Obcy ma stać się własnym dzieckiem. Jak to możliwe? Czy można go pokochać? Czy będzie wdzięczny? Łatwy do wychowania? Czy nie spowoduje kryzysu w małżeństwie? Tego typu pytania codziennie zadaje sobie mnóstwo małżeństw, które myślą o adopcji. Niedziela, 8 kwietnia 2007
Na miłość potrzeba czasu
– Że bezdzietność jest dla małżonków wielkim cierpieniem, nie ulega wątpliwości – twierdzi Zofia Dłutek. Że jest planem Boga wobec człowieka – także. Dlatego w katolickich ośrodkach adopcyjnych wielką wagę przywiązuje się do uświadomienia tej prawdy przyszłym rodzicom. Tak by mogli rozeznać, czy ich powołaniem jest adopcja, czy może coś innego, np. większe zaangażowanie społeczne. – Bo nie każde bezdzietne małżeństwo jest powołane do adopcji – twierdzi Zofia Dłutek. Przekonuje zarazem, że adopcja zawsze pozytywnie wpływa na rodziców, zmienia ich. – Przy takim dziecku człowiek staje się kimś lepszym – potwierdza matka adoptowanej niedawno dziewczynki. – Ja nauczyłam się przy Julci spokoju i cierpliwości, uśmiechu i łagodności. Przy takim maleństwie, które dzieli się wszystkim z tobą, tuli się do ciebie, pilnuje, żeby rodzice nie zapomnieli pocałować się na przywitanie, klęka przed obrazem Matki Bożej i domaga się, żebyśmy klęczeli razem z nią, nie można być złym człowiekiem.
Wychowanie jednak, mimo że początek jest często bajkowy, zwykle niesie trudności. I właśnie dlatego w katolickich ośrodkach adopcyjnych są grupy rodzin adopcyjnych, które regularnie się spotykają i wspierają. Jest to niezmiernie ważne. Tym bardziej że – jak twierdzą psychologowie – miłość do dziecka adopcyjnego nie zawsze przychodzi od razu. Potrzeba na nią czasu. Ale jedno jest pewne: gdy przyjdzie, daje ogromne szczęście.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»