Nie mogłem nie przyjechać do Poznania, gdyż przyjaźnię się z br. Markiem, który pochodzi z Poznania, i miasto to kilka lat czekało, aż wybije jego godzina Taizé. Niedziela, 24 stycznia 2010
KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: – Jest Ojciec świeżo po Europejskim Spotkaniu Młodych Taizé, które w tym roku odbywało się w Poznaniu. Nie jest to pierwsze Ojca spotkanie ze Wspólnotą Taizé. Proszę opowiedzieć o przeżyciach, jakie towarzyszyły Ojcu podczas tych spotkań.
O. ANDRZEJ MADEJ OMI: – Nie mogłem nie przyjechać do Poznania, gdyż przyjaźnię się z br. Markiem, który pochodzi z Poznania, i miasto to kilka lat czekało, aż wybije jego godzina Taizé. Stało się to na przełomie lat 2009 i 2010. Oczywiście, przyjechałem do Poznania z przyjaciółmi z centralnej Azji, z Turkmenistanu, a konkretnie ze stolicy – Aszchabadu, gdzie od 13 lat głoszę Ewangelię. Przybyliśmy w osiem osób.
Pierwszy raz zetknąłem się z Taizé w 1975 r. Kończyłem właśnie studia teologiczne na Uniwersytecie Gregorianum w Rzymie, a ponieważ wiele już wtedy słyszałem o Taizé, o br. Rogerze, stwierdziłem, że nie mogę wrócić z Zachodu, nie odwiedzając Taizé. Nie byłem zresztą pewny, czy jeszcze uda mi się na Zachód jechać. I miejsce to oczarowało mnie. Mała wioseczka na wzgórzach burgundzkich, okolice Lyonu, Mâcon, a dokładniej 10-11 km od Cluny – słynnego średniowiecznego opactwa benedyktyńskiego. I sam br. Roger: pochodzący z rodziny ekumenicznej – w jego rodzinie byli protestanci i katolicy – wtedy jeszcze młody, zamieszkał przy starym romańskim kościele, pragnąc żyć jak mnich.
Co ciekawe, nie ma życia monastycznego w protestantyzmie, a on tego zapragnął. Pragnieniem jego serca było czynić wszystko, aby Kościół nie był rozbity. Temu poświęcił swoje życie, o to się modlił, dla tej sprawy pracował. To tam 35 lat temu, w „morzu” młodych, wśród tysięcy kolorowych twarzy, w radości, ale i w ogromnym skupieniu poczułem ducha ekumenizmu. To, co mnie najbardziej wtedy uderzyło, to fakt, że po przeczytaniu Ewangelii następowało ok. 5-10 minut ciszy. Stwierdziłem, że to są najpiękniejsze homilie, że trzeba tę ciszę wykorzystywać w liturgii, bo ona prawdziwie ewangelizuje. I pierwsze spotkanie z br. Markiem... Zdumiałem się, jak piękny jest Kościół, który wychodzi na spotkanie młodym, Kościół, który modli się o pojednanie, który czyta słowo Boże i rozważa je w ciszy.
Ten pobyt w Taizé zaważył na całym moim życiu kapłańskim, duszpasterskim, ewangelizacyjnym – mogę powiedzieć to z czystym sumieniem. Wracałem tam jeszcze z 10 razy. Jak tylko była jakakolwiek możliwość pojechania na spotkanie Taizé – jechałem. Wzrastałem z tą wrażliwością Kościoła, który czyni wszystko, by dzielić się wiarą, wychodzić naprzeciw innym, „szukać tego, co nas łączy” – to właśnie zdanie, wypowiedziane przez Jana XXIII, było światełkiem, które prowadziło br. Rogera, przyjaciela Jana XXIII. Papież ten powiedział jeszcze: W sercu Boga granice Kościoła są tak szerokie, jak granice całej ludzkiej rodziny: Kościół jest nie mniejszy od globu ziemskiego, od wszystkich terenów, gdzie człowiek mieszka, żyje. Jeżeli jeszcze człowiek nie zna Boga, to przecież szuka Go, przynależy do Kościoła z pragnienia. To również mnie kształtowało.
Pamiętam, gdy w 1991 r. przybyliśmy z młodymi z całego świata do Częstochowy na spotkanie z Janem Pawłem II, był tu także br. Roger. Dostrzegliśmy się gdzieś na ulicy w mieście. Przywitałem się z nim, a on z uśmiechem powiedział: – Znamy się, znamy!... Bardzo cieszyłem się z tego, że dane mi było go poznać. Na pewno był święty ten wspaniały chrześcijanin, mistyk, poeta Kościoła. Człowiek urodzony po to, żeby jednać; który w swoim sercu zjednoczył wszystkie dary Kościołów: wziął z prawosławia modlitwę do Ducha Świętego – otwarcie się na Jego tchnienie, z Kościoła katolickiego – szacunek dla autorytetu pasterza uniwersalnego, jakim jest papież, kult Maryi, świętych, modlitwę, Magnificat, spowiedź, a przede wszystkim Eucharystię – w Taizé Eucharystia sprawowana jest w katolickim duchu i przez katolickiego kapłana.
Tak więc Taizé, br. Roger i te wszystkie spotkania animowane przez braci kształtowały mnie, to była pierwsza miłość mojego kapłańskiego serca. Rosłem w słońcu Taizé.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.