W całej, wcale niejednoznacznej, sprawie Benedykt XVI uznał, że na szali leży zbyt wiele i powstrzymał szarżujących hierarchów. Dał im przy okazji do zrozumienia, że polityką w Kościele zajmuje się Sekretariat Stanu. Przegląd Powszechny, 11/2009
Trudno bowiem uwierzyć, że we włoskim Kościele nikt nie wiedział o wyroku na Boffo. Najpewniej dlatego sprawę udawało się utrzymać w tajemnicy przez pięć lat. Tylko w tym kontekście można uznać, że atak na Boffo był atakiem na cały włoski Kościół. Poza tym włoscy biskupi, sugerując, że za „akcją Boffo” stał Berlusconi (Nie damy się zastraszyć!), chyba świadomie, w polemicznym zacietrzewieniu, minęli się z prawdą. I trudno nie uznać tego za próbę skierowania nieprzyjemnej dyskusji o Boffo na boczny, ślepy tor.
Dla każdego, kto śledzi włoskie media, jest jasne, że Vittorio Feltri, dojrzały, niezależny dziennikarz o centroprawicowych poglądach, na zlecenie wykonania „medialnego mordu” zareagowałoby dymisją, a w chwilę potem pogrążył zleceniodawcę we wszystkich włoskich telewizjach. A jeśli Berlusconi w chwilę po ukazaniu się ataku na Boffo zmienia plan dnia i zwołuje swoich najbliższych współpracowników na naradę, by wydać potem oświadczenie, w którym ten atak kategorycznie piętnuje, to też jest jasne, że wyskok Feltriego nieprzyjemnie go zaskoczył. Poza tym wytrawny polityczny strateg Berlusconi, po uszy tkwiący w kłopotach z powodu skandali obyczajowych, zdaje sobie doskonale sprawę, że, wojując z Kościołem, kopałby sobie polityczny grób, a trudno go podejrzewać o skłonności samobójcze.
Boffo ofiarą
Tak czy inaczej, Boffo padł ofiarą politycznej wojny rozpętanej przez włoską lewicę, a wcale się na nią nie wybierał. Lewica przegrała z kretesem wybory trzy razy z rzędu (parlamentarne, do Parlamentu Europejskiego i lokalne). Do dziś nie ma jasnego programu ani poważnego przywódcy. Gdy w maju wyszło na jaw, jak źle prowadzi się premier, próba delegitymizacji Berlusconiego ze względu na tzw. kwestie moralne stała się jedynym celem, jedyną strategią i taktyką walki politycznej włoskiej lewicy. Niewybredna kampania, w której już oskarżono Berlusconiego o pedofilię i narkomanię, trwa do dziś.
Najpoważniejsze włoskie gazety i programy publicystyczne w telewizji zaczęły przypominać najwulgarniejsze niemieckie czy brytyjskie tabloidy. Publikowano szczegóły intymnych rozmów premiera z damą, z którą spędził noc, zastanawiano się, czy Berlusconi wspiera jurność zastrzykami. I to nie obok, a zamiast doniesień i komentarzy o sprawach naprawdę ważnych w kraju czy zagranicą. Poza lubieżnym premierem, bohaterkami włoskich mediów zostały luksusowe prostytutki i ich otoczenie. „Avvenire”, w porównaniu z innymi włoskimi mediami, naprawdę zachowywało dystans. Pomijając dwuznaczność skandalu, jeśli atak „Il Giornale” miał być zemstą za krytykę Berlusconiego, był niesprawiedliwy, bo nie było się za co mścić.
Uzurpacje włoskiej lewicy
Naturalnie włoska lewica podchwytywała każdy głos krytyczny włoskich hierarchów i katolickiej prasy pod adresem Berlusconiego, by tryumfalnie ogłosić: Kościół z nami! Ba! Gdy tylko Benedykt XVI wypowiadał się o znaczeniu moralności w prowadzeniu biznesu czy polityki, co zdarza mu się z racji światowego kryzysu siłą rzeczy dość często, lewica, cytując jego słowa, twierdziła, że to aluzja do sytuacji we Włoszech i zawoalowany atak na Berlusconiego. Tego rodzaju nieuprawnione egzegezy wystąpień papieskich czy artykułów w „L’Osservatore Romano” potrafiły się ciągnąć w lewicowej prasie całymi stronami.
Po te argumenty pełnymi garściami sięgali politycy opozycji. Najczęściej ci, którzy co chwila podnoszą krzyk, że Watykan i włoski Kościół niedopuszczalnie ingerują w sprawy świeckiego włoskiego państwa. Zrozumiałe więc, że Watykan zepchnięty wbrew własnej woli na pozycję sojusznika lewicy w wojnie z Berlusconim nie czuł się tam wygodnie. Co więcej, jak często bywa, niektóre krytyczne wypowiedzi włoskich hierarchów czy wręcz antyberluskońska linia najpoczytniejszego włoskiego tygodnika „Famiglia Cristiana” wydawanego przez paulistów szły też na rachunek Watykanu. Nic więc dziwnego, że Stolica Apostolska musiała się z tego narożnika delikatnie wyboksować, sugerując przy okazji, jak choćby Vian w wywiadzie dla „Avvenire” i tekstach w „L’Osservatore Romano”, by włoski Kościół zrobił to samo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.