Wirtualny świat zdaje się coraz częściej zastępować świat rzeczywisty. Jest on praktycznie nieograniczony, pozbawiony kontroli, anonimowy. Czy jednak także wyjęty spod oceny moralnej? Księża nie mówią o tym na ambonie i katechezie, a zatem to nie grzech – tak zdaje się rozumować wielu ludzi. Różaniec, 5/2008
Wiktoria: Kocham swojego męża. Świetnie nam się układa. Mamy wspaniałe dziecko. Dlatego szukam żonatego, najlepiej dzieciatego. Bo będzie dyskretny.
– Dlaczego na czacie, a nie w realu?
– Dla bezpieczeństwa. Nie powiem ci, jak się nazywam ani skąd jestem, w realu spotkamy się raz w umówionym miejscu i nigdy więcej się nie zobaczymy.
– Co byś zrobiła, gdyby mąż cię zdradzał w tym samym czasie?
– Bylebym o tym nie wiedziała.
Wirtualny świat zdaje się coraz częściej zastępować świat rzeczywisty. Jest on praktycznie nieograniczony, pozbawiony kontroli, anonimowy – a przez to wygodniejszy. Czy jednak także wyjęty spod oceny moralnej? W Dekalogu nie ma żadnej wzmianki o internecie – tłumaczą się internauci. Rachunki sumienia w sfatygowanych, pierwszokomunijnych książeczkach do nabożeństwa milczą o cyberseksie. Księża nie mówią o tym na ambonie i katechezie. A zatem to nie grzech – tak zdaje się rozumować wielu ludzi. Ale sumienie nie daje spokoju. Zgrzyta. Podpowiada, że prawda jest inna.
Czy flirtowanie przez internet w sytuacji, gdy ma się żonę, męża, to grzech? Seks wirtualny to już zdrada małżeńska czy tylko niewinna miłostka, o której jutro się zapomni? Przecież nie widać twarzy, imiona zastępują nicki, dozwolone są fantazje, kłamstwa, nie ma tematów tabu. Wszystko wolno. Wszyscy sobie zdają sprawę z wirtualnej utopii, traktują ją jak konwencję, z której można w dowolnym momencie wyjść. Czy więc coś, co jest nieprawdziwe, można oceniać? Przecież to tylko niepoważne igraszki… I wielu tak to traktuje.
Pozostaje tylko jedno pytanie: Dlaczego z powodu tych „niewinnych igraszek” rozpadają się rodziny, przyjaźnie, narzeczeństwa w realnej aż „do bólu” rzeczywistości? Dlaczego niszczą one zaufanie i wtrącają w otchłań nierzeczywistości? Może właśnie dlatego, że „niewinne” pogaduszki przez internet w pewnym momencie zaczynają spełniać rolę kostki domina, która porusza całą resztę? Naruszony nieopatrznie bądź dla zabawy kamień okazuje się jednym z kamieni węgielnych: traci się zaufanie, wierność. I cała budowla zamienia się w ruinę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.