Przyszła na świat po usilnych modlitwach rodziców w Betlejemskiej Grocie. Jak Jezus przeżywała dużą część życia w Galilei. Jak On doświadczyła wędrówki do Egiptu. Jak On doznała ubóstwa, upokorzenia, ogołocenia. Jak On przemierzała Ziemię Świętą, dotykała jej własnymi stopami, żyła na niej i na niej umarła. Głos Karmelu, 21/2008
Może warto rozpocząć tę refleksję od przytoczenia bardzo prostego faktu. Bł. Maria od Jezusa Ukrzyżowanego miała szczęście iść tymi samymi drogami co jej Umiłowany Mistrz, niejako odtwarzać Jego „geografię zbawienia”.
Przyszła na świat po usilnych modlitwach rodziców w Betlejemskiej Grocie. Jak Jezus przeżywała dużą część życia w Galilei. Jak On doświadczyła wędrówki do Egiptu. Jak On doznała ubóstwa, upokorzenia, ogołocenia. Jak On przemierzała Ziemię Świętą, dotykała jej własnymi stopami, żyła na niej i na niej umarła. Co to znaczy widzieć ludzkimi oczyma te same krajobrazy, te same lilie, te same ptaki na niebie i tak samo dziękować za nie Ojcu? Jak to jest: jeść chleb pieczony od wieków według tej samej receptury, pić z podobnie wypalanego naczynia wodę, oddychać tym samym powietrzem, siadać przy studni w skwarze południa? Tak naprawdę tego nie wiemy. Ale możemy przypuszczać, że to ziemskie, cielesne itinerarium łączy Mariam z człowieczeństwem Jezusa, pozostawiając w niej pieczęć swoistego podobieństwa.
Nie sposób nie dotknąć na początku jeszcze jednej sprawy. Na Soborze Chalcedońskim (451 r.) orzeczono, że Jezus Chrystus jest „doskonały w bóstwie” (wykluczono w ten sposób wszelkie hellenistyczne widzenie w Nim jakiegoś pół-boga) i „doskonały w człowieczeństwie”. To drugie oznacza, że człowieczeństwo Jezusowe nie jest brakiem, lecz ma także właściwą ludzkiej naturze doskonałość. Jednego i tego samego Chrystusa należy zatem wyznawać bez zmieszania (Sobór zabrania w ten sposób ograniczania człowieczeństwa Jezusa) i bez zmiany (Chrystus nie przestaje być Bogiem, gdy zaczyna być człowiekiem). Jest on vere Deus, vere homo – „prawdziwie Bogiem, prawdziwie człowiekiem”. Ten podstawowy dogmat chrześcijaństwa znajduje niejako odwzorowanie w życiu Mariam. Tak oto Matka Elia, przeorysza, która przyjęła ją do Karmelu w Pau, a potem w nowicjacie była jej mistrzynią, relacjonuje jedną z rozmów ze swoją podopieczną: „Zapytałam ją, czy czuje się pociągana, czy ma specjalne nabożeństwo do jakiejś tajemnicy. Odpowiedziała: to Jezus w swym ciele i jako Bóg. – Jego Człowieczeństwo i Bóstwo, czyż nie tak moje dziecko? Tak, moja Matko – Jezus, cały Jezus i Maryja jako Matka Jezusa. Kocham wyobrażanie sobie, jak ona nosiła Jezusa w swym łonie, oto cała moja pobożność”.
Jezus był dla Mariam Oblubieńcem. W miłości oblubieńczej Jezusa Chrystusa sfera duchowa zawsze tajemniczo łączy się cielesną, z wpatrywaniem się w Jego twarz, z cielesnym współcierpieniem. Mariam kochała Jezusa tak, jak dziewczyna kocha oblubieńca, żarliwie, czule, rzucając się w Jego ramiona, czując często nawet zapach Jego szat.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.