Widziałam drzewa, które kładły się jak trawa – opowiada Grażyna, nasza redakcyjna koleżanka, która znalazła się na drodze sierpniowego tornada, pustoszącego połowę kraju. A droga jego wiodła przez Opolszczyznę, Śląsk, Mazowsze, po północne rejony kraju, by zatrzymać się na Mazurach i Warmii. Niedziela, 31 sierpnia 2008
Widziałam drzewa, które kładły się jak trawa – opowiada Grażyna, nasza redakcyjna koleżanka, mieszkanka Blachowni, która znalazła się na drodze sierpniowego tornada, pustoszącego połowę kraju. A droga jego wiodła przez Opolszczyznę, Śląsk, Mazowsze, po północne rejony kraju, by zatrzymać się na Mazurach i Warmii.
Czworo zabitych, dziesiątki rannych. Autokar z zespołem „Śląsk” zmieciony z drogi, fruwające w powietrzu samochody, przyczepy, fragmenty zabudowy. Drzewa walące się z hukiem na szosy. Tysiące zerwanych dachów, porozrywanych ścian, zza których wściekły żywioł wysysał całe umeblowanie i okna wraz z firankami. Dziesiątki zdewastowanych wsi i miasteczek. Tysiące zrozpaczonych ludzi, którym w kilka minut zawalił się świat. Ocaleli – to ważne, ale utracili wiele – z tym pogodzić się trudno. Jedziemy do nich, mijając lasy, które wyglądają, jakby szalał w nich rozwścieczony olbrzym, ukręcający potężne drzewa w połowie pnia. Pourywane konary, poranione, powykręcane połacie lasów… pięknych polskich lasów. W niektórych wioskach, gdzie żywioł ledwo liznął zabudowania, przed furtkami leżą zwinięte w rolki zwoje papy. Tu i ówdzie przewrócony płot, złamane ogrodowe drzewo… Potem widok raptownie zmienia się w dramatyczny…
– Co wpływa na to, że tajfun, tornado, trąba powietrzna, twister... idą właśnie tą częścią kraju? Dlaczego nie lasami, polami, ugorami, tylko niszczą w pół minuty całą wieś? Dlaczego wybierają tę stronę drogi? Co decyduje o tym, że przechodzą po tej właśnie stronie wsi? Na jednej ulicy miasteczka wybierają jeden dom, zostawiając sąsiedni... – pyta retorycznie pan Stanisław ze Stobiecka pod Radomskiem.
Jak wytłumaczyć „wybór żywiołu”, który jednych skazuje na rozpacz, a innym pozostawia westchnienie ulgi?
Gdy kulomiot Tomasz Majewski zdobywał olimpijski laur, a Polska szalała ze szczęścia, s. Klara, nazaretanka z Blachowni, popatrzyła w prawo. Było kilka minut przed 18, czas na wieczorną Mszę św. w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Powietrze ciężkie, że nożem ciąć. Popatrzyła więc w prawo i poczuła na plecach chłód. Na zachodzie wisiała szara, ciężka kotara chmur. Nigdy czegoś podobnego nie widziała. Złowrogi widok, czysta groza, jakby miało dojść do kataklizmu. Przeczucie? Zaczęła biec do kościoła. Już dotknęła ręką klamki, gdy usłyszała świst. Nie zobaczyła „tego”, nie obejrzała się, szarpnęła drzwi i mocnym głosem zaintonowała od progu pieśń błagającą Boga o miłosierdzie: „Boże Abrahama …”. Ludzie w ławkach odwrócili zdumieni głowy. A potem ściany świątyni zaczęły trzeszczeć, a sufit zadrżał, gdy krzyż z kulą runął z wieży świątyni w dół. I tak przez minutę, może dwie. A potem cisza, taka cisza, w której jest już tylko pustka. Po chwili podniósł się płacz i tumult, lament i wzajemne nawoływanie. S. Klara nie przestawała śpiewać…Czasem, gdy ma się spotkać z tragedią, dobrze jest wcześniej nabrać sił ducha, by podołać temu, co się zobaczy. A niektórzy biegli już do swych domów bez dachów, z nadgryzionymi ścianami, zdewastowanymi ogrodami. Dach ze sklepu „Prażynka” wylądował po drugiej stronie ulicy – na dachu Urzędu Miasta w Blachowni. Strażacy nie pozwalali wracać do domów tym, którym tornado naruszyło konstrukcję budynku. Było to zbyt niebezpieczne. Na ul. Piastów w niemal każdym domu trąba zwinęła dach, jak roluje się dywan. Drzewa wyskakiwały z ziemi, wyrywane ku górze niewidzialną siłą. Na rogu wielka lipa sterczy korzeniami ku niebu razem z metalowym stojakiem na rowery.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.