Futbol – druga religia Włochów

Sądząc po zachowaniu, spora część trenerów, futbolistów i kibiców jest przekonana, że Pan Bóg też interesuje się futbolem. To, że sprawozdawca telewizyjny poleca w gorących sytuacjach włoską bramkę opiece Najświętszej Panienki, nikogo tu nie razi. Podobnie jak trener skrapiający ławkę wodą święconą. Przegląd Powszechny, 2/2007




HISTORIA. Ale futbol stał się narodowym sportem Włoch nie tylko dzięki wsparciu faszystów. Trafił na bardzo podatną glebę odwiecznych i do dziś istniejących tu podziałów. Nimi właśnie karmią się od ponad 100 lat włoskie kluby. Trzeba pamiętać, że Włochy to wynalazek bardzo świeżej daty. Kiedy Chodkiewicz gromił Szwedów pod Kircholmem, Wenecja biła się z Mediolanem; kiedy Wybicki pisał naszego „Mazurka”, idea państwa włoskiego dopiero się rodziła. Powstańcy styczniowi jechali kibitkami na Syberię, Norwid pisał „Fortepian Szopena”, a Włochy dopiero się jednoczyły.

Rzym, Sycylia, Sardynia, Neapol, Mediolan czy Florencja owszem, tworzyły kiedyś jedno państwo, ale wtedy w Circus Maximus ścigały się rydwany, a w Koloseum walczyli gladiatorzy. Dlatego Lombardczyk jest patriotą, kiedy gra Inter albo Milan. Piemontczyk da się posiekać za Juve albo Torino, ale kiedy gra squadra azzurra, wszyscy są „tylko” kibicami. Za tymi podziałami stoją wieki historii, wojen, ogromnych różnic w obyczajach i języku. Na dobrą sprawę to, że Sycylijczyk dogada się w Piemoncie, a Kalabryjczyk w Wenecji zawdzięczają telewizji. Włosi z całą powagą twierdzą, że fanatyzm klubowych kibiców i wielka popularność rozgrywek ligowych to proteza tych różnic, przedłużenie ciągłych i zakończonych dopiero w drugiej połowie XIX w. wojen regionalnych. Pisała o tym gorzko Oriana Fallaci we „Wściekłości i dumie”: Cham w zielonej koszuli w ogóle nie wie, jakie są trzy kolory włoskiej flagi: „Jestem Lombardczykiem!” On chciałby nas cofnąć do czasów wojen pomiędzy Florencją a Sieną. Włoskie flagi widać tylko na olimpiadzie, jeśli przypadkiem uda się zdobyć jakiś medal. Widać je też na stadionach podczas międzypaństwowych meczów piłkarskich. Jest to zresztą jedyna okazja, żeby usłyszeć okrzyki: Italia! Italia! Italia to kraj „małych ojczyzn”. Włoski patriotyzm to przede wszystkim patriotyzm parafialny, a dopiero potem państwowy. Mają nawet na to specjalne słowo: „campanilismo”, czyli jakby „dzwonnicowość”. Krajan pani Fallaci, pochodzący z Florencji, utożsamia się z tym, co widzi z dzwonnicy pysznej katedry Brunelleschiego Santa Maria del Fiore. Pagórki zasłaniają mu Sienę, a Apeniny – Turyn. Czyli z jednej strony futbol od niemal wieku jednoczy, a z drugiej dzieli Włochy z mocą niespotykaną gdzie indziej, bo genetyczną. Oba patriotyzmy znajdują ujście przede wszystkim w futbolu.

ORATORIA I AKCJA KATOLICKA. Oratoria jako swego rodzaju parafialne świetlice, zorganizowane głównie z myślą o młodych ludziach, istniały we Włoszech od XVI w. Pierwsze w Rzymie założył św. Filip Neri w 1558 r. Odbywały się tam dyskusje, spotkania, czytanie Pisma Świętego, śpiewy i naturalnie zabawy. W interesującym nas czasie, czyli od początku XX w., oratoria istniały przy niemal każdej parafii. Oratoria otrzymały ogromny impuls, gdy po I wojnie światowej we Włoszech eksplodowała Akcja Katolicka, oczko w głowie Piusa XI. Proboszczom przyszła w sukurs cała armia zaangażowanych świeckich, którzy uznali oratoria za jeden z naturalnych terenów swego działania. Już na długo przedtem były one miejscem, do którego rodzice gremialnie wysyłali dzieci po szkole. Biedne, oprócz wychowania religijnego, zdobywały tam dodatkowe wykształcenie, a przez to i szansę na awans społeczny. Oratoria nie były jednak przytułkiem dla biedoty, a miejscem moralnego i religijnego formowania dzieci i młodzieży bez względu na status majątkowy rodziców. Świeccy tchnęli w nie nowe życie i nowe formy działania. Jedną z nich, wychodzącą naprzeciw potrzebom dzieci, była zdobywająca sobie właśnie ogromną popularność gra w piłkę. Łąki, placyki i skwery przy oratoriach w „czynie religijno-społecznym” zamieniano masowo w boiska. Powstała sieć rozgrywek międzyparafialnych. Piłkę zaczęły kopać miliony. Nic więc dziwnego, że oratoria, w których młody proboszcz uganiał się za piłką ze swoimi wychowankami, stały się naturalnym miejscem wyszukiwania talentów dla zawodowych klubów.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...