Papież wolał przebiegać świat i być pasterzem wszystkich. Jego osobiste uzdolnienia i talenty pozwalały mu łatwo nawiązywać dialog zarówno z poszczególnymi ludźmi, jak i z rzeszami, niezależnie od wieku, środowiska socjalnego czy kulturalnego. Przegląd Powszechny, 2/2007
Podobne przynaglanie do dialogu charakteryzuje ekumeniczne relacje. Skromny sukces dialogu z prawosławiem w ogóle, a z rosyjskim w szczególności, jest doskonałym przykładem wytrwałości. Papież nie ustawał w proponowaniu tej metody pojednania przez zachęcanie np. do spotkań mieszanej komisji prawosławno-katolickiej w celu przedłużania dialogu teologicznego, albo do kontynuowania spotkań Papieskiej Rady do spraw jedności chrześcijan z Patriarchatem Moskiewskim, albo też przez swoje wizyty pastoralne w krajach o większości prawosławnej, jeśli miejscowa hierarchia przynajmniej nie była im przeciwna a rząd takiego kraju zapraszał papieża. Nie brakło Janowi Pawłowi II także pokory, by szczerze prosić o wybaczenie ciężkich przewinień, jakich dopuścił się Kościół katolicki w relacjach z siostrzanymi Kościołami, nie stawiając przy tym żadnych warunków i nie oczekując w zamian od tych Kościołów zajęcia takiej samej postawy wobec katolików. Oczywiście, papież był gotów przyjąć z wdzięcznością przebaczenie, gdyż wówczas dopiero otwarłaby się droga do pojednania.
Papież nie działał w pojedynkę. Dyplomacja watykańska codziennie spełniała swoją rolę, a w przypadkach szczególnych, np. w przygotowaniach pielgrzymek Jana Pawła II, wzmagała wysiłki, by tworzyć sprzyjający klimat na przyjęcia Ojca Świętego i jego przesłania.
Inaczej mówiąc, w sytuacjach szczególnie niebezpiecznych dla pokoju, Stolica Święta i papież podejmowali różnorakie inicjatywy w celu zapobieżenia otwartej wojnie; wypowiadali się przeciw użyciu broni nawet w celu przywrócenia pokoju albo zmuszenia zwaśnionych stron do negocjacji. Jest to tak stała metoda, że czasem skłonni jesteśmy uznać ją za bliską naiwności. Niemniej należy przyznać, że dążenie do zażegnania czy rozwiązania konfliktów na drodze negocjacji jest nieodzowne, choćby nawet tylko jako następstwo zbrojnego konfliktu. A Stolica Apostolska nigdy nie proponowała – co jest ogromnie znaczące – całkowitego rozbrojenia. Można to pojmować jako docenienie sił zbrojnych, choćby na zasadzie mallum necessarium (zła koniecznego), w zapobieganiu zbrojnym konfliktom, w zapewnianiu pokoju czy w jego przywracaniu.
Człowiek w centrum społeczno-politycznych postaw Kościoła a zwycięstwo demokracji w reżimach komunistycznych
Oczywiście, jak wszelka działalność polityczna, tak też postawy Stolicy Apostolskiej i papieża dotyczyły zawsze konkretnych problemów i sytuacji, w ściśle określonym miejscu i czasie, wcale nie usiłując przez to zastępować przywódców politycznych w ich wypracowywaniu strategii i taktyki, zmierzających ku temu samu celowi. Bez tworzenia teorii dotyczących politycznej działalności, Stolica Apostolska usiłowała współulepszać atmosferę służącą wprowadzaniu rządów szanujących prawa człowieka; rządów, które urzeczywistniają swoją „naturę”, oddając się służbie człowiekowi w jego wspólnocie narodowej i międzynarodowej. W służbę człowiekowi – choć inaczej niż państwo – włączał się także Kościół. Kościół i państwo spotykają się w punkcie, który stanowi ich cel i centrum. Jest nim człowiek, na którego wskazał Jan Paweł II już na początku swojego pontyfikatu jako na DROGĘ Kościoła. To także i jeszcze człowiek oraz jego godność dziecka Bożego, skłoniły papieża do wypowiedzi w Parlamencie Europejskim w 1988 r., że po Chrystusie już nie można idolatryzować społeczności jako kolektywu pożerającego ludzką osobę i jej nieredukowalną wartość. Społeczność, państwo, władze polityczne należą do zmiennej i zawsze podległej doskonaleniu rzeczywistości tego świata. Żaden społeczny projekt nie jest w stanie urzeczywistnić Bożego Królestwa jako eschatologicznej doskonałości na ziemi. Najczęściej polityczne mesjanizmy zamieniają się w najgorsze tyranie. Struktury, w jakie wyposażają się społeczności, nigdy nie są definitywne; nigdy też same przez się nie mogą zapewnić tych wartości, których pragnie człowiek. W żadnym przypadku nie mogą one zastąpić człowieczego sumienia, ani poszukiwania prawdy i absolutu.