Papież wolał przebiegać świat i być pasterzem wszystkich. Jego osobiste uzdolnienia i talenty pozwalały mu łatwo nawiązywać dialog zarówno z poszczególnymi ludźmi, jak i z rzeszami, niezależnie od wieku, środowiska socjalnego czy kulturalnego. Przegląd Powszechny, 2/2007
Można chyba zatem zaryzykować twierdzenie, że nieporozumienia, które ujawniły się już w czasie pierwszej podróży apostolskiej Jana Pawła II do Meksyku, w 1979 r., były w dużym stopniu skutkiem słownej dysocjacji (tym razem samego papieża), wiary i opartego na niej społeczno-politycznego przesłania. Gdy papież zachęcał biskupów latynoamerykańskich do ewangelizowania, nie wspominając o niezmiernie ważnych na tym kontynencie socjalnych i politycznych problemach, narzucała się niemal spontanicznie interpretacja, że Jana Pawła II nie interesował społeczny wymiar wiary; że przeciwstawiał się zatem zaangażowaniu Kościoła południowoamerykańskiego w walkę o sprawiedliwość społeczną. Tym samym, że był on w ogóle przeciw teologii wyzwolenia – wówczas bardzo aktualnej. Fakt, że w Culiacan stał się głosem tych, którzy go nie mają, albo których głos nie jest słyszalny, niczego istotnego nie modyfikował w pierwszych wrażeniach i komentarzach. A jednak obrona praw Indian z Oaxaca i Chiapas nie mających głosu zabrzmiała jasno i dobitnie. Papież przypomniał możnym tego świata, że naród ten ma prawo do skutecznej pomocy, a nie tylko do jałmużny czy namiastki sprawiedliwości, by zapewnić mu rozwój odpowiadający jego godności człowieka i godności dziecka Bożego. (...) Należy przyjąć miary odważne i głęboko nowatorskie. Należy bezzwłocznie – apelował papież – wdrożyć nieodzowne reformy.
Metoda płynąca z wiary
Dla papieża godność ludzka i godność dziecka Bożego były nierozdzielne. Były dwoma aspektami tego samego, znaczy godności osoby ludzkiej; godności pochodzącej od Boga i ku Niemu zmierzającej i to – by tak rzec – niezależnie od osobistej postawy człowieka. Dla Jana Pawła II jest to ontologiczna, wpisana w naturę ludzką, podstawa relacji człowieka z Bogiem i człowiekiem. Można zatem pojmować promocję sprawiedliwości jako konieczne przedłużenie ewangelizacji i teologicznej refleksji w sferę społeczną i polityczną; przedłużenie, które dla katolika stanowi jedną z głównych konsekwencji wiary.
Przyjmując taką pozycję, należy uznać, że ta jedność zobowiązuje chrześcijan do szukania metod dostosowanych do zasad wiary, by promować sprawiedliwość. W każdym zaś przypadku dążeniu do tego celu nie mogą przeczyć stosowane metody. W kontekście południowoamerykańskim stosowanie tej reguły najprawdopodobniej nie wydało się papieżowi oczywiste. Powtórzył to Jan Paweł II w Gdyni w 1987 r., gdy obwieszczał, że solidarność jest walką. Dodam – kontynuował papież – solidarność wzywa do walki. Nie jest ona jednak walką przeciw komukolwiek, którego utożsamiano by z wrogiem czy przeciwnikiem, którego należałoby unicestwić. Jest to walka o człowieka, o jego prawa, o jego prawdziwy postęp; walka o dojrzałą formę jego człowieczego życia. Życie ludzkie bowiem staje się „bardziej ludzkie”, gdy rządzi się prawdą, wolnością i miłością [2].
[2] Jan Paweł II pozostał wierny tej afirmacji. Świadczy o tym jego zdecydowane „nie” względem wszelkiego rewanżyzmu, skierowanego przeciw dawnym przywódcom komunistycznym w Polsce już demokratycznej. Przypomina on każdemu ze swoich współziomków, „że nie może być ni zwycięzców, ni zwyciężonych; są tylko mężczyźni i kobiety, którym należy pomóc wyjść z błędu; są ludzie, których należy podtrzymać w ich wysiłku uwalniania się ze skutków przemocy, niesprawiedliwości i nie respektowania praw człowieka. »Zwyciężonym« trzeba przypominać, że nie wystarczy dostosować się do nowej sytuacji, lecz muszą dokonać szczerego nawrócenia i, jeśli to konieczne, zadośćuczynienia; »zwycięzcom« zaś przypomnieć rangę postawy przebaczenia, by zapanował prawdziwy pokój, który pochodzi z Ewangelii miłosierdzia i miłości”.