo niebo jest darem i wiadomo, że musimy też mieć jakieś zasługi, żeby się tam dostać. Niebo jest darem Bożym wysłużonym przez mękę Chrystusa na krzyżu. I myślę, że człowiek, który otrzymuje dar, na który musi też zapracować, nie będzie go niszczył. Tym naszym wysiłkiem jest wypełnianie woli Bożej.

Czy przez cały dzień Ksiądz przebywa w zakładzie?

Mam różne inne zajęcia, ale tutaj jestem rano, od godz. 8.00 do 11.00, później od 14.30 do 15.00. Odprawiam też pogrzeby naszych pacjentów w różnych częściach Krakowa.

W niedzielę i w święta staram się być u każdego, bo w tygodniu trudno jest być codziennie u wszystkich. Kapelani w szpitalach też nie codziennie są u wszystkich, bo czasowo jest to niemożliwe, poza tym tam jest ciągła zmiana. Ja mam tutaj taka przewagę, że znam wszystkich pacjentów.

Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę Księdzu wytrwałości!

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...